Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Łazewski: Rodzinne strony działają na mnie jak piorunochron. Uziemiają

Anna Kopeć
Białostoczanie rozsiani są naprawdę po całym kraju, po różnych teatrach. To także zasługa pani Antoniny Sokołowskiej, która wychowała całe rzesze aktorów - mówi Jerzy Łazewski.
Białostoczanie rozsiani są naprawdę po całym kraju, po różnych teatrach. To także zasługa pani Antoniny Sokołowskiej, która wychowała całe rzesze aktorów - mówi Jerzy Łazewski. Wojciech Wojtkielewicz
Moje źródło zdrowia, energii jest na Białostocczyźnie. Wiem, że to brzmi bardzo górnolotnie i można się z tego podśmiewywać, ale tak jest naprawdę - mówi aktor Jerzy Łazewski.

Kurier Poranny: Jakie ma Pan pierwsze skojarzenie ze słowem Białystok?

Jerzy Łazewski: Przede wszystkim osiedle Tysiąclecia. To ulice Mazowiecka, Zwierzyniecka i Wesoła. W takim trójkącie się wychowywałem, tam spędziłem dzieciństwo. Ostatnio przejeżdżałem tam samochodem i się zgubiłem. Tej ulicy już nie ma, dziś jest poprowadzona zupełnie inaczej. To było zupełne zaskoczenie. Śmiałem się sam z siebie, że wcześniej znałem tu niemal każdy kamień, a dziś nie wiem w którą stronę skręcić. Z moim osiedlem związany jest klub Millenium, czyli pierwsza siedziba Teatru Klaps pani Tosi Sokołowskiej. To tam stawiałem pierwsze kroki aktorskie. Właśnie tu się zaczęła cała moja przygoda z teatrem i ze sztuką. Kolejne skojarzenie to Zwierzyniec, park przy Pałacu Branickich, cerkiew Świętego Mikołaja - to także ważne miejsca w moim życiu.

Uczył się Pan także w Liceum Plastycznym w Supraślu. Chciał Pan być plastykiem?

Zdecydowałem się na tę szkołę, bo rysowanie i malowanie zawsze były mi bliskie. To było naturalną koleją rzeczy, że się tam znajdę. Ale w trakcie tej nauki, kiedy zupełnie przypadkiem wpadłem do Teatru Klaps zacząłem się zastanawiać, którą drogę obrać. Bardziej pociągał mnie teatr, bo ta ścieżka była przeze mnie jeszcze nieprzetarta i wydawało mi się że więcej mogę na niej zrobić. Niemniej jednak te dwie dziedziny artystyczne ciągle się w moim życiu przewijają. Tworzę scenografię i kostiumy do spektakli, wciąż maluję, a ostatnio moja pasja to rzeźba.

Wyjechał Pan do Warszawy zaraz po maturze?

Tak. Zdałem egzamin do szkoły aktorskiej i już zostałem. Miałem to szczęście, że przez siedem sezonów pracowałem w teatrze Jerzego Grzegorzewskiego. I tam wszystko zaczęło mi się zgadzać. Moje wykształcenie teatralne i plastyczne złożyło się w jedną całość. To był mój nieszczęśliwy, tuż po szkole, okres artystyczny.

Czy Białystok to dobre miejsce do rozwijania kariery artystycznej?

Teraz każde miejsce jest dobre jeśli ma się pomysł na siebie. Jeżeli jest się konsekwentnym w swoim działaniu to media, inni ludzie to dostrzegą. Kiedy ja zaczynałem Warszawa była jedynym i najlepszym miejscem do robienia kariery. Tam się wszystko kumulowało, koncentrowało, tak jest do tej pory, ale nie jest to już wyjątek. To nie jest jedyne miejsce do tego żeby robić coś ciekawego.

A dziś jak wygląda Pańska praca?

Teraz jestem tzw. wolnym strzelcem. Nie żałuję tego, bo mogę realizować się tak jak chcę, nikt mi niczego nie narzuca. Robię kilka ciekawych projektów, jednym z ostatnich jest spektakl z tzw. tłumaczeniem cieniowym. To spektakl dla głuchych. Nie ma tu błędu - nie dla głuchoniemych, a dla głuchych. Tak mówią o sobie i tak chcą aby się o nich wyrażać. Polega to na tym, że na scenie do każdego z aktorów jest przypisany tłumacz języka migowego. Chodzi za aktorem jak cień, tłumaczy i trochę też odgrywa daną scenę. To dość popularne na Zachodzie. W Polsce po raz pierwszy zrobiliśmy takie przedstawienie w Warszawie w teatrze offowym.

Często przyjeżdża Pan do Białegostoku? Ma Pan tu rodzinę, znajomych?

Tak mam tu rodzinę, przyjaciół z dzieciństwa - to najtrwalsze związki. Przez rok studiowałem tu psychologię, więc z tych czasów też mam fajnych znajomych. Chętnie do nich wracam. Nawiązując do słów Mickiewicza „Litwo Ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie”, to moje źródło zdrowia, energii jest właśnie tutaj, na Białostocczyźnie. Wiem, że to brzmi bardzo górnolotnie i można się z tego podśmiewywać, ale tak jest naprawdę. Tutaj ładuję swoje akumulatory żeby działać i pracować dalej. Poza tym rodzinne strony działają na mnie trochę jak piorunochron - to uziemia. Kiedy się tu przyjeżdża, okazuje się, że to co wydawało się ważne nagle nie jest już tak istotne, nabiera się dystansu do różnych spraw. Dziś moi rodzice mieszkają w domu jednorodzinnym jadąc w kierunku do Wasilkowa. Ale większość przyjaciół wciąż jest na osiedlu Tysiąclecia. Do Białegostoku przyjeżdżam nie tylko na święta. Jestem zapraszany na Kresy, czyli konkurs recytatorski dla Polaków zza granicy. Bywałem tu także ze spektaklami, które reżyserowałem dla studentów Szkoły Głównej Handlowej. Na tej uczelni prowadzę teatr Scena Główna Handlowa.

Często spotyka Pan kolegów po fachu, którzy również pochodzą z Białegostoku?

Na każdym roku w Akademii Teatralnej w Warszawie na wydziale aktorskim przynajmniej jedna osoba jest z Białegostoku. Poza tym z Białegostoku pochodzi mnóstwo aktorów. To bardzo miłe kontakty. Więcej nas łączy niż dzieli. Białostoczanie rozsiani są naprawdę po całym kraju, po różnych teatrach. To także zasługa pani Antoniny Sokołowskiej, która wychowała całe rzesze aktorów.

Co Pańskim zdaniem wyróżnia białostoczan? Mają jakieś cechy szczególne?

Pewna otwartość, inny rodzaj energii, życzliwość. Coś takiego co trudno nazwać i uchwycić kiedy jest się tu na co dzień, widać to za to na tle innych ludzi. To coś czego nie mają ludzie z innych regionów. Myślę, że wynika to z mieszaniny narodowościowo-religijnej, z tej mozaiki tak charakterystycznej dla tego regionu. To widać i oczywiście słychać. Nasze sljedzi są nie do podrobienia (śmiech).

Gdzie w najbliższym czasie będziemy mogli Pana zobaczyć?

Przygotowałem koncert na podstawie „Nocy i dni”, mówię tam fragmenty powieści Marii Dąbrowskiej z towarzyszeniem harfy i kwartetu smyczkowego. I to prezentujemy w Warszawie. Przygotowaliśmy także na podstawie „Teatrzyku Zielona Gęś” Gałczyńskiego przedstawienie „Transmogryfikacje”, które prezentujemy w Teatrze Wawer w Warszawie.

Czuje się Pan już warszawiakiem?

Chyba tak. Jednak to dorosłe, świadome życie nie tylko artystyczne związane jest z Warszawą. Wiem, że ludzie różnie mówią o stolicy, ale jak się ma swój krąg znajomych, swoje ścieżki... to jest to fantastyczne miejsce do życia. W Warszawie każdy jest skądś. Nigdy nie wstydziłem się, że jestem z Białegostoku, nigdy się tego nie wypierałem. Wydaje mi się, że to wielki mój atut, że jestem z Podlasia.

Jerzy Łazewski to aktor, malarz. W 1992 roku ukończył Wydział Aktorski PWST im. A. Zelwerowicza w Warszawie. Obecnie współpracuje z Teatrem WARSawy. W dorobku ma wiele ról teatralnych i filmowych. Prowadzi Teatr Scena Główna Handlowa w Warszawie. Uczy kultury żywego słowa, czyli elementów recytacji, dykcji i głosu. Wspólnie z Kazimierzem Gawędą napisał trzy książki z zakresu wymowy. Ponadto rysuje, tworzy grafiki, maluje i rzeźbi; współtworzy grupę malarską „Nowa Ikona”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny