Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jolanta Koszelew, była szefowa BPN-T: wielu inicjatyw nie dało się zrealizować

Tomasz Maleta
Dr Jolanta Koszelew: Wielu inicjatyw nie dało się zrealizować
Dr Jolanta Koszelew: Wielu inicjatyw nie dało się zrealizować Andrzej Zgiet
Chciałam działać efektywniej, ale przepisy i ograniczenia powodowały, że zajmowałam się regulaminami, wielu inicjatyw nie dało się w ogóle zrealizować. Musiałam temu poświęcać więcej czasu niż zadaniom, które w parku naukowo-technologicznym są znacznie bardziej potrzebne - mówi Jolanta Koszelew.

Park Naukowo-Technologiczny

Park Naukowo-Technologiczny

Białostocki Park Naukowo-Technologiczny to jedna z największych inwestycji realizowanych przez władze Białegostoku z wykorzystaniem pieniędzy unijnych. Wartość projektu wynosi blisko 167,5 mln zł, w tym 120 mln zł to dotacja z UE z programu Rozwój Polski Wschodniej.

Budowa kompleksu w rejonie ulic Mickiewicza, Borsuczej, Myśliwskiej trwa od 2011 r. Są na niej opóźnienia. W styczniu 2013 r. władze miasta informowały, że park zostanie otwarty w trzecim kwartale bieżącego roku. Do tej pory oba budynki nie zostały odebrane. W jednym z nich będzie inkubator, czyli miejsce dla młodych firm zajmujących się nowoczesnymi technologiami z branży IT. W drugim budynku znajdzie się centrum technologiczne, w którym działać będą firmy z branży IT dla sektora finansowego, zajmujące się wytwarzaniem oprogramowania i przetwarzaniem danych. Na terenie centrum powstawać też będą laboratoria.

Już wiadomo, że Uniwersytet Medyczny będzie tam prowadzić Laboratorium Obrazowania Medycznego. Mimo że park nadal nie jest oddany do użytku, to już znalazł chętnych do prowadzenia działalności badawczo-rozwojowych. W ramach tworzenia Białostockiego Parku Naukowo-Technologicznego miasto przygotowało także 23,1 ha gruntów dla inwestorów.

Co takiego stało się, że nagle złożyła Pani wypowiedzenie?

Jolanta Koszelew, była szefowa Białostockiego Parku Naukowo-Technologicznego: Bezpośrednim powodem było to, że nie dostałam urlopu na planowany od dawna wyjazd na dwumiesięczny staż w kalifornijskim Uniwersytecie Stanforda i w firmach Doliny Krzemowej. Pierwsze podanie o urlop złożyłam 4 czerwca. Dzień wcześniej rozmawiałam z panem prezydentem. Zapytałam o możliwość udzielenia mi urlopu na podniesienie kwalifikacji zawodowych. Od razu pragnę wyjaśnić: to nie jest staż naukowy, ale bardzo ściśle związany z zadaniami, które realizowałam w parku: transfer technologii, komercjalizacja, inkubacja firm. Wyjeżdża na niego dużo osób z Polski. Uznałam, że mogę starać się o urlop na podniesienie kwalifikacji. Taką możliwość przewiduje Kodeks pracy i wiele pracowników w kraju z tego przywileju korzysta.

Może Pani wyjazd prezydentowi po prostu nie był na rękę? W końcu była Pani szefową instytucji fundamentalnej dla jego prezydentury. Wielokrotnie słyszeliśmy, że ten park, zupełnie inny od tych, które znajdują się w mieście, ma odmienić przyszłość Białegostoku. Stać się wylęgarnią nowych pomysłów, technologii, innowacji, modelowym przykładem współpracy biznesu i uczelni. Z drugiej strony tyle się mówiło, że lada chwila ma być otwarty, i tak mocno opóźniony, kompleks przy Borsuczej. Takie tymczasowe osierocenie włości w chwili rychło spodziewanej przeprowadzki mogło być niewskazane.

- Na swoje czerwcowe podanie nie otrzymałam odpowiedzi. Później dostałam informację, że urlop płatny w zasadzie nie wchodzi w grę, ewentualnie bezpłatny. Podanie złożyłam w lipcu. I też pozostało bez echa. We wrześniu z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego otrzymałam umowę na staż. Był w niej punkt, że w przypadku, gdy wyjazd nie dojdzie do skutku, muszę zwrócić w całości koszty z nim związane. Ponieważ zbliżał się termin złożenia dokumentów, podpisałam umowę z resortem. Jednocześnie po raz trzeci wystąpiłam do prezydenta z zapytaniem o urlop. I po raz kolejny nie doczekałam się odpowiedzi. Ponieważ byłam zatrudniona na podstawie zwykłej umowę o pracę, to przysługiwał mi miesięczny okres wypowiedzenia. I z tego prawa skorzystałam 30 września. Zresztą już podczas czerwcowego spotkania z panem prezydentem jasno zadeklarowałam, że jestem zdecydowana wyjechać za wszelką cenę, bo ten staż jest ważny zarówno dla parku, jak i dla mnie. Brak reakcji ze strony pana prezydenta był bezpośrednim powodem rozstania się z parkiem i magistratem. Nie miałam innego wyjścia.

Gdy zostawała Pani szefową parku, to prezydent wymagał, by skoncentrowała się Pani wyłącznie na pracy w BPNT czy też dał swobodę łączenia kilku ról zawodowych?. Pytam o to, bo pracuje Pani na uczelni, na dodatek ostatnio została Pani jedynym w regionie brokerem innowacji. W międzyczasie jeszcze ten grant w postaci stażu. Być może Pani w pewnym momencie za dużo wzięła na siebie?

- Przy zatrudnieniu podpisałam oświadczenie, że moja praca na Politechnice Białostockiej nie będzie kolidowała z obowiązkami dyrektora parku. Projekt brokera zaczyna się dopiero 1 stycznia 2014 r. i miałam czas na decyzję czy z niego skorzystać. Brak pozwolenia na urlop sprawił, że już ją podjęłam.

Czy ten staż kalifornijski związany jest z pracą na uczelni?

- Z definicji był on adresowany zarówno do pracowników uczelni, jak i instytucji, które zajmują się transferem technologii. I kandydaci prezentujący oba profile startowali w tym konkursie. Nie mam pretensji, że nie dostałam urlopu. Tyle, że starałam się o zgodę przez cztery miesiące i ani razu nie dostałam odpowiedzi na tak lub nie. I to mnie boli najbardziej, choć mam świadomość, że jestem jedną z wielu ofiar zbyt długiego procesu podejmowania decyzji. Powtórzę jeszcze raz: ponieważ musiał podjąć decyzję do 30 września, to przy takiej inercji ze strony prezydenta, nie miałam innego wyjścia, jak tylko złożyć wypowiedzenie. Ale to nie jest jedyny powód odstąpienia od umowy o pracę.

To znaczy?

- Nie widzę możliwości efektywnej realizacji w strukturze jednostki budżetowej zadań, które moim zdaniem są najważniejsze w parku naukowo-technologicznym, czyli takich jak wsparcie procesu inkubacji firm technologicznych, transferu technologii, komercjalizacji.

Mechanizmy biurokratyczne ze Słonimskiej uniemożliwiały Pani podejmowanie samodzielnej decyzji?

- Przede wszystkim rzutowały na możliwość kontaktu z biznesem, współpracy z nim, szybkości reakcji na potrzeby biznesu. Swoje piętno odcisnął też wielopoziomowy system kontroli jednostki budżetowej przez departament nadzorujący.

Czyżby urzędnicy prezydenta nie mieli do Pani zaufania. W końcu była Pani jednym z nich.

- Ale chyba - jak to się mówi - z nie z tej parafii lub nie z tego lasu. Coraz więcej mojego czasu, jak i czasu mojego zespołu - który zostawiam z ogromnym żalem, bo miałam naprawdę wspaniały zespół - zajmowała biurokracja. Zupełnie zbędna.

To park nie jest samodzielną jednostką?

- Pod tym względem w zasadzie nie różnimy się od szkoły czy przedszkola. Nie mamy osobowości prawnej, w związku z tym wszystkie decyzje przechodząc przez filtr departamentu nadzorującego, który jeszcze konsultuje sprawę z wyższymi organami.

Co takiego stało się, że klimat w Pani relacjach z magistratem się pogorszył?

- Chciałam działać efektywniej, ale te wszystkie przepisy i ograniczenia powodowały, że zajmowałam się regulaminami i kontrolowaniem przepisów. Wielu inicjatyw nie dało się w ogóle zrealizować. Musiałam temu poświęcać znacznie więcej czasu niż zadaniom, które w parku są znacznie bardziej potrzebne. Byłam w wielu parkach naukowo-technologicznych. Tylko kilka z nich nie są samodzielnymi podmiotami. Pozostałe działają, jako spółki akcyjne albo z o.o. Każda z tych jednostek, które nie mają osobowości, wskazywała na paradoks funkcjonowania w warunkach rynkowych. Z jednej strony na styku z biznesem, z drugiej będąc tak na dobrą sprawę nadal urzędem. Bo nie dość, że musimy respektować regulaminy magistratu, to tworzymy kolejne normy, które regulują działalność jednostki budżetowej miasta.

Nie rozmawiała Pani z prezydentem na temat poluzowania tych ograniczeń?

- Rozmawiałam, ale nie jest to takie proste. Podam taki przykład. Ostatnio byliśmy na warsztatach w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego, które zaprosiło na nie przedstawicieli wszystkich parków w Polsce. Także po to, by ustalić gamę ich potrzeb. Była tam jasna sugestia, że brak osobowości prawnej odbija się na efektywności parku.

A konkretnie?

- Ostatnio złożyliśmy wniosek do Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, który przewiduje powstanie start-upów technologicznych oraz wejścia w nie kapitału, a po zakończeniu projektu jego wyjście. Oczywiście pod warunkiem, że uda się pomysł na biznes. W trakcie pracy nad tym projektem dowiedzieliśmy się, że w naszej sytuacji prawnej i tak musi zebrać się rada miasta, by przyjąć uchwałę związaną z utworzeniem tej start-upowej firmy. W takim przypadku projekt wydał się mało sensowny i niewiele mający wspólnego z elastycznością. Sytuacja ta dobitnie pokazała, że te działania, które są clou parku naukowo-technologicznego, bardzo ciężko realizować.

Czyżby z tego powodu firma z branży wysokich technologii, którą kilka lat temu prezydent wychwalał pod niebiosa za to, że zdecydowała się prowadzić działalność w Białymstoku, teraz realizuje prestiżowy maraton programistów w parku naukowo-technologicznym, ale w Gdyni?

- Bardzo żałuję tego, że wspomniana firma zrezygnowała ze statusu lokatora parku. Nie dało się w Białymstoku zorganizować tych prestiżowych zawodów, więc Gdynia i tamtejszy park, nawiasem mówiąc będący też jednostką budżetową, skorzystał z okazji.

Większość białostoczan na park naukowo-technologiczny patrzy przez pryzmat dwóch budynków, które powstają i powstać nie mogą. Tymczasem istota parku nie sprowadza się do murów i powierzchni.

- Na wszystkich zebraniach w magistracie i zewnętrznych konferencjach podkreślałam, że infrastruktura nie jest najważniejsza. Natomiast powinna wspierać ten drugi profil działalności parku, który przyczyni się do powstania firm. Nie pierwszych z brzegu, ale innowacyjnych i wpływających na gospodarkę Białegostoku. Park nie wspiera przedsiębiorczości jako takiej, ale tą, w której wykorzystuje się wyniki prac badawczo-rozwojowych, mających szansę napędzać rozwój gospodarki. Żeby takie firmy powstawały, trzeba zakasać rękawy i zacząć solidną pracę od podstaw.

No właśnie, w swoim czasie - by zatrzymać w mieście najzdolniejszych z młodego pokolenia - proponowała Pani program Talentów XXI wieku. Z niego też wyszły nici?

- Jeśli chodzi o koncepcję, to jest mocno zaawansowany. Od strony składania projektów jeszcze nie wystartował. Także dlatego, że gros funduszy potrzebnych do jego realizacji zależy od nowej, unijnej perspektywy budżetowej.

To, że projekt Talenty XXI wieku rozciąga się w czasie w gruncie rzeczy jest zdrowym objawem. Przecież ma łączyć uczelnię, szkołę, przedsiębiorców, studentów, uczniów, rodziców. Jeśli rzeczywiście ten potencjalny talent ma przepływać z lokalnych szkół do naszych uczelni i firm, to trzeba dokładnie proces ten zaplanować. To są bardzo zróżnicowane środowiska. Rozmowa z nimi, nawet moderowana, musi potrwać. Chociaż z drugiej strony są też konkretne działania. Przykładem jest choćby trwający obecnie Podlaski Akcelerator Innowacji czy planowana na przyszły rok Transferownia. Pod warunkiem, że park się otworzy.

Straciła nagle Pani wiarę? Złośliwi mogą nawet powiedzieć, że skoro parkiem interesuje się CBA, to dyrektorka rzuca się za morze. Nawet, jeśli wiedzą, że jedno z drugim nie ma nic wspólnego.

- Muszę jasno to powiedzieć, bo niektórym to umyka: zespół parku pod moim kierownictwem nigdy nie zajmował się inwestycją przy ul. Borsuczej. Nadzór nad nią sprawowały inne departamenty i jednostki urzędu miasta. My za budowę nie odpowiadamy, natomiast denerwujemy się tak jak wszystkie nasze firmy, że nie mogą się tam przenieść. To im przede wszystkim potrzebny jest ten kompleks. W ciągu tych dwóch lat wzięły pieniądze z projektów, pozatrudniały pracowników i chcą ruszyć z kopyta w miarę normalnych warunkach. Dla nas infrastruktura nie jest najważniejsza, choć sytuacja, w której ma się firmy pod ręką jest o wiele bardziej komfortowa niż funkcjonowanie w sposób wirtualny. Niemniej ten wirtualny park działa bez zarzutu, a mój wyjazd nie ma żadnego związku z kontrolą CBA.

Na forach pojawił się inny wątek. Internauci sugerują rodzinne powiązania w kierowanym przez Panią parku.

- Gdybym była nepotką, to pracownika, który w pewnym momencie postanowił związać się z moją córką przeniosłabym - tak jak to się dzieje w instytucjach - piętro niżej, czyli bez bezpośredniej podległości służbowej. Mąż mojej córki stał się członkiem naszej rodziny 7 września. Cztery dni wcześniej złożył wypowiedzenie. Nikt tego nie ukrywał. Pod względem formalnym wszystko jest OK, choć z tego powodu spotkałam się w magistracie z bardzo niemiłymi reakcjami. Chociaż z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że wypowiedzenie złożone przez zięcia było niepotrzebne. Ale wtedy nie przypuszczałam, że za niespełna miesiąc sama to zrobię.

Za dwa miesiące wróci Pani ze stażu i co wtedy?

- Ja naprawdę bardzo zaangażowałam się w przedsiębiorczość akademicką z próbą dialogu nauki i biznesu. Dużo się nauczyłam, poznałam wielu wspaniałych ludzi. I tę pasję i całą zdobytą wiedzę zamierzam wykorzystać. Ponadto na skutek zaistniałej sytuacji przystąpię też do projektu broker innowacji, którym zostałam niedawno dzięki decyzji ministerstwa nauki. Muszę przyznać, że jeszcze miesiąc temu się wahałam. Udział w projekcie brokera innowacji uważam za nową szansę dla mnie, ale i dla Białostockiego Parku Naukowo-Technologicznego. Bo nadal bardzo chcę z nim współpracować.

Oj, paradoksalnie to brzmi, bo pamiętam jak rok temu zapowiedziała Pani, że będzie ściągać do parku brokerów innowacji.

- Na pewno będę chciała współpracować z firmami z parku, by im pomóc. Bo mają swoje potrzeby kapitałowe, edukacyjne, rozwojowe. W niedalekiej przyszłości chcę się zająć budowaniem systemu wsparcia dla nich, w postaci własnej firmy. Złoty trójkąt składa się trzech narożników: nauka, administracja, biznes. W dwóch już byłam, teraz czas na ten ostatni. Nie wystarczy już tylko mówić o przedsiębiorczości, czas ją poczuć na własnej skórze. Po części jako broker innowacji technologicznych, po części jako specjalista od systemów branży IT.

Załóżmy taką sytuację. Wraca Pani ze stażu, nowego dyrektora parku wciąż nie ma, budynki przy Borsuczej nadal nie są otwarte. Do magistratu zaprasza Panią prezydent i mówi: " Przepraszam, nie miałem racji, nadal jest nam Pani potrzebna". Skusi się Pani na taką ofertę i jeszcze raz wejdzie do tej samej wody?

- Tak na dobrą sprawę pan prezydent miał okazję, w momencie złożenia przez mnie wypowiedzenia, powiedzieć to, o czym pan wspomina. Natomiast na pewno nie wejdę już do tej samej wody. Myślę, że paradoksalnie bardziej przydam się firmom z parku nie pracując a współpracując z parkiem. Natomiast nie wykluczam tego, że moja firma będzie miała siedzibę w parkowym inkubatorze. Tylko park musi się jeszcze otworzyć.

Czytaj e-wydanie »
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny