Nasze pensje są najniższe w regionie, podwyżek nie było wiele lat - mówią pielęgniarki ze szpitala. - Tak dalej być nie może. Wkrótce szpital odczuje odpływ kadry pielęgniarskiej, bo są w mieście placówki, które się rozbudowują i za pracę wykonywana przez nasz personel płaca dużo więcej.
Według tej grupy zawodowej to ostatni moment, aby pielęgniarki i położne jeszcze w szpitalu zatrzymać. Dlatego domagają się 400 zł podwyżek na etat. Rozmowy z dyrekcją toczą się od pewnego czasu.
- Na razie bez efektu, dlatego liczymy na to, że wesprze nas urząd marszałkowski - mówi Alicja Hryniewicka, szefowa zakładowego związku zawodowego pielęgniarek i położnych. - Czekamy na spotkanie z marszałkiem i to pilne, i pomoc z jego strony szpitalowi.
Pielęgniarki zdają sobie bowiem sprawę, że sytuacja finansowa placówki nie jest łatwa. Szpital ma 100 mln zł długu, który ciągnie się od kilku lat.
- W tej sytuacji podwyżki w takiej wysokości, jakiej domagają się pielęgniarki i położne, nie są możliwe - zaznacza Urszula Łapińska, dyrektorka Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Białymstoku. - Zwłaszcza, że też pierwszy kwartał br. zakończyliśmy stratą 1,7 mln zł.
Tymczasem, aby zrealizować postulat pielęgniarek, szpital musiałby rocznie dysponować dodatkowa kwotą około 5 mln złotych.
- Zależy nam na tym, aby pracownicy nie zarabiali gorzej niż w innych szpitalach - zaznacza Karol Pilecki, członek zarządu województwa podlaskiego, odpowiedzialny za ochronę zdrowia. - Przygotowujemy analizy finansowe, aby sprawdzić, co jest możliwe do zrobienia. Na pewno nie można dać podwyżek kosztem szpitala. Postaramy się znaleźć jakieś rozwiązanie.
Marszałek obiecuje, że jak tylko gotowe będą wszelkie analizy, spotka się z załogą szpitala i przedstawi propozycje.
- Ale nie przewidujemy raczej podwyżek dla wszystkich w równej wysokości, chcemy za to wynagradzać pracowników za ich pracę, tam gdzie są wyniki - mówi Karol Pilecki.
Pielęgniarki i położne to nie jedyna grupa zawodowa, jaka dopomina się wyższych pensji. Szpital już wkrótce będzie musiał poradzić sobie z roszczeniami innej grupy zawodowej, m.in. lekarzy radiologów, techników elektroradiologii, patomorfologów czy fizjoterapeutów. Od 1 lipca wchodzą przepisy, zgodnie z którymi będą musieli pracować dłużej - nie jak dotąd 5 godzin, a 7 godz. i 35 minut. Ale za wydłużeniem ich czasu pracy, nie idą pieniądze. W większości szpitali w Polsce te grupy zawodowe będą musiały pracować dłużej za te same stawki.
- Nie stać nas na podwyżki, tym bardziej że teraz, pracując przez pięć godzin, zarabiają tyle samo, co inni specjaliści na etatach - mówi Urszula Łapińska.
Kilku radiologów z tej placówki już złożyło sprawy do sądu.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?