Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cudem uniknął śmierci w wypadku. Dziś potrzebuje pomocy

Magdalena Kuźmiuk [email protected]
Dawidek był długo wyczekiwanym, jedynym dzieckiem Anny (na zdj.) i Andrzeja Wawrzeniuków
Dawidek był długo wyczekiwanym, jedynym dzieckiem Anny (na zdj.) i Andrzeja Wawrzeniuków archiwum rodzinne
Dawid ma tylko dwa i pół roku, a za sobą największą traumę. Przed rokiem jego rodzice zginęli w wypadku, tuż przed Wielkanocą. On cudem ocalał. Spędził wiele tygodni w szpitalu. Mimo ciężkiej rehabilitacji, Dawid nie odzyskał sprawności w rączce. Potrzebuje kosztownej operacji.

Dawid najbardziej lubi, jak mu się czyta bajki. Miasteczko, Krówka Donia, Bałwanek i kaczuszki, Pan Hilary - to jego ulubione. Większość historii zna już na pamięć i zwykle sam dopowiada zakończenie. Jak się patrzy na tego uśmiechniętego, rozbrykanego jasnowłosego chłopca, aż trudno uwierzyć, że rok temu leżał w szpitalu podłączony do aparatury, walczył o życie.

Samochód, którym Dawid jechał z rodzicami do babci, zderzył się z ciężarówką. Rodzice chłopca zginęli na miejscu.

Niewyobrażalna tragedia

To była sobota, 12 kwietnia, tydzień przed Wielkanocą. Białostoczanie Anna i Andrzej Wawrzeniukowie i ich półtoraroczny wtedy synek Dawid pojechali odwiedzić rodziców Andrzeja do wsi niedaleko Bielska Podlaskiego. Potem mieli jeszcze pojechać pod Siemiatycze, do mamy Anny. Nie dojechali.

Knorydy. Wypadek tragiczny na dziewiętnastce. Rodzice nie żyją, półtoraroczne dziecko w stanie ciężkim (zdjęcia)

- Spotkaliśmy się u rodziców, pogadaliśmy. Dawid polatał po podwórku. Boże, kto mógł przypuszczać, że widzimy się ostatni raz. A i Andrzej - jak nigdy - ponaglał Anię, by się zbierali i jechali dalej - wspomina Anna Lachowska, siostra Andrzeja.

Było już ciemno, godzina 20, jak do domu Wawrzeniuków zapukał sołtys wsi. Był w asyście policjantów. Coś złego musiało się stać. - Powiedzieli, że był wypadek. Że Andrzej i Ania nie żyją. Że Dawidka w ciężkim stanie helikopter zabrał do szpitala do Białegostoku - mówi pani Anna.

Krótko po tym, jak Wawrzeniukowie pożegnali się, toyota kierowana przez Andrzeja nagle zjechała na przeciwny pas ruchu, prosto na ciężarówkę. Gdy się ogląda zdjęcia, które po wypadku zrobili policjanci, trudno uwierzyć, że ktoś mógł przeżyć takie zderzenie. Przód samochodu był całkowicie zgnieciony, zostały tylko tylne drzwi i klapa bagażnika. Anna i Andrzej zginęli na miejscu. Dawid w ciężkim stanie trafił na OIOM.

- Do dziś zadajemy sobie pytanie, dlaczego to się stało? - mówi Anna Lachowska.

Rozmawiamy w mieszkaniu, które Anna i Andrzej kupili półtora roku przed wypadkiem. Wciąż są tam ich rzeczy. - Byli w trakcie urządzania pokoi. Mieszkali tu półtora roku - mówi siostra Andrzeja. - Byli udaną parą. Wiele lat razem, choć związek sformalizowali dopiero cztery lata przed narodzinami Dawidka. Tak się cieszyli z dziecka.

Andrzej był niezwykle lubianym instruktorem tańca w jednym z fitness klubów, pracował też w młodzieżowym domu kultury. Anna, pielęgniarka, pracowała w stacji dializ. Ich nagła śmierć wstrząsnęła wszystkimi.

Stworzyli Dawidkowi rodzinę

Dawid spędził na OIOM miesiąc. Drugie tyle na rehabilitacji w białostockim UDSK.

- Pierwszy raz zobaczyłam Dawida w szpitalu już po pogrzebie jego rodziców. Wokół prawego oczka miał duże zasinienie, połamaną szczękę. Pozszywane rany. Lewa rączka i nóżka w gipsie. Dostawał leki przeciwbólowe i uspokajające, ruszał tylko oczami. Jak wybudzili go ze śpiączki, okazało się, że jest problem także i z prawą rączką - opowiada ciocia Dawidka.

Anna Lachowska i jej mąż Adam zdecydowali, że, gdy Dawid wyjdzie ze szpitala, zamieszka z nimi w Warszawie. Dziś są rodzicami zastępczymi dla chłopca.

- Nie wiedzieliśmy, co będzie z Dawidem, jak te obrażenia na niego wpłyną - mówi pan Adam.

- Wiedziałam, że będziemy potrzebowali pomocy rodziny. Nasza młodsza córka Zosia miała wtedy tylko pół roczku. Zdawaliśmy sobie sprawę, że Dawid będzie potrzebował wiele uwagi - dodaje pani Anna.

Starsza córka Wiktoria ucieszyła się, choć musiała szybko dorosnąć i pomagać mamie przy młodszym rodzeństwie.
Lachowscy opowiadają, że Dawid dobrze zareagował na przeprowadzkę. Problemy pojawiły się jednak w nocy. - Nie chciał spać w łóżeczku. Zasypiał tylko w wózku, przy próbie przełożenia do łóżka, budził się, krzyczał. Dziś zasypia ze swoją łyżeczką. Taką zwykłą, plastykową. Ona chyba daje mu poczucie bezpieczeństwa - mówi Adam Lachowski.

- Mnie nie odstępował na krok. Ciągle tylko ciocia i ciocia. Był, i jest nadal, bardzo nerwowy - dodaje pani Anna.
Jeszcze w szpitalu Dawid pytał o mamę. Wołał ją. Inne dzieci na sali miały mamy, a wokół niego były same ciocie. Dziś już nie pamięta rodziców. Nie wspomina. Nie pyta. Ale Lachowscy wiedzą, że kiedyś będą musieli opowiedzieć Dawidowi, dlaczego mieszka z nimi, gdzie są jego mama i tata. Na razie jednak o tym nie myślą. Ważne jest zdrowie Dawidka. Operacja.

Operacja uratuje rączkę

Mimo wielu miesięcy rehabilitacji, Dawid nie odzyskał sprawności w prawej rączce. W wyniku wypadku poważnie uszkodzony został splot ramienny, korzenie nerwów.

- Na początku Dawid ruszał tylko paluszkami prawej ręki, teraz podnosi rączkę do wysokości głowy, nie da rady jej też wyprostować. Rehabilitacja przynosiła efekty. Aż do teraz. Zaczęły zanikać mięśnie w rączce. Potrzebna jest operacja - wyjaśnia pan Adam.
Lekarze z Niemiec, którzy konsultowali Dawida dzięki Fundacji Splotu Ramiennego, której chłopiec jest podopiecznym, podejmą się przeszczepu nerwu. Operacja odbyłaby się w Aachen. Lachowscy zaczęli załatwiać formalności związane z zabiegiem. Pojawił się jednak problem kosztów operacji. A te są wysokie. Dlatego rodzina bardzo liczy na pomoc.

- Operacja to koszt od 4 do nawet 9 tysięcy euro, płaci się też za każdy dzień pobytu dziecka w niemieckiej klinice. To 1000 euro za dzień. Po operacji znów czeka nas ciężka i długa rehabilitacja. To też kosztuje - nie ukrywa Anna Lachowska.

- Bardzo chcemy, by Dawid mógł bawić się, jak inne dzieci, by był sprawny. Widać, że bardzo chce coś zrobić tą rączką, ale nie da rady - dodaje Adam Lachowski.

Chcą, by operacja odbyła się jak najszybciej. Lekarze są gotowi. Najpierw jednak rodzina musi zebrać wymaganą kwotę.

- Nie mam czasu myśleć o upływającym czasie, że to już rok od wypadku. Głowa zajęta jest codziennymi obowiązkami, rehabilitacją Dawida. Traktujemy go jak syna. Po tym wszystkim, co się stało, chcemy, by miał szczęśliwe dzieciństwo - mówi Anna Lachowska.

Można pomóc Dawidowi

Wszyscy, którzy jeszcze nie rozliczyli PIT-a, mogą przekazać 1 % podatku, wpisując w formularzu nr KRS 0000142952, a pod spodem w informacjach szczegółowych - Dawid Wawrzeniuk. Dawidek ma też specjalne konto, które udostępniła dla niego Fundacja Splotu Ramiennego. Nr konta: 90 8009 0007 0017 3342 2001 0001, w tytule przelewu trzeba wpisać "dla Dawida Wawrzeniuka".

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny