Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Charyzmatyczny kaznodzieja pomaga ludziom dotrzeć do Boga. Wierni zjeżdzają autokarami.

Jerzy Motyka [email protected]
Leżącym na podłodze wiernym nikt nie pomaga wstać. Nikt nie próbuje ich podnieść. Nie wolno.
Leżącym na podłodze wiernym nikt nie pomaga wstać. Nikt nie próbuje ich podnieść. Nie wolno. Fot. Krzysztof Kapica
Wierni mówią, że spotkania z charyzmatycznym kaznodzieją, ojcem Józefem Witką, w cudowny sposób odmieniają życie.

Po północy, po nabożeństwie nie będzie pan zadawał takich pytań. Sam się przekona, co to znaczy być dotkniętym przez Boga - mówi energiczna liderka sporej grupy pielgrzymów z Nowej Sarzyny. Przywiozła ich do Jarosławia na nocne spotkanie z ojcem Józefem Witką, charyzmatycznym kaznodzieją.

Godzina 17.30. W świątyni wszystkie miejsca w ławkach zajęte. Na dziedzińcu przed kościołem oo. Reformatów spory jak na tę porę ruch. Niemal każdy taszczy jakieś składane stołeczki, taborety, plażowe leżaki.

Pan zabiera ból

W świątyni zaczyna się wieczorne nabożeństwo. Tomasz z Łukaszem (ten drugi służy od 10 lat, czyli od początku działalności ojca Witki) kierują kolejnych pielgrzymów do bocznych naw. - Wyłączyć komórki - przypominają. - Jeżdżę na spotkania od roku. Dzisiaj będę modliła się za złośliwą sąsiadkę, która mi dokucza - tłumaczy Teresa z Łańcuta.

Właśnie podjechały dwa pełne autokary ludzi. Ładna, 39-letnia brunetka o długich kręconych włosach godzi się na rozmowę, ale równocześnie szuka męża i siostry, którzy gdzieś się zawieruszyli w tłumie. Przyjechali z Chodla, małej miejscowości w lubelskiem. - Podążamy za ojcem Witką od półtora roku. Jesteśmy na jego wszystkich spotkaniach modlitewnych - mówi Violetta Zarzycka.

Siostra Violetty miała raka piersi. Pojawiły się przerzuty. Sytuacja wydawała się beznadziejna. - Zaczęłyśmy jeździć na spotkania modlitewne z ojcem Witką. Rak się cofnął - przekonuje. Sama cierpi na stwardnienie rozsiane i choroby stawów. - Od roku zero objawów. A o bólach stawów zapomniałam. Pan zabiera ból - mówi z ogniem w oczach.

Chcę poczuć dotyk

- Cuda? Jakie znowu cuda! Ja tylko głoszę słowo. Pomagam ludziom dotrzeć do Boga. To, co się dzieje, to wyłącznie Jego dzieło - zbywa mnie ojciec Józef Witko, gdy chcę, by skomentował niektóre opinie wiernych. Śpieszy się, bo o 20.30 początek modlitewnego spotkania.

Ojciec Józef zaczyna mówić do tłumu. Łatwo nawiązuje kontakt. Każdą grupę pielgrzymkową witają gromkie oklaski. Zakonnik co raz sypie jakąś anegdotą, co raz wybuchają salwy śmiechu. - Trzeba wierzyć, że dostaniemy od Boga to, o co prosimy. To wiara czyni dobro - rzuca słowa w ciżbę. Poważne, mądre życiowo sprawy sprzedaje bez problemu. - Takie jest prawo miłości! - śpiewa falujący tłum z rękoma uniesionymi w górę.

Na przemian z ojcem Teodorem mówią o Bogu, miłości Bożej. Jakaś 8-letnia dziewczynka wtula się w ramiona matki i zasypia. Dorośli słuchają w skupieniu. Znowu muzyka.

Intencje pójdą z dymem

Modlitwa różańcowa. Prowadzi ją ojciec Józef, po czym oddaje głos potężnemu franciszkaninowi. Co raz ktoś przeciska się przez tłum i wrzuca jakieś karteczki do kartonowego pudła na ołtarzu. - To intencje do Boga. Nikt ich nie czyta. Po spotkaniu będą spalone - wyjaśnia mi sąsiadka z przedsionka.

O północy ojciec Józef czyta te intencje, które dostał wcześniej od wiernych. Ludzie proszą o dar potomstwa, ktoś dziękuje za uzdrowienie kręgosłupa, inny prosi o uwolnienie od nałogu. Ktoś dziękuje za uzdrowienie od nowotworu, jakaś matka prosi o zdrowie psychiczne dla córki. Gdy z ambony padają słowa o potrzebie modlitwy za małżeństwo w kryzysie, brunetka jest mocno poruszona. Łzy spływają po jej policzkach.

Żywe świadectwo

Godzina 1.20 Kończy się msza, ludzie przystępują do komunii. Modlą się w ciszy i skupieniu. Jakaś 16-latka osuwa się na ramię matki. Wydaje się, że śpi.

Ojciec Józef zaprasza chętnych, żeby opowiedzieli, co już wymodlili u Boga. Kolejno wychodzą przed ołtarz i dzielą się swoimi świadectwami. Kobieta z Tomaszowa mówi, że modlitwą uwalnia męża z alkoholowego nałogu.

Anka z Marcinem są z Janowa Lubelskiego. Dziękują publicznie za uzdrowienie. Marcin poczuł dotknięcie Jezusa. Godz. 4.15. Ktoś słabnie. Inni w modlitewnym uniesieniu czekają na najważniejszy dla nich moment. Bo nie zawsze nocne czuwania kończą się specjalnym błogosławieństwem. Dzisiaj tak. - Ojciec Józef będzie nakładał ręce - uprzedza starsza pani.

Zakonnik wchodzi między ludzi. Nakłada ręce na głowy wiernych i każdego błogosławi z osobna. Napięcie sięga zenitu. Jakaś kobieta osuwa się nieprzytomna na posadzkę. Nikt jej nie pomaga.
- Nie wolno! - ostrzega jedna z animatorek spotkania. Nikt już nie panuje nad tłumem. Co raz ktoś pada w dziwnym letargu na ziemię.

Kątem oka widzę, jak franciszkanin nakłada ręce na brunetkę. Wyraźnie kobieta czuje się uwolniona od problemów. Nie płacze. Jest zupełnie spokojna. Modli się jeszcze, ale jest zupełnie kimś innym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny