Młodzi architekci nie mają pojęcia, że takie przybory w ogóle kiedyś istniały. Nie wiedzą co to piórko, graphos - mówi Andrzej Ostaszewski.
Jest emerytowanym technikiem budowlanym. W latach 1963-91 robił projekty prefabrykatów w zlikwidowanym w 2010 roku Miastoprojekcie.
- Działało od 1949 roku jako Białostockie Przedsiębiorstwo Budowlane. Kiedy mnie przyjmowano do pracy było to już Wojewódzkie Biuro Projektów. Siedziba mieściła się w kamienicy przy dawnej ul. Dzierżyńskiego, a obecnie Dąbrowskiego 14. Pracownie mieliśmy zaś w nieistniejącym już budynku, który stał naprzeciwko kościoła św. Rocha, bliżej delikatesów - zaczyna swą opowieść pan Andrzej.
W latach 70. biuro zmieniło nazwę na Miastoprojekt - Białystok. Najpierw mieściło się w budynku przy ul. Sienkiewicza 82, a od lat 80. aż do likwidacji - przy ul. Młynowej 21. - Serce się kraje, gdy patrzę na ten budynek. Pamiętam, jak wiadrami nosiliśmy beton na jedenaste piętro. W papierach był to zresztą hotel pracowniczy, bo Edward Gierek nie zgadzał się na budowanie biur i urzędów - śmieje się.
Architekci z Miastoprojektu zaprojektowali m.in. budynki naszej politechniki i komendy wojewódzkiej policji, a z dużych osiedli - Dziesięciny i Nowe Miasto. - Pomniejszych projektów nie sposób zliczyć. Na pewno śledząc dzieje biura można napisać historię powojennej odbudowy Białegostoku - mówi Ostaszewski.
A wiadomo, że żaden projekt nie powstałby bez przyborów. Pan Andrzej ma je wszystkie skatalogowane. Na eksponatach nalepione są numery. Tym sposobem, patrząc na przygotowaną tabelkę, poznamy nazwę danego przyboru i dowiemy się, w którym roku powstał. - Tu na przykład mamy służące do kreślenia i opisywania projektów graphosy. Wyjmowało się tzw. pływak, do którego wlewaliśmy tusz i zakładaliśmy piórko. Dzięki graphosowi uzyskiwaliśmy linie określonej grubości, w zależności od rodzaju piórka - dodaje nasz rozmówca.
W kolekcji jest też taśma klejąca „pryszczatka”, nazywana też gęsią skórką. Dlatego, że jest chropowata po zewnętrznej stronie. Służyła do przyklejania do stołu kreślarskiego kalki. Wrażenie robi też używany w geodezji dingraph. Był niezbędny do wykonywania pisma technicznego. - Trzeba było położyć szablon i niewielką prowadnicą nanosić tusz na papier. „Wyskakiwały” takie litery, jak mieliśmy na szablonie - opowiada pan Andrzej.
Wszystkie te niespotykane już dziś przybory nasz rozmówca trzyma w swoim garażu. Bardzo chciałby pokazać je na szerszym forum. - Byłem w Muzeum Podlaskim. Dyrektor nie był jednak zainteresowany. W ogóle zauważyłem, że historycy bardziej interesują się XX-leciem międzywojennym, niż latami powojennymi - uważa pan Andrzej.
- To nieprawda - ripostuje Andrzej Lechowski, dyrektor Muzeum Podlaskiego. - Wystarczy chociażby poczytać publikacje prof. Joanny Sadowskiej. Lata po II wojnie światowej nie są przez historyków pomijane.
Jednak eksponatów Andrzeja Ostaszewskiego na razie w muzeum nie widzi. - Z całym szacunkiem dla pana Andrzeja, gdyby przyniósł np. graphos, którego używał słynny architekt Stanisław Bukowski, to moglibyśmy pomyśleć - mówi.
Nasz Czytelnik nie daje jednak za wygraną. Zamierza pójść też do innych instytucji. - Marzy mi się Muzeum Budownictwa - nie ukrywa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?