Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z papieru potrafi zrobić cuda. Quillingowe pisanki - zajęcie dla cierpliwych, ale efekt jest niepowtarzalny

Izabela Krzewska
Izabela Krzewska
Olga Wyszkowska jest instruktorką plastyczną w białostockim Domu Kultury „Śródmieście”. Prowadzi warsztaty dla dzieci, m.in. z linorytu oraz właśnie quillingu
Olga Wyszkowska jest instruktorką plastyczną w białostockim Domu Kultury „Śródmieście”. Prowadzi warsztaty dla dzieci, m.in. z linorytu oraz właśnie quillingu Wojciech Wojtkielewicz/ Polska Press
Kraszanki, drapanki, jajka zdobione metodą batikową i zanurzoną w wosku szpileczką – pomysłów na tworzenie pisanek jest mnóstwo. Jeden z nich to quilling. I choć nazwa tej techniki brzmi nowocześnie, stosowano ją już w epoce Renesansu

To praca dla cierpliwych. Wiele zależy od projektu, ale wykonanie jednej pisanki, razem z przygotowaniem papierowych elementów, może zająć nawet 4 godziny! – podkreśla Olga Wyszkowska z białostockiego Domu Kultury „Śródmieście”. – Quilling to czasochłonna technika plastyczna, ale pozwala na stworzenie niepowtarzalnych, oryginalnych ozdób.

Pani Olga jest instruktorką zajęć plastycznych i kilka dni temu poprowadziła pierwsze warsztaty dla dzieci i ich rodziców pod hasłem „Quillingowa pisanka”. Czym w ogóle jest ten quilling? Z języka angielskiego oznacza nawijanie na papier lub rurkę, a w kontekście artystycznym - to technika polegająca na zwijaniu pasków papieru w spiralki, formowaniu z nich różnych kształtów i naklejaniu na wybraną powierzchnię.

W sieci można można znaleźć inne określenie tej metody: papierowy filigran. Filigran to z kolei technika znana w złotnictwie. Chodzi o skręcane ze sobą złote lub srebrne druciki, układane w ażurową siatkę i rozklepywane. Tak powstają zdobienia, a nawet całe przedmioty.

W quillingu zamiast złotych drucików jest papier – surowiec zdecydowanie tańszy niż złoto i bardziej dostępny. Ale też nie może być byle jaki. Nie za gruby, żeby po złożeniu nie robiły się „blizny”, i nie za cienki, by się nie rwał. Długość wycinanej wstążki nie ma znaczenia, ale optymalna szerokość to 3, 5, 6 lub 10 milimetrów.

W sklepach plastycznych można kupić gotowe zestawy pasków do quillingu. Dostępne są w wielu kolorach i odcieniach, intensywnych, pastelowych, są paseczki metaliczne, cieniowane oraz perłowe.

Do tego można kupić specjalne grzebienie do formowania kokardek lub pętelek, szablony do quillingu z otworami o różnych ciekawych kształtach, karbownice nadające paseczkom strukturę mechanicznych zębatek, a nawet elektryczne nawijaki do zwijania papieru w sprężynki.

Jednak by stworzyć np. quillingowe pisanki, wystarczą zwykłe nożyczki, przezroczysty klej do papieru, pęseta do przytrzymywania i przenoszenia elementów, specjalna igła do quillingu oraz odrobina zręczności.

- Igła ma naciętą końcówkę, w której można przetrzymać jeden kraniec paska papieru – tłumaczy Olga Wyszkowska. - To ułatwia zwijanie „ślimaczków”, które można tak zostawić lub nawet palcami uformować w różne kształty: łezki, trójkąty, kwadraty, serduszka. Te elementy łączymy ze sobą klejem tworząc kształty kwiatów, liści, pawie ogony, ryby... Wszystko, co przyjdzie nam do głowy.

Kolorowe, niepozorne paseczki z papieru można zamienić w fascynujący świat. W zależności od tego, co ma być tłem, a co wybijać się na pierwszy plan, wybieramy elementy z różnych szerokości pasków. Można też manewrować kolorem, ornamenty przyklejać „ciasno” albo z prześwitami na wcześniej pomalowanej lub obklejonej np. sznurkiem powierzchni jajka.

Zdaniem białostockiej instruktorki quillingu, możliwe jest też stworzenie półprzeźroczystej pisanki z samych papierowych „sprężynek”, choć byłby to z pewnością obiekt bardzo delikatny.

Olga Wyszkowska tę technikę odkryła niespełna rok temu. Uważa, że jest efektowna i daje ogromne możliwości. Charakterystyczne „ślimaczki” można spotkać na obrazach, okazjonalnych kartach z pozdrowieniami, pudełkach. W epoce Renesansu francuscy i włoscy mnisi oraz zakonnice używali ich do ozdabiania okładek książek i przedmiotów religijnych.

– Kształty są wypukłe, więc można je wykorzystać nawet na rzeźbach – podkreśla Olga Wyszkowska.

Wyczucie kolorów i kształtów ma we krwi. 29-latka pochodzi z Supraśla, z artystycznej rodziny. Rodzice skończyli Akademię Sztuk Pięknych. Oboje pracowali potem w Liceum Plastycznym w Supraślu. Mama uczyła tam historii sztuki, a od 20 lat pracuje w Podlaskim Instytucje Kultury (wcześniej nosił nazwę Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Białymstoku). Tata z kolei uczył snycerstwa, malarstwa, rysunku, rzeźby.

– Do dziś zapach farby olejnej i drewna przywołuje we mnie wspomnienia z dzieciństwa - uśmiecha się Olga.

Sztuka zawsze była obecna w jej domu. Ma trzech braci. Jeden zajmuje się ceramiką, drugi jest architektem, a trzeci – scenografem w teatrze.

– Taka rodzinna klątwa - śmieje się 29-latka. - Zapierałam się, że nie będę pracować jak mama, a też trafiłam do instytucji kultury.

Olga ukończyła supraskie Liceum Plastyczne na kierunku fotografia. Potem wyjechała za granicę – na studia i do pracy.

Opiekowała się dziećmi i osobami starszymi i studiowała na Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Brukseli (tej samej, na której kształcił się słynny belgijski malarz surrealista René Magritte, autor „Mężczyzny w meloniku”).

Jak przyznaje Olga, wiele było w tym przypadku i łutu szczęścia. Na egzamin wstępny poszła za namową znajomej i bez specjalnych oczekiwań. Zdała, choć język francuski znała wówczas tylko na poziomie komunikatywnym. Ale komisję przekonała.
Studiowała grafikę na profilu komunikacja wizualna - projektowanie plakatów, opakowań użytkowych, wizytówek. Ostatecznie uznała, że wróci do kraju.

- Różnych rzeczy w życiu próbowałam, pracowałam m.in. w studiu tatuażu, ale okazało się, że to praca z dziećmi daje mi najwięcej radości i satysfakcji. Dzieciaki są ciekawe, kreatywne, przychodzą ze swoimi pomysłami. Ja sama też się od nich uczę.

Na co dzień Olga pracuje w domu kultury, a w wolnym czasie zajmuje się fotografią i maluje obrazy, głównie portrety. Teraz zaś przygotowuje się do świąt.

– Choć quilling daje duże pole do popisu, to w moim rodzinnym domu wielkanocne jajka nadal zdobi się przede wszystkim metodą batikową – mówi z uśmiechem.

Metoda ta polega na „pisaniu” po skorupce ciepłym woskiem nanoszonym igłą lub cienkim gwoździkiem. Potem jajko zanurzane jest w roztworze z barwnikiem. Czynność tę można powtarzać, a barwniki zmieniać, by wzór na pisance był wielokolorowy.

– U mnie w domu używamy „tukawek” – nacinamy starą kredkę, wsuwamy blaszkę i nią pobieramy wosk ze świecy – zdradza Olga. – Specjalistką jest oczywiście moja 94-letnia babcia. Pochodzi spod Bielska Podlaskiego i wykonuje przepiękne ludowe wzory. My staramy się ją naśladować i dodać trochę nowoczesności. Co roku każdy członek mojej rodziny przygotowuje na Wielkanoc przynajmniej jedną taką pisankę, która trafia do świątecznego koszyczka, a potem jest zjadana.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny