Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hipolitowo: Dlaczego dzieciobójczyni zabiła swoje dzieci

Magdalena Kuźmiuk [email protected] tel. 85 748 95 12
Policjanci i strażacy szukali zwłok dziecka w zbiorniku wodnym
Policjanci i strażacy szukali zwłok dziecka w zbiorniku wodnym Katarzyna Patalan - Brzostowska
41-letnia Beata Z. z Hipolitowa przebywa w białostockim areszcie śledczym. Została osadzona w kilkuosobowej celi. Zbadał ją lekarz, przeszła rozmowę z psychologiem. Standardowa procedura. Ale nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie: dlaczego popełniła tak makabryczną zbrodnię? Pozbawiła życia co najmniej pięcioro swoich nowo narodzonych dzieci, a ich ciała ukryła na strychu domu i w stodole.

Makabrę z Hipolitowa trudno sobie wyobrazić. To nagłe, przerażające odkrycie policjantów na jednej z kilkunastu niepozornych posesji wstrząsnęło całą Polską. Może przekazy medialne nie ociekały krwią, może nie było w nich mowy o przerażających torturach. Najbardziej wstrząsa to, że nie żyje co najmniej pięcioro nowo narodzonych dzieci.
Zabiła je tuż po urodzeniu ich matka. Nie dała im żadnej szansy. Nie zrobiła nic, by mogły przeżyć. Nawet nie podwiązała im pępowin. Pozbyła się ich w okrutny sposób. Dwoje zakopała w piwnicy pod stodołą, dwoje ukryła na strychu. To ustaliła prokuratura. Nie wiadomo, gdzie jest ciało piątego niemowlęcia. Nieznany jest też los szóstego, czy żyje. Wszyscy zadają sobie pytanie: dlaczego to zrobiła?

Potrzebowała kogoś, kto by nią pokierował

To się zaczęło po koniec lat dziewięćdziesiątych. Mąż Beaty Z. zmarł. Kobieta została sama z dwójką dzieci. Dziś najstarsza córka ma 21 lat, syn 18 lat. Parę lat później na świat przyszły kolejne dzieci. Dwóch chłopców - teraz 10 i 7-letni.
- Kurator długo starał się nakłonić Beatę Z., by wystąpiła o ustalenie ojcostwa. Ona nie chciała, broniła się przed tym. Była przez dwa, trzy lata namawiana do tego. Proszona. Zgodziła się w 2010 roku. Zostało ustalone ojcostwo jej konkubenta, mieszkańca tej samej wsi - sędzia Jan Leszczewski, rzecznik Sądu Okręgowego w Łomży odczytuje te informacje z akt sądu rodzinnego.

W 2004 roku sąd ograniczył Beacie Z. władzę rodzicielską wówczas nad trójką dzieci. Kobieta miała problem z alkoholem. Rodzina była także pod opieką Ośrodka Pomocy Społecznej w Stawiskach, z pomocy którego korzystała. Pracownicy ośrodka wspominają jednak, że Beata Z. piła krótko, zdruzgotana śmiercią męża.

- Potem coraz bardziej widać było, że starała się wyjść na prostą - mówi Izabela Łoszewska, szefowa ośrodka.

Dozór kuratora w rodzinie Beaty Z. prowadzony był od kwietnia 2004 roku. Ze sprawozdań wynikało, że kurator społeczny bywał w tym domu raz, dwa, a nieraz nawet trzy razy w miesiącu. Nadzór ten kontrolował jeszcze kurator zawodowy. Wydawał zalecenia typu: zwrócenie uwagi na to, by Beata Z. bardziej dbała o porządek, nawiązywała kontakty z dziećmi. Głównym zarzutem kuratora był nieporządek w domu. Ale były również takie sprawozdania, w których pisał, że mieszkanie jest posprzątane, odmalowane, ogródek wypielony, a trawa przystrzyżona.

- Beata Z. nie była wylewną osobą. Na pytania odpowiadała krótko, zwięźle. Ale kiedy nasi pracownicy przychodzili do domu, zawsze się po nim krzątała. Może i w mieszkaniu nieraz panował bałagan, ale nie brud. Łóżko nie posłane, naczynia do zmycia w zlewie. Mówiliśmy jej: "Pani Beato, ściany trzeba by wymalować". "Dobrze, dobrze, wymaluję", odpowiadała. Podobnie było z innymi sprawami. Finansowo jej pomagaliśmy, ale ściany malowała sama. Widocznie potrzebowała kogoś, kto by nią pokierował - zastanawia się Izabela Łoszewska.

W ocenie kuratora, Beacie Z. trudno było nawiązać więź z dziećmi.

- Zwracał jej na to uwagę. Były zalecenia, by pracowała nad nawiązaniem kontaktu. By starała się żyć problemami codziennymi swoich dzieci - mówi sędzia Jan Leszczewski.
W opinii ośrodka pomocy społecznej było inaczej. - Dzieci lgnęły do niej - mówi kierowniczka. - Pracownik opowiadał, że pewnego dnia wszedł do domu, bo nikt nie zareagował na pukanie, ale słuchać było, że w środku panuje harmider. To bardzo żywe dzieci, zwłaszcza te najmłodsze. Pracownik stukał, pytał: "Halo, halo! Dzień dobry!" A z wewnątrz dobiegły krzyki: "O mama! Mama już wróciła!". Widać było, że dzieci są z nią związane. W szkole nie było uwag dotyczących ich zachowania. Osiągały dobre wyniki w nauce.

- Na świadectwie jednego z najstarszych dzieci, które jest w aktach, są same piątki i czwórki - przyznaje łomżyński sędzia.

W sprawozdaniach kurator pisał dodatkowo, że dzieci mają co jeść. Nie miał uwag. Były czyste, ubrane stosownie do wieku i pory roku.

Pytana o ciążę, zaprzeczała

To wygląd samej Beaty Z. wzbudzał coraz większy niepokój. Obraz Beaty Z. z opisów kuratora: "ubranie w nieładzie, zawsze za duże, powyciągane". Chodziła tak nawet w upalne dni.

Gorąco było na pewno 13 maja tego roku, a Beata Z. okutana w kilka warstw odzieży. W czasie wizyty zdziwiony kurator zawodowy zapytał ją wprost: "Pani Beato, pani jest w ciąży?". Zaprzeczyła. Kilkakrotnie.

Kurator próbował to ustalić we wsi. Bezskutecznie. Wieś go zbywała. Jedyne, co mógł zrobić to wydać zalecenie dla podwładnego, by przy następnych kontaktach dążył do ustalenia, czy kobieta jest w ciąży.

Ale już miesiąc później dało się zauważyć znaczącą zmianę figury Beaty Z. Jednak znów na pytanie, czy była w ciąży i co stało się z dzieckiem, stanowczo zaprzeczyła.

- Nie byłam, nie jestem i nie zajdę w ciążę. Nie mam pieniędzy. Nie mogę sobie pozwolić na kolejne dziecko - miała wtedy twardo odpowiedzieć Beata Z.

To jednak nie dało spokoju kuratorowi. Swoimi wątpliwościami podzielił się z policją. Ta tę tajemnicę próbowała rozwikłać przez następne miesiące. Aż do czwartku, 25 października. Tego dnia Beata Z. została zatrzymana. Kolejnego przesłuchiwał ją prokurator. Miała wyjawić śledczym, że zawinęła nowo narodzoną córkę w koc i zakopała przy domu. Gdy zrobiło się ciemno, odkopała dziecko i wrzuciła do kojca, gdzie trzymany był pies. Rano ciała już tam nie było.

Policjanci przeszukali posesję. To przerażające wyznanie nie potwierdziło się. Jednak mundurowi dokonali makabrycznego odkrycia. W piwnicy w stodole znaleźli szczątki nie jednego, a dwóch noworodków. Przedwcześnie urodzonej w czerwcu tego roku dziewczynki i chłopca, który przyszedł na świat jesienią 2010 roku. Beata Z. usłyszała zarzut podwójnego zabójstwa swoich dzieci.

Już wtedy informacje napływające z niewielkiego Hipolitowa w powiecie kolneńskim elektryzowały Polskę. Nikt nawet nie przypuszczał, że ta koszmarna historia będzie miała dalszy ciąg. I to nadal tak tragiczny.

Nowe oblicze zbrodni

Na strychu domu Beaty Z., gdzie mieszkała z czwórką dzieci, a jeszcze do niedawna i z teściową, odnaleziono kolejne szczątki. Prowadząca śledztwo Prokuratura Okręgowa w Łomży zwołała konferencję prasową.

- Z dotychczasowych ustaleń wynika, że w latach 1998-2012 podejrzana urodziła ósemkę dzieci. Dwoje z nich żyje. Co do pozostałej szóstki, dwóch dziewczynek i czterech chłopców, to wiemy że urodziły się żywe i że piątka z nich nie żyje. Co do szóstego, to ustalamy, co się z nim stało - powiedziała Maria Kudyba, rzeczniczka tej prokuratury.

Następnego dnia, w sobotę, w Hipolitowie od rana trwała wizja lokalna z udziałem aresztowanej już wówczas Beaty Z. Kobieta pokazywała śledczym, gdzie rodziła i porzucała dzieci. Co mówiła, nie wiadomo. Jednym z miejsc, które wskazała był oddalony o 250 metrów od jej domu staw przeciwpożarowy. Miała tam wyrzucić dziecko, które - według niej - urodziło się we wrześniu 2008 roku.

Zbiornik osuszono i przeszukano. Ale szczątków dziecka policjanci nie znaleźli. Zabezpieczyli różne przedmioty i błoto do zbadania. Co konkretnie? Prokuratura nie ujawnia.

- Weryfikowane są wyjaśnienia podejrzanej. Dajcie nam, państwo, spokojnie popracować. To makabryczna sprawa, chcemy zrobić naprawdę wszystko, żeby ją wyjaśnić - powiedział w środę Bogusław Dereszewski, zastępca Prokuratora Okręgowego w Łomży.

To śledztwo jest teraz priorytetem. O jego randze świadczy to, że prowadzi go naczelnik wydziału śledczego łomżyńskiej prokuratury.

- Sprawa jest w zainteresowaniu i Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku, i Prokuratury Generalnej w Warszawie. Jest na bieżąco monitorowana - dodaje Bogusław Dereszewski.
Pytania o emocje związane z tą sprawą prokurator Dereszewski ucina. - Oceni zbrodnię sąd. W naszej pracy nie możemy kierować się ludzkimi odruchami. Wiążą nas przepisy i w tej materii możemy się poruszać - zamyka temat wiceszef łomżyńskich prokuratorów, choć przyznaje, że innej tak makabrycznej sprawy nie zna.

Wszyscy huczą, wieś milczy

Jak to możliwe, że Beata Z. tyle ciąż skutecznie ukryła? Czy nikt się nie domyślał? Dlaczego sąsiedzi nie zareagowali jako pierwsi? Dlaczego milczeli? Przez tyle lat? Czy najstarsze dzieci wiedziały o stanie matki? Czy szwankował nadzór kuratora? Przecież składał Beacie Z. niezapowiedziane wizyty.

- Też się nad tym zastanawiam - przyznaje sędzia Jan Leszczewski.
Zastanawiają się również pracownicy Ośrodka Pomocy Społecznej w Stawiskach.
- Wciąż nie dopuszczamy do siebie jakiejkolwiek myśli, że to mogło być możliwe. Jesteśmy w głębokim szoku - przyznaje wprost Izabela Łoszewska.

Za to mieszkańcy Hipolitowa żyją jakby w innym świecie. Jakby ta sprawa w ogóle ich nie dotyczyła. Może dręczy ich sumienie? Cała wieś pozamykana na głucho. Nigdzie żywego ducha. Mieszkańcy uciekają do domów, jak tylko w okolicy pojawia się ktoś obcy. Bo to pewnie kolejny dziennikarz z miasta. A z nimi gadać nie będziemy.

- Ja tam nic nie wiem. To nie moja sprawa. Nie wtykam nosa w nieswoje kłopoty - mówią, jak już komuś uda się zagadnąć.

Pracownicy socjalni ze Stawisk przyznają, że tak jest od lat. - To specyficzne, odizolowane środowisko. Zawsze interesowali się tylko swoim ogródkiem, nikt się nie wychyla. Chodziliśmy, pytaliśmy, w sprawie pani Beaty, ale nie tylko. Też nas zbywali - mówi Łoszewska.

Śledczy ustalą, czy ktoś jej pomagał

Ojciec najmłodszych, żyjących dzieci Beaty Z. ma opinię popijającego, buńczucznego choleryka. Ale z synami utrzymywał kontakt. Jednak po aresztowaniu matki, nie zajął się nimi. Chłopcy trafili do rodziny zastępczej.

Dom Beaty Z. w Hipolitowie stoi teraz opuszczony. Najstarsza córka podejrzanej jest w Łomży u rodziny. Nie chce tam mieszkać. Podobnie jej 18-letni brat.
- Zaoferowaliśmy im pomoc materialną. Zaproponowaliśmy pomoc psychologa. Odmówili - przyznaje kierowniczka ośrodka w Stawiskach.

By córka Beaty Z. choć na chwilę oderwała się od tego koszmaru, pracownicy ośrodka obiecali, że pomogą jej znaleźć pracę. Jej bratu proponują zmianę szkoły średniej. Nawet na taką z internatem.

Ci, którzy znają rodzinę, boją się myśleć, co z nią dalej będzie. Decyzją sądu Beata Z. została tymczasowo aresztowana. Na razie na trzy miesiące, ale na pewno prokuratura będzie występowała o kolejne przedłużanie aresztu. Za wielokrotne zabójstwo grozi jej nawet dożywocie. Możliwe, że już nigdy nie wyjdzie na wolność.

Nie wiadomo też, co jeszcze przyniesie śledztwo. Beatę Z. z pewnością - w czasie obserwacji - zbada zespół psychiatrów i psychologa. To z kolei da śledczym odpowiedź na kolejne nurtujące wszystkich dookoła pytanie: czy mordowała swoje dzieci na zimno, z premedytacją?

Wiadomo już - tego prokuratura nie ukrywa - że śledztwo jest wielowątkowe. Sprawdzane będzie m.in. to, kto wiedział o ciążach Beaty Z. Może ktoś pomagał jej w pozbyciu się niemowląt?

Na początku tego tygodnia kontrolę w ośrodku w Stawiskach przeprowadzili urzędnicy wojewody podlaskiego. Sprawdzali, jak była prowadzona praca socjalna z rodziną, z jakich świadczeń, zasiłków korzystała. Jak często pracownicy socjalni odwiedzali rodzinę. Co o rodzinie mówiły wywiady środowiskowe.

Tą bulwersującą sprawą zajął się również Rzecznik Praw Dziecka.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny