Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiktor Wołkow był szlachetnym kronikarzem

Janka Werpachowska [email protected]. 85 748 95 44
Fotografie Wiktora Wołkowa przetrwają próbę czasu, bo dokumentują zjawiska uniwersalne i symboliczne – jest pewien profesor Andrzej Strumiłło.
Fotografie Wiktora Wołkowa przetrwają próbę czasu, bo dokumentują zjawiska uniwersalne i symboliczne – jest pewien profesor Andrzej Strumiłło. Wojciech Wojtkielewicz
Wiktora Wołkowa i profesora Andrzeja Strumiłłę łączyło nie tylko blisko czterdzieści lat wspólnej pracy nad albumami fotograficznymi. Byli przyjaciółmi.

Kiedy myślę o Wiktorze, sięgam pamięcią do czasów dawnych sprzed około czterdziestu lat. To wtedy do redakcji "Projektu" pani Danuta Wróblewska przyniosła paczkę fotografii nikomu nieznanego, początkującego, bardzo młodego fotografa z Białegostoku, z prośbą o recenzję. Z natury jestem sentymentalnym romantykiem. Przejrzałem zdjęcia. To mnie trafiło. Był w nich powściągliwy realizm zaprawiony romantycznym, wielkodusznym stosunkiem do przyrody, do człowieka, do historii. Z satysfakcja napisałem tę recenzję. A potem los sprawił, że po powrocie ze Stanów Zjednoczonych mogłem zrobić jego pierwszą książkę - tymi słowami rozpoczął swoją gawędę o Wiktorze Wołkowie profesor Andrzej Strumiłło podczas spotkania w białostockim Ratuszu.
Spóźniona promocja

Był to wieczór wyjątkowy. Powinien odbyć się pod koniec ubiegłego roku - bo już wtedy gotowy był album "Ptak", który ukazał się nakładem Wydawnictwa Uniwersyteckiego Trans Humana.

- To jest ostatni album, na którego ostateczny kształt Wiktor Wołkow miał jeszcze wpływ - wspomina Elżbieta Kozłowska-Świątkowska, redaktorka wydania. - To była dla mnie osobiście bardzo trudna decyzja, jednak nie wyobrażałam sobie, żeby miała się odbywać promocja książki w momencie, kiedy jej autor nie może w tym wydarzeniu uczestniczyć.

Bo wtedy Wiktor Wołkow walczył już z chorobą, która pokonała go wiosną tego roku. Zmarł 27 marca, w Supraślu. Za tydzień świętowałby sześćdziesiąte urodziny.

- Ani jego albumy, ani tym bardziej sam Wiktor nie potrzebują promocji - dodaje Elżbieta Kozłowska-Świątkowska. - Dlatego niech to spotkanie będzie okazją do ciepłych wspomnień. Listopad to szczególny miesiąc w polskim kalendarzu, kiedy wracamy pamięcią do naszych bliskich, którzy już odeszli.

Fotografia jak poezja biała

- Ten pierwszy album powstał w 1984 roku - wspomina profesor Strumiłło. - Miał bezpretensjonalny tytuł: "Wołkow". Zdjęcia były w sepii. Teksty zamówiłem u Edwarda Redlińskiego. Przysłał pierwszy - odrzuciłem. Drugi - odrzuciłem. Dopiero za trzecim razem byłem zadowolony. Są to takie mini eseje poetyckie, korespondujące z fotografiami Wiktora. Wiktor był pełnym zaufania i tolerancji współpracownikiem. Pozwalał przycinać, wycinać; pozwalał na zderzenie nieoczekiwanych form w sensie graficznym. Można było tym jego materiałem fotograficznym bawić się. Ta książka była tez i dla niego lekcją myślenia porządkującego obraz i jego kompozycję. On się stale rozwijał, ale musze powiedzieć, że jego fotografię można porównać do poezji białej. Nie dominowała w niej ani zabawa formalna, ani tez pretensje osobiste artysty, który chciał wyrazić wyłącznie własną osobowość. Była w tym pokora, szczerość i uczciwość wobec zjawisk, które pozostają niedostrzegalne czasem dla człowieka. To, co on zrobił w tym albumie "Ptak", kiedy zobaczył ziemię z lotu ptaka, kiedy spojrzał na świat z innego punktu widzenia - to jest dla mnie niezwykle piękne formalnie, bo struktury tej ziemi tworzą piękna i już abstrakcyjną konstrukcję wszechświata.

Każdy chce mieć skrzydła

- O tej ostatniej książce mówię ze szczególną przyjemnością, bo każdy chce mieć skrzydła. Już od czasów Ikara, poprzez Leonarda da Vinci, poprzez braci Montgolfier, Wright, człowiek tęskni do uniesienia się w powietrze, do oderwania się od codzienności. Miewałem sny, że stoję na szczycie katedry i zrywam się do lotu. Lecę, daleko lecę, mijam chmury, jakieś wszechświaty i dolatuję do miejsca, w którym anioł strzegący bram perłowych Nowego Jeruzalem woła do mnie: "Wracaj, bo to tylko sen". Zrobiłem z Wiktorem około dziesięciu albumów. I każdy z nich był symbolem. Bo symbolem jest krzyż, symbolem jest słońce, symbolem jest rzeka, symbolem jest koń, symbolem jest w końcu ptak. To są wielkie słowa, wokół których budowane są pewne mity człowieczeństwa, pewne wartości, które są uniwersalne. I tak też jest z jego fotografią. Ona wytrzyma czas. Ostatnia książka Wiktora Wołkowa, którą zrobiłem, to album "Koń", który się wkrótce ukaże. Koń, który niestety odchodzi. Ten koń sokólski, koń roboczy odchodzi. To jest więc też dokument czegoś, czego wkrótce nie będzie. Wiktor jest szlachetnym kronikarzem tego człowieka, tej ziemi i wszystkiego, co na tej ziemi żyje.

Ptak

Czerń na bieli staje się ptakiem. Ptak na bieli staje się czernią - te słowa profesora Andrzeja Strumiłły otwierają album fotografii Wiktora Wołkowa "Ptak". Czarno-białe zdjęcia są plonem kilkudziesięcioletniej przygody - bo Wiktor nigdy nie popadł w rutynę, wydawało się, że kiedy mówi o swoich zdjęciach, staje się dzieckiem dopiero odkrywającym piękno tego świata. Jak każdy album Wiktora Wołkowa, również i ten zawiera oprócz fotografii ważną warstwę tekstową. Tym razem są to fragmenty pracy księdza Krzysztofa Kluka "Zwierząt domowych i dzikich, osobliwie krajowych, historii naturalnej początki...". Tom II "Ptastwo" wydany w 1779 roku to zbiór haseł gęsto utkanych perełkami pięknej polszczyzny. Ich lektura zapewni wiele radości.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny