Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niebezpieczny listopad, czyli depresyjne perypetie

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego
Na wszelki wypadek to już pusty kałamarz, ale za to białostocki, lecz nie sądzę, że z Ritza.
Na wszelki wypadek to już pusty kałamarz, ale za to białostocki, lecz nie sądzę, że z Ritza. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego
Pytanie postawione przez Stanisława Wyspiańskiego w Nocy Listopadowej, że "listopad, to dla Polski niebezpieczna pora?" dowodzi, że coś na rzeczy jest. Trzymając się statystyki, nie ma jednak różnicy dla siły najwyższej.

Ale listopad to i niebezpieczna pora dla Polaków, i nie tylko, choć paradoksalnie najwięcej samobójstw zdarza się w maju, czerwcu, to o pogodzie listopadowej zwykło się mawiać - wisielcza. Niech rzuci pierwszy kamieniem ten, kogo w życiu nie dopadła listopadowa chandra. Słota, szarość, zimnica, ani jesień, ani zima, słowem beznadzieja. A wówczas targają człekiem myśli niedobre, wręcz zgubne.

Ale na szczęście Opatrzność czuwa. Oto białostockie przypadki to potwierdzające. Trzymając się statystyki nie ma różnicy dla siły najwyższej czy to maj czy listopad. Bacznie nas obserwuje i stara się zapobiegać nieszczęściu.

Tak było w maju 1931 roku, gdy najgorsze myśli spowodowane zawiedzioną miłością dopadły Szymona Zająca. Młodzieniec ów mieszkał na drugim piętrze kamienicy przy Rynku Rybnym (to obecnie okolice Biblioteki Uniwersyteckiej). Targały naszym Zającem namiętności, które doprowadziły go do desperacji. Tak więc majowego, słonecznego dnia, przebudził się o 6 rano i stwierdził, że jego wybranka jest jedynie sennym mirażem, a nie rzeczywistością.

Zrozpaczony wspiął się na parapet, otworzył okno i skoczył. Łomot był straszny, ale Zając z niedowierzaniem stwierdził, że żyje i nic mu nie jest! Klnąc na czym świat stoi, pogalopował z powrotem do swojego mieszkania i bez chwili odpoczynku wlazł na parapet i ponownie wyskoczył przez okno.

Tym razem Szymon Zając leciał krócej, bo zaczepił się o balkon na pierwszym piętrze. Chwilę na nim powisiał, a że balkon nie był zbyt solidnie wykonany, to rozległ się trzask i Zając poleciał dalej, tyle, że z balkonem.

Z balkonu nie było co zbierać, a obtłuczonego o bruk Zająca odwieziono do szpitala żydowskiego na Warszawską. Tam lekarze ze zdumieniem stwierdzili, że desperat ma jedynie porządne siniaki.

Podobne szczęście w nieszczęściu w walce, tym razem z listopadową depresją miał pewien mieszkaniec kamienicy przy Lipowej 19. Po nieprzespanej listopadowej nocy w 1935 roku, udręczony koszmarami, najczarniejszymi myślami i ponurym widokiem ze swojego okna nieszczęśnik ów był już u kresu.

Jedyna myśl, która tłukła mu się po głowie, to przerwać te męczarnie. Chwycił więc stojącą na półce buteleczkę, w której zdało mu się, jest jodyna , i z szaleństwem w oczach pognał do ustępu, który upatrzył sobie jako miejsce swego pożegnania ze światem.

Przybytek ten nie był najnowszym krzykiem cywilizacji. Znajdował się w podwórzu i nosił dumną nazwę, przywołującą postać ministra i premiera Sławoja-Składkowskiego. Zamknąwszy się więc w sławojce desperat jednym haustem opróżnił flaszeczkę i ze zdumieniem stwierdził, że nic się z nim złego nie dzieje. Żadnego strasznego palenia w przełyku, a jedynie niezbyt przyjemny smak w ustach. Włożył więc palec do buteleczki i już po sekundzie wiedział. Zamiast jodyny wypił atrament.
To odkrycie utwierdziło go jedynie w przekonaniu, że najwyższy czas skończyć definitywnie ze sobą. Gwałtownie wyszarpał ze szlufek spodni pasek, który miał być wybawieniem od listopadowych katuszy. Jednak za chwilę okazało się, że pasek do trzymania spodni jeszcze jako tako nadawał się, ale do utrzymania ich właściciela już nie.

Dalej wypadki potoczyły się błyskawicznie i w ich wyniku niedoszły samobójca znalazł się w miejscu, w którym wbrew pozorom lepiej się znaleźć niż wisieć na pasku. Odgłosy dochodzące z podwórkowej sławojki, raczej różniące się od stereotypowych, zaintrygowały lokatorów, którzy przybiegli zobaczyć co się dzieje.

Ich oczom ukazał się widok przerażający, choć mogło być gorzej. Oto znany im sąsiad stał przed nimi, nie dość że zafarbowany atramentem, to jeszcze utytłany tym, co w sławojkach zazwyczaj się znajdowało.

Desperat z Lipowej najwyraźniej nie wiedział, że wypicie atramentu może być w niektórych sytuacjach wybawieniem z kłopotliwej sytuacji. Potwierdza to zdarzenie, które miało miejsce w tymże 1935 roku, w restauracji Ritz. Otóż jak zwykle w każdy sobotni wieczór bawiło się w niej, obficie biesiadując, szczególnie bez umiaru w piciu, doborowe towarzystwo. Przy jednym ze stolików rej wodził pewien znany w Białymstoku lekarz. Gdy po kolacji kelner przyniósł rachunek, doktorowi na widok sumy oczy wyszły z orbit. No nie, samobójcze myśli nawet nie zaświtały mu w głowie. Po stwierdzeniu, że aż za tyle wypić i zakąsić nie mógł, gwałtownie zaprotestował przeciwko wygórowanym cenom obowiązującym w Ritzu. Pełen oburzenia zażądał rozmowy z kierownictwem restauracji.

Kelnerzy, przyzwyczajeni do takich ekscesów, zaprowadzili rozhukanego medyka do gabinetu szefa. I tu odbyła się kluczowa dla atramentu rozmowa. Kierownik po wysłuchaniu pretensji odparł:

"- Ależ panie doktorze, ja nie mogę zmniejszyć rachunku o 50 procent. Czyż można wymagać tego ode mnie? Ja nie mogę! Tak samo nie mogę, jak pan doktor nie może tego atramentu z kałamarza wypić".

Na co doktor: "- A kto panu powiedział, że nie mogę?', po czym jednym haustem opróżnił stojący na biurku kałamarz. W interesach podstawą jest rzetelność i dane słowo. Rachunek został więc polubownie obniżony o 25 procent.

A ja mam jeszcze inne antidotum na listopadowe ponuractwa. Może nim być muzyka. Zapraszam przeto w niedzielę, 23 listopada na godzinę 17 do ratusza na kolejny koncert z historią.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny