[galeria_glowna]
Jesteśmy zaskoczeni wspaniałym przyjęciem - mówił wrocławski wokalista Mariusz Cal z Riddimz Team. Na sporej scenie ustawionej na terenach rekreacyjnych przy hotelu firmy JARD śpiewał o pokoju i miłości. I widać było, że nad całą imprezą unosi się dobry duch. Bo oprócz wielbicieli tej muzyki z charakterystycznymi fryzurami na koncercie bawiło się bardzo wielu mieszkańców Wasilkowa, Czarnej Białostockiej czy Białegostoku. Do późnego wieczora na łonie natury biesiadowali, przyglądali się wykonawcom i podziwiali emocjonujący pokaz fire show.
Trzeci raz Wasilków zamienił się w podlaską stolicę reggae. W sobotę, 8 sierpnia, grupka zapaleńców wspólnie z Miejskim Ośrodkiem Animacji Kultury zorganizowała Reggae Day.
- Kilku ciekawych ludzi nam to zaproponowało i tak się zaczęło. To fajna subkultura i styl życia i przyjmuje się w Wasilkowie - mówi Wiesław Dąbrowski, dyrektor MOAK.
Popołudnie na łonie natury
Od wejścia na teren kompleksu hotelowego słychać potężnie brzmiące basowe dźwięki. Bo w reggae pulsacja jest bardzo istotna.
Na trawie rozsiadły się już grupki najwierniejszych fanów. Wiele osób przyszło całymi rodzinami. Są fani tej muzyki z regionu. Przyjechali zobaczyć swoich ulubieńców i pobyć razem.
Rozkręcają się przy dźwiękach granych przez DJ-a. Pierwsi odważni fani zaczynają kołysać się pod sceną, kiedy pojawia się na niej Riddimz Team. Przyjechali z Wrocławia. U siebie mają wieloletnią
tradycję takich koncertów. Ale są zauroczeni klimatem Wasilkowa.
Ten klimat, ci ludzie
- Jesteśmy zaskoczeni ilością ludzi i przyjęciem - mówi Mariusz Cal, wokalista grupy. - Graliśmy jako
pierwsi i nie spodziewaliśmy się takiego odbioru. Bo ich granie podoba się wszystkim. Nie tylko fanom.
- Przyciągnęła mnie muzyka, i mam zamiar zostać aż do wieczora - deklaruje Stanisława Chlebowicz z Wasilkowa. Z kilkoma paniami przy stoliku uważnie obserwuje scenę.
- Przyjechałam tu z Haliną i Kacprem mają sześć i osiem lat - opowiada Agnieszka Piaskowska. - Tu jest bardzo miło, a reggae słucham od zawsze i chciałam poczuć tę muzykę na żywo. Daje mi dobrą energię.
Nigdy stąd nie wyjedziemy
Pomysł plenerowego koncertu urodził się w głowach białostockich muzyków i ich przyjaciół rozsianych w całym regionie.
- Myślę, że za kilka lat będzie to naprawdę duża impreza - mówi Sławek Salmanowicz, gitarzysta zespołu Granko. - Wybraliśmy Wasilków, bo nasi znajomi są i stąd i z Czarnej Białostockiej. Chcieliśmy także zrobić koncert na łonie natury.
I dodaje, że nigdy nie wyjedzie z Białegostoku. Wtóruje mu basista, Wojtek Lebensztejn, który do niedawna mieszkał w Londynie.
- Tam źle się czułem - przyznaje muzyk. - Moje korzenie są tutaj. Nigdy nie myślałem, żeby zostać i grać za granicą.
Kiedy Granko zaczyna swój występ, kilkaset osób kołysze się pod sceną. Śpiewają o wolności, miłości do natury, władzy pieniądza.
Ognisty finał wieczoru
Przy jednym ze stolików w pobliżu widowni siedzi Andrzej Choryło z Niewodnicy Kościelnej.
- Podwoziłem tu dziewczynę z Sokółki i namówiła mnie, żebym zobaczył jej taniec z ogniem - mówi.
Około godz. 22 rozpoczyna się zapierający dech pokaz - to fire show. Młodzi mężczyźni i kobiety żonglują płonącymi łańcuchami, buławami, wachlarzami, wreszcie... zioną ogniem.
I nadchodzi czas gwiazdy. To legendarny zespół Stage of Unity. Wszyscy falują złączeni muzyką.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?