Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna i Aleksander Bielscy nie mają wątpliwości: miłość czyni cuda

Aneta Boruch [email protected] tel. 85 748 96 63
Anna i Aleksander Bielscy
Anna i Aleksander Bielscy
Nie obchodzimy walentynek. My się kochamy cały rok - mówi Anna Bielska. Gdy się spotkali, byli poranieni po poprzednich związkach i piętrzyły się przed nimi same trudności. - Ale miłość czyni cuda - nie ma wątpliwości jej mąż Aleksander.

Akwarium uczy cierpliwości, szacunku i pokory - mówi Anna Bielska. - Od momentu, gdy je mam, podciągnęłam się z chemii, z biologii. A po drugie: ja to po prostu ubóstwiam.

Zaczęło się od alergii

Anna i Aleksander Bielscy od zawsze kochali koty, dlatego zawsze te czworonogi z nimi mieszkały. Ale jakieś pięć lat temu, po urodzeniu się drugiej córeczki jakieś fatum zawisło w powietrzu. Pani Anna dusiła się w nocy od kaszlu, dziewczynki też miały problemy z oddychaniem. Diagnoza: alergia, była wyrokiem na koty, które musiały wyprowadzić się z domu. Uczulenie na wiele substancji sprawiło, że dzieci dostały w prezencie od babci maleńkie akwarium z rybkami.

- Krokodyle nie wchodziły w grę z wiadomych powodów - śmieje się pan Alek. - Robaki też nie, bo rażą moje wysublimowane poczucie estetyki. Mikroby może są i fajne, ale widoczne tylko pod mikroskopem.
Stanęło więc na szklanej kuli, około pięciolitrowej pojemności, z bajecznie kolorowymi pięcioma rybkami w środku. Pan domu przyznaje, że kompletnie nie wiedział jak się nazywają i myślał, że to "głupiki". Okazało się, że chodziło raczej o gupiki.

- Po pierwszej nocy z rybkami okazało się, że potrzebne są jakieś pompy, jakieś napowietrzanie, termometr, testy do wody, że są jakieś biotopy, słowem: szok - wspomina pan Alek. - Około piątej rano wyciągnąłem pierwszy wniosek: wywalić tę nieszczęsną kulę i kupić prawdziwe akwarium.

Tak się też zrobił. I akwarium szybko stało się centralnym miejscem w salonie. W środku działo się znacznie więcej ciekawych rzeczy, niż w telewizyjnych operach mydlanych, a nawet filmach akcji.
- Doświadczenia z tamtego okresu i różne akwarystyczne grzechy, mogłyby stanowić materiał na osobną opowieść - otwarcie przyznaje pan Alek.

W poszukiwaniu wiedzy i porad akwarystycznych zaczął ślęczeć po nocach w in- ternecie. Szybko trafił na posty dotyczące hydroponiki. A ponieważ żona, przeprowadzając się do niego, przytaszczyła ze sobą mnóstwo mniejszych lub większych roślinek doniczkowych, a niewielkie mieszkanie, w którym wtedy mieszkali przypominało dżunglę, od razu wiedzieli, że filtracja hydroponiczna do akwarium to jest to.
Alek zajął się stroną techniczną przedsięwzięcia, a Ania poszła w kierunku roślinności.

Aquaponika, czyli hodowla ryb akwariowych połączona z uprawą roślin jest absolutnym nowatorstwem w akwarystyce. Rośliny stanowią filtr, a nawozem dla nich jest to, co wydalą rybki.
Akwarystyczna mistrzyni innowacyjności

Akwarystyka stała się ich wspólną pasją. - Gdy wylęgają się skalary, to jest po prostu niesamowite patrzeć, jak śpią, jak się chowają. Gdy podchodzi się do akwarium, uciekają, tak są wrażliwe - opowiada pani Ania. - A nasze dziewczynki kochają glonusie.

Wspólna pasja wpłynęła nawet na wybory Bielskich dotyczące wykształcenia. Po 12 latach od obrony pracy licencjackiej pani Ania podjęła studia magisterskie. Początkowo tematem pracy końcowej miała być analiza finansowa pewnego pomysłu architektonicznego Alka, związanego z produkcją domów. Ale ponieważ w tym czasie akwarystyka wkroczyła już do ich domu, Anna zmieniła temat dosłownie w ostatniej chwili. Na ostatnim semestrze postanowiła, że poświęci ją tematyce związanej z aquaponiką.

Przy okazji podjęła też działania, zmierzające do opatentowania nowej, ekologicznej technologii filtracji wody. Jej praca magisterska znalazła uznanie jurorów konkursu Akademicki Mistrz Innowacyjności w postaci głównej nagrody w 2012 roku, przyznawanej przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości za najlepszą w Polsce pracę magisterską w dziedzinie innowacyjności.

Teraz Bielscy mają trzy stałe akwaria ekspozycyjne i kilka mniejszych. A od ponad roku organizują słynne już comiesięczne spotkania podlaskich akwarystów we własnym domu w Supraślu. Lutowe właśnie odbyło się w ostatnią sobotę.

Akwarystów pospolite ruszenie

Wchodzili w ten świat stopniowo, wędrując po różnych forach internetowych w poszukiwaniu wiedzy. - I raz natrafiłem na wątek pt. Spotkania z zupą chmielową - opowiada Alek. - Założył je jeden z kolegów, próbując skrzyknąć forumowiczów-akwarystów, którzy nigdy się nie widzieli.

Okazało się, że grupa hobbystów-akwarystów na Podlasiu jest spora, ale niezorganizowana. W końcu udało się im spotkać w Czarcim Pubie, około półtora roku temu. Gdy Bielscy usłyszeli, że wreszcie się towarzystwo skrzyknęło, wsiedli w taksówkę, zapakowali dzieci i pojechali do Białegostoku. Tam poznali pierwszych akwarystów osobiście. Po tym spotkaniu były próby zorganizowania kolejnych, które jednak nie doszły do skutku. - I wtedy pomyśleliśmy z Anią: a może zróbmy to u siebie - wspomina pan Alek. - Rzuciliśmy to hasło na forum.

Pierwsze spotkanie u Bielskich odbyło się przed rokiem, w styczniu. Potem było kolejne. Na obu była niezła frekwencja. Postanowili więc robić je co miesiąc. Bywało na nich już i po 30 osób.

Podczas tych spotkań akwaryści przede wszystkim wymieniają się doświadczeniami.

- Kolega akwarysta nauczył nas na przykład rozmnażać zbrojniki. W ogóle się to nam nie udawało - opowiada Aleksander. - I dopiero, gdy za jego dobrą radą kupiłem gliniany pojemniczek, powiodło się.
Piotr Krzywosz, miłośnik akwarystyki z Białegostoku, uważa, że pomysł takich realnych spotkań jest świetny, bo dzięki nim akwaryści mogą się zintegrować. Akwarystyka to jednak jest takie hobby, które zmusza do siedzenia w domu.

- Spotkania u Ani i Alka są ewenementem w skali kraju - podkreśla Piotr Krzywosz. - Przy okazji wykluwają się nam pomysły na nowe rozwiązania techniczne, nowe aranżacje. Rozmawiamy o nietypowych gatunkach roślin, ryb, problemach jakie mamy w akwariach. To takie akwarystów pospolite ruszenie.

Różnica wieku nie dzieli, a łączy

Dla Anny i Aleksandra akwarystyka to tylko jeden ze sposobów bycia razem. Gdy się poznali, mieli już za sobą nieudane małżeństwa, po których byli poranieni i nieufni. Każde z nich przeszło swoje własne życiowe piekło. Niektóre sprawy z przeszłości jeszcze były niezakończone. Ale stopniowo zaufali sobie nawzajem. 1 listopada 2004 roku zamieszkali razem. I od tamtej pory zawsze i w każdej sytuacji są razem. I nigdy nie odczuwali potrzeby odpoczęcia od siebie. Do prawdziwej, głębokiej miłości trzeba dojrzeć - mówią zgodnie.

- Od Ani jestem starszy o 19 lat, ale żadne z nas nie powie, że dzieli nas różnica wieku - przyznaje się Aleksander. I podkreśla: - Ta różnica nas łączy.

Parę tygodni po tym, jak się poznali, zaczęła działać jakaś życiowa magia. Powoli zaczęły rozwiązywać się i układać zapętlone i niezałatwione sprawy z przeszłości. Pierwszego dnia wiosny 2005 roku Aleksander kupił przepięknie położoną działkę budowlaną w Supraślu.

- A rok wcześniej byłem jeszcze goły i bosy. Miłość jednak czyni cuda - uśmiecha się do wspomnień.
Wspólnie rozpoczęli budowę własnego, wymarzonego domu. Ale decyzja o tym, jak ma wyglądać ich rodzina nie była prosta. Mężczyźnie po 50. trudno było zdecydować się na dziecko. Ania jednak bardzo chciała mieć dzieci. No i urodziła się Małgorzata Aleksandra. Dwa lata później byli już na swoim. A w styczniu 2008 roku, w pachnącym jeszcze świeżym drewnem domu, przyszła na świat Aleksandra Anna.
Oczywiście, jak w historii innych związków, trudnych momentów nie brakowało. W trzecim miesiącu życia Aleksandra Anna trafiła do szpitala z ostrym zapaleniem płuc. Są przekonani, że tylko prof. Maciejowi Kaczmarskiemu zawdzięczają, że Ola wciąż jest z nimi.

Jej pobyt w szpitalu to były jedyne chwile, kiedy nie byli ze sobą razem w domu. Walentynek nie obchodzą jakoś szczególnie. - Ludzie powinni się kochać przez cały rok, a nie tylko 14 lutego - uważa Anna.

Szkoda czasu na kłótnie

Dziś obie dziewczynki są pełne energii, wszędzie ich pełne. I oczywiście są oczkiem w głowie rodziców.
Bielscy, bez względu na to co robią, starają się być zawsze ze sobą. Wręcz źle się czują, gdy jednego z nich nie ma obok. - Gdy pewnego dnia robiłam porządek w akwarium w przedszkolu, Alek nie mógł ze mną pojechać - opowiada Anna. - I jakoś tak bardzo źle mi się pracowało, bo jego zabrakło. Ta praca była zupełnie bez sensu.

Jasne, że czasem Alek i Ania mają inne zdania i potrafią się posprzeczać. Ale szybko się godzą. Bo jak twierdzą oboje, są już w takim wieku i po takich doświadczeniach, że szkoda im marnować czasu na kłótnie. - Zresztą nie mamy powodów. Ania jest dla mnie całym światem - zapewnia Aleksander.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny