MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Świat po bushowaniu

Mirosław Miniszewski [email protected] tel. 085 748 95
We wtorek, 20 stycznia, zakończy się ośmiolecie rządów prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki George'a W. Busha. Jest to niewątpliwie jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci współczesnej polityki.

Ktoś niedawno powiedział, że skutki działań amerykańskiego prezydenta są tak dalekosiężne, że na jego wybór powinni mieć wpływ mieszkańcy całego świata. W ciągu ośmiu lat rządów Busha świat zmienił się w obozową zonę. Paranoiczny lęk przed terrorystami zamienił wszystkie lotniska świata w zmilitaryzowane punkty kontrolne, gdzie sprawdzeniu podlega każdy centymetr kwadratowy ciała pasażera. Pobieranie linii papilarnych od odwiedzających Amerykę gości stało się faktem, a jeszcze niedawno dotyczyło jedynie podejrzanych o poważne przestępstwa.

Stan wyjątkowy

Nadzwyczajne środki bezpieczeństwa, stosowane dotąd przez władzę sporadycznie i w uzasadnionych racją stanu przypadkach, stały się dzisiaj codziennością. I to nie tylko w Ameryce. Cały świat naśladuje poczynania amerykańskiej administracji. Wydaje się, że sytuacja permanentnego zagrożenia jest tym, na co każda władza czeka najbardziej. Wtedy może uzasadnić stosowanie metod, które w normalnych warunkach są powodem obalenia rządów i masowego obywatelskiego nieposłuszeństwa. Sytuację, w której znalazł się dzisiaj świat, można nazwać "globalnym stanem wyjątkowym".

Sytuację tę opisał współczesny włoski filozof Giorgio Agamben. Proponuje on się jej przyjrzeć zaczynając od… nazistowskich Niemiec. Mianowicie zaraz po objęciu władzy, w lutym 1933, roku Hitler wydał dekret "O ochronie narodu i państwa". Znosił on wszelkie gwarantowane konstytucyjnie wolności osobiste. Był to trwający dwanaście lat stan wyjątkowy. Polegał on w przypadku Niemiec na tym, że zalegalizowano w praktyce wojnę domową, której mechanizmy umożliwiły wyeliminowanie nie tylko politycznych przeciwników, ale też całych grup etnicznych. Agamben twierdzi, że takie intencjonalne wytwarzanie permanentnego stanu wyjątkowego bardzo spodobało się rządom współczesnych państw demokratycznych, w tym oczywiście i Stanom Zjednoczonym.

Co więcej, jak zauważa włoski filozof, "dziś wcale nie jest już konieczne, aby wprowadzić stan wyjątkowy w pełnym sensie tego słowa", co się doskonale udało właśnie prezydentowi Bushowi. Nie jest też koniczne eksterminowane całych narodów.

Dalej Agamben powołuje się na napoleoński dekret z dnia 24 grudnia 1811 roku, który zrównuje w obrębie prawa dwie przeciwstawne sobie sytuacje - stan oblężenia kraju przez zewnętrznego wroga oraz fikcyjny lub też polityczny stan oblężenia w obrębie samego państwa. Anglosaskie prawoznawstwo nazwało takie coś mianem "wyimaginowanego stanu wyjątkowego" (ang. fancied emergency).

To, co wymyślili Napoleon z Hitlerem, teraz, w obliczu globalnego zagrożenia terroryzmem, stało się znakomitym rozwiązaniem dla państw opartych na systemie demokratycznym. W ten sposób, w ślad za Stanami Zjednoczonymi, cywilizowany świat przyjmuje sposób rządzenia oparty na koncepcji stanu wyjątkowego. Agamben przestrzega, że odkąd taka metoda sprawowania władzy stała się regułą, pojawiło się niebezpieczeństwo, że przekształcenie tego z natury tymczasowego instrumentu rządzenia sprawi, że w końcu nastąpi zanik tradycyjnego rozróżnienia między stanem normalnego obowiązywania prawa a stanem wyjątkowym.
Znaczenie obecnie działającego stanu wyjątkowego, jak pisze Agamben, unaoczniło się w pełni w wydanym przez George'a W. Busha rozkazie wojskowym z dnia 13 listopada 2001 roku. Poddaje on w nim nie-amerykańskich obywateli, podejrzanych o działania terrorystyczne, specjalnej jurysdykcji, która obejmuje między innymi powoływanie nadzwyczajnych trybunałów wojskowych oraz zatrzymywanie bez sądu na czas nieokreślony! Wcześniej jeszcze został uchwalony w Stanach Zjednoczonych tzw. Akt patriotyczny z 26 października 2001, który upoważnia prokuratora generalnego do zatrzymania każdego cudzoziemca, podejrzanego o to, że zagraża bezpieczeństwu narodowemu.

Ciekawe, o czym teraz milczą

Zupełnie nowatorskie, zdaniem włoskiego filozofa, jest w rozkazie Busha to, że radykalnie likwiduje on status ludzi - pojawia się bowiem sytuacja, w której niemożliwe jest określenie ich statusu na gruncie prawa. Pojmani przez amerykańską armię i służby specjalne podejrzani o terroryzm nie tylko są więc pozbawiani statusu więźniów wojennych, który definiują i gwarantują konwencje genewskie, ale także zostają wyłączeni spod zwykłej jurysdykcji amerykańskich sądów. Nie są więc ani więźniami, ani jeńcami, ani oskarżonymi w świetle prawa! Są pojmanymi istotami ludzkimi, poddanymi czystej suwerenności władzy amerykańskiej. Jak pisze Agamben, zostali oni skazani na uwięzienie, które jest nieokreślone nie tylko w swym wymiarze czasowym, lecz również ze względu na swą naturę, ponieważ znajduje się ono poza prawem i poza wszystkimi formami kontroli prawnej. Wraz z uwięzionymi w obozie Guantanamo nagie życie powróciło do swej absolutnej nierozróżnialności - twierdzi włoski filozof. Podobnie rzecz się ma z faktem wywożenia podejrzanych o terroryzm do krajów, które nie podpisały międzynarodowych konwencji w zakresie traktowania więźniów. Są oni tam poddawani torturom w celu uzyskania zeznań. Ten element polityki amerykańskiej administracji jest czymś bez precedensu w powojennej historii.

Do tej pory było powszechnie wiadomo, że każde państwo ma swoje służby, które w wyjątkowych sytuacjach stosują nadzwyczajne środki w celu zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom i utrzymania ciągłości władzy. Problem w tym, że Amerykanie zaczęli o tym mówić głośno i traktować to jako element zwykłej polityki. Zaczęto o tym normalnie rozmawiać publicznie i przestano się tym gorszyć. W tej sytuacji intrygującym wydaje się pytanie, które zadał w tym kontekście słoweński filozof Slavoj Zizek: skoro rząd USA otwarcie mówi teraz o tym, że przetrzymuje bez sądu i torturuje jawnie ludzi - a do tej pory milczano o tym - to o czym ten rząd teraz nie mówi? Jakie mroczne tajemnice skrywa?

W ślad za Bushem idą także polskie władze. Planowane jest właśnie uchwalenie prawa, które pozwoli im wywożenie podejrzanych o terroryzm do krajów tzw. zbójeckich, gdzie będzie można ich torturować poza jurysdykcją cywilizowanego prawa i wydobywać z nich potrzebne informacje. Projekt ten został entuzjastycznie przyjęty przez polskich ekspertów od spraw bezpieczeństwa międzynarodowego oraz przez wojsko i służby specjalne. Jest to tylko symptom tego, jak era Busha wpłynęła globalnie na pojmowanie prawa i człowieczeństwa.

Guantanamo

To właśnie usytuowany na kubańskim skrawku ziemi obóz w Guantanamo wydaje się być najistotniejszym punktem odniesienia, który charakteryzuje ośmiolecie rządów George'a W. Busha. Stanowi on symboliczną strukturę, która jest modelem nowego sposobu sprawowania władzy. Prezydent elekt USA, Barack Obama, zadeklarował rozwiązanie tego hańbiącego cywilizację miejsca. Ostatnio spuścił jednak z tonu i powiedział, że nie będzie to takie łatwe, jak sądził, i odłożył ten problem na czas nieokreślony. Problem nie leży bowiem w samym obozie jako budowli, ale w systemie, który go powołał do życia. Nigdy nie jest tak, że raz zdobyte przez władzę instrumenty sprawowania kontroli nad ludźmi zostaną oddane. Aby nastąpiła tak radykalna zmiana, potrzeba albo wojny, albo rewolucji, które poprzez zniszczenie wytworzyłyby miejsce na nowe struktury. Ten system ma się jednak dobrze, pomimo kryzysu.

Podchodząc do sprawy racjonalnie, współczesny świat jest miejscem w miarę bezpiecznym. Prowadzone wojny są znikome w porównaniu do tego, co było przed wiekami. Samo z kolei zagrożenie terroryzmem nie jest ani większe, ani mniejsze niż kiedykolwiek w historii. Zawsze były obecne grupy politycznych łobuzów, które nękały zwykłych ludzi w nadziei na profity bądź uzyskanie wpływów. Straty w ludziach wywołane działalnością terrorystów nie są większe niż te spowodowane używaniem samochodów lub pijackich burd w nocnych klubach. Z jakiegoś powodu nikt nie likwiduje jednak autostrad ani nie zamyka obślizgłych spelun, pełnych agresywnych i napitych opryszków. Z jakiegoś też powodu władze uznały, że terrorystyczne ataki są znakomitym pretekstem do wprowadzenia metod, o których zawsze marzył każdy władca. Współczesna technika umożliwia wszak w tym zakresie prawdziwe "cuda".

Nici z demokracji

Prezydent Bush sprawował swój urząd w okresie najdynamiczniejszego w historii postępu technologicznego. Spiskowe teorie głoszą, że atak na wieżowce w Nowym Jorku był zainscenizowany przez samych Amerykanów. Niezależnie od tego, czy to bzdury, faktem jest, że al Kaida dała Bushowi wspaniały prezent. Dostał na tacy pretekst do wykorzystania wszystkich metod, jakie daje mu współczesna technika i wiedza, aby uczynić władzę skuteczną jak nigdy dotąd. Żaden suweren w historii, żadna armia i żaden rząd nie był dotąd wyposażony w takie instrumenty, jakie posiada dziś władza amerykańska. Były dotąd one jedynie marzeniem tyranów i despotów. Tymczasem zrodziła je demokracja i to ta najskuteczniejsza na świecie.
Kiedy dwieście lat temu ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych Ameryki projektowali system władzy, skonstruowali go tak, aby żaden z jej elementów nie dominował nad drugim i aby każdy mógł kontrolować inny. To rozwiązanie wydawało się idealne. Dzisiaj z tych założeń zostało już niewiele. Amerykańska władza wyszła bowiem poza samą siebie i rządami George'a W. Busha znalazła demokratyczny sposób na sprzeniewierzenie się samej demokracji.

Ten prosty Teksańczyk, mający często problemy z wysłowieniem się i strzelający dyplomatyczne gafy jedna po drugiej, w czerwcu 2005 roku powiedział tak: "Nasi wrogowie są brutalni, ale nie dorównują nam, nie dorównują armii Stanów Zjednoczonych".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny