Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Butkiewicz: Straciłem honor i majątek

Agata Masalska [email protected]
– Odzyskałem mieszkanie, ale wpadłem w finansowe tarapaty – narzeka Jan Butkiewicz. – Muszę zapłacić za to, że komornik wyrzucił mnie z mojego mieszkania.
– Odzyskałem mieszkanie, ale wpadłem w finansowe tarapaty – narzeka Jan Butkiewicz. – Muszę zapłacić za to, że komornik wyrzucił mnie z mojego mieszkania. Agata Masalska
Przez pół roku tułał się po mieście. Za to i za wstyd przed sąsiadami domaga się od urzędników zadośćuczynienia. - Nikt, nigdy tak mnie nie poniżył - mówi Jan Butkiewicz.

Stałem w kapciach na szesnastostopniowym mrozie - opowiada Jan Butkiewicz. - Na oczach gapiów wynajęci przez komornika ludzie wynieśli z mieszkania nasze rzeczy i upchnęli w ciężarówce. Z tłumu słyszałem opinie, że znowu wywożą pijaków. Nie miałem odwagi podnieść oczu.

Kiedy później sąd uznał, że lokal wciąż jest własnością Butkiewicza, ten zażądał od spółdzielni mieszkaniowej, która zleciła eksmisję zadośćuczynienia. Proces w tej sprawie właśnie się rozpoczął.

Wezwanie po dziesięciu latach

Jan Butkiewicz dobiega sześćdziesiątki, jest wojskowym emerytem. Mieszka w Suwałkach, z żoną Danutą i dorastającym synem od kilkunastu lat. Osiadł tutaj, bo marzył o spokojnej starości. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że życie w urokliwie położonym, nad Czarną Hańczą mieście zamieni się w koszmar.

Butkiewicz kupił niewielkie mieszkanie w centrum Suwałk. Jak mówi, nigdy łatwo nie było. Dzieci (w sumie wychował troje), coraz większe problemy ze zdrowiem, skromna pensja żony i jeszcze niższa emerytura. Wkrótce zaczęło brakować pieniędzy, trzeba było ciąć wydatki. Ostatecznie przestał płacić czynsz za mieszkanie. Gdy zobowiązania sięgnęły kilku tysięcy złotych, kierownictwo Suwalskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, która zarządza domem postanowiło wyegzekwować należność. Ruszyły związane z tym procedury.

- Najpierw straciłem status członka spółdzielni, a później sąd wyraził zgodę na eksmisję - wspomina.

Od tego czasu minęło dziesięć lat.

- Byłem przeświadczony, że sprawa jest już nieaktualna. W ostatnich latach starałem się bowiem regularnie uiszczać wszystkie opłaty - dodaje.

Zdziwił się w styczniu ubiegłego roku, gdy ze spółdzielni mieszkaniowej otrzymał pismo. Zarządca nakazał Butkiewiczowi przeniesienie się do lokalu socjalnego. Dał na to kilka tygodni.

- Sądziłem, że to pomyłka, albo głupi żart - opowiada.

Próbował wyjaśniać sprawę u zarządcy, dociekać o co chodzi. A wtedy urzędnicy wyciągnęli z szuflady sądowy wyrok. I dodali, że muszą go zrealizować. Dlaczego dopiero po dziesięciu latach? Okazało się, że dopiero teraz suwalskie władze dysponowały wolnymi lokalami socjalnymi. I przekazały je spółdzielni.

Butkiewicz zaczął udowadniać swoje racje, zarzucać zarządcę pismami. Prosił, by odstąpił od eksmisji, przypominał, że teraz jest solidnym lokatorem. Podnosił też, że nikt nie pozbawił go prawa własności do lokalu. A jeśli tak, to spółdzielnia nie może wyrzucać go za drzwi.
- Urzędnicy kiwali głowami i, jak się wkrótce okazało, robili swoje - dodaje nasz rozmówca.

W kapciach na mrozie

Termin eksmisji został wyznaczony na połowę stycznia. Butkiewicz go zlekceważył. Był przeświadczony bowiem, że nie dojdzie do skutku.

- Miałem takie zapewnienia prawników, do których zwróciłem się po poradę - dodaje. - Twierdzili, że przepisy są po naszej stronie. A w takiej sytuacji do eksmisji na pewno nie dojdzie.

Jeszcze spał, gdy do drzwi mieszkania zapukał komornik. Był w asyście policji.

- Potraktował mnie, jak bandytę - żali się suwalczanian. - Ekipa wtargnęła do mieszkania, zaczęła pakować rzeczy do worków.

Ktoś podobno zaczął zastanawiać się, czy w wynajętym samochodzie wszystko się zmieści. Wtedy padła rada: upchnąć kolanem, a resztę rozdać sąsiadom.

Na oczach sąsiadów i przypadkowych gapiów wynajęci przez komornika ludzie wynieśli majątek Butkiewiczów do stojącej przed blokiem ciężarówki.

- Byliśmy tym oszołomieni, staliśmy w kapciach na mrozie i zupełnie nie wiedzieliśmy, co robić - opowiada Butkiewicz. - Docierały do mnie komentarze gapiów. Jakiś mężczyzna mówił, że w tym rejonie mieszka wiele patologicznych rodzin, że najwyższa pora zrobić z nimi porządek. Inny przechodzeń dodał, że pewnie za wódkę nas wyrzucają.

Godzinę później było już po wszystkim. Dorobek życia emeryta i jego rodziny został przewieziony do zrujnowanego lokalu socjalnego, znajdującego się na obrzeżach miasta. Tam złożono wszystkie rzeczy. Jedne worki na drugich.

- Mięso wyciągnięte z zamrażarki znajdowało się w worku z butami - opowiada suwalczanin. - Na jednym stosie leżały ubrania, kwiatki i naczynia. Lokal był bardzo mały, nawet nie dało się ustawić tam mebli. Do tego było zimno i brudno. Brakowało prądu. Nie mogliśmy tam pozostać.

Zrozpaczoną rodzinę przygarnęli znajomi. Nakarmili, dali ubrania i parę groszy. Kilka dni później, gdy po kilkudniowym urlopie pani Danuta wróciła do pracy i opowiedziała, co się stało, koleżanki zorganizowały na jej rzecz zbiórkę.

- Każdy dał tyle, ile miał w portfelu - wspomina. - Za to jestem im ogromnie wdzięczna.
Wkrótce trafiła do szpitala, bo załamała się nerwowo. Jan Butkiewicz natomiast rozpoczął walkę o odzyskania lokalu. Pozwał prezesów spółdzielni mieszkaniowej do sądu. Kilka tygodni później, z przerażeniem zauważył, że zarządca wystawił jego mieszkanie na licytację. Zablokował ją.

Przepraszam - to za mało

W końcu minionego roku Jan Butkiewicz pozwał suwalską spółdzielnię do sądu. Domaga się od niej blisko 50 tysięcy złotych zadośćuczynienia. To koszt komorniczej egzekucji oraz zniszczonych mebli.

- Nie wiem, czy to dużo? Strat moralnych nie da się wycenić - dodaje.

Pierwsze posiedzenie sądu już się odbyło. Strony nie doszły do porozumienia. Spółdzielnia nie uznaje pozwu i chce, by został odrzucony. Sąd wyznaczył więc kolejne wokandy.

- Jeśli przegram sprawę, to będę pisał skargę do Strasburga - zapowiada Butkiewicz. - Nie wiem, kto popełnił błąd. Ale ten, kto podjął decyzję o eksmisji zniszczył mi życie. Ośmieszył i doprowadził do finansowej zapaści. Tego darować nie mogę.

Władze SSM nie mają sobie nic do zarzucenia. Informują, że takich orzeczeń sądu, jakie zostało wydane wobec Butkiewicza na terenie miasta było dziesięć.

- Tylko sąd mógł je zmienić - mówi Janusz Struzik. - Sugerowaliśmy panu Butkiewiczowi, by złożył stosowny wniosek. Gdyby tak zrobił, nie byłoby tego zamieszania.

Kilku lokatorów było bardziej zapobiegliwych i dzięki temu do eksmisji nie doszło. Ale jest też kilka suwalskich rodzin takich, które straciły swoje mieszkania.

- Przekwaterowano je, a lokale zostały sprzedane w drodze przetargu - dodaje Janusz Struzik. - Mogę powiedzieć tylko tyle, że jest mi z tego powodu przykro.

Jan Butkiewicz uważa, że to za mało.

- Urzędnicy zrujnowali mi życie - przypomina. - Słowo: przepraszam, w tym przypadku, gdy brakuje mi na chleb, to za mało. Chcę stanąć na nogi i normalnie żyć.

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny