Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stalking: Oskarżyła niewinnego o nękanie. Policja i prokuratura mu nie uwierzyły

Magdalena Kuźmiuk
Była nękana telefonami, smsami i mailami. Oskarżyła niewinnego człowieka. W areszcie i szpitalu psychiatrycznym przeżył piekło.
Była nękana telefonami, smsami i mailami. Oskarżyła niewinnego człowieka. W areszcie i szpitalu psychiatrycznym przeżył piekło. sxc.hu
Mateusz przesiedział pięć miesięcy w areszcie i w szpitalu psychiatrycznym. Był podejrzany o groźby i uporczywe nękanie kilku koleżanek. Okazało się, że niesłusznie. Wyszło na jaw, że dręczycielem był chłopak jednej z dziewczyn.

- Rafał A. perfidnie to zaplanował. Chciał mnie zniszczyć. Robił wszystko, by podejrzenia skierować na mnie. Ewa, jego dziewczyna, i jej koleżanki mu uwierzyły. Przekonał je, że to ja stoję za zamawianiem jedzenia, obraźliwymi mailami, a one zeznały to na policji. Oni też im uwierzyli. W ogóle nie chcieli słuchać tłumaczeń, że nie mam z tym nic wspólnego - opowiada z żalem Mateusz.

Mimo, że śledztwo przeciwko niemu zostało umorzone prawie dwa lata temu, a winny nękania - Rafał A., został skazany, Mateusz nadal nie może pogodzić się z tym, co się stało.

Erotyczne anonse, niezapłacone rachunki w pizzeriach, zapchane zamki

Poznali się kilka lat temu. Mieli wspólne zainteresowania, obstawiali mecze, spotykali się w zakładach bukmacherskich. Nic dziwnego, że Mateusz poznał też Ewę, dziewczynę Rafała.

- Pewnego dnia pokłóciliśmy się z Rafałem. Pożyczyłem mu 3000 złotych. Myślałem, że mi zwróci, bo miał pieniądze, ale on zerwał ze mną kontakt. I wtedy to się zaczęło. Tak nakierował sprawę, żeby wyglądało, że ja jestem sprawcą. Miał nawet motyw, że to moja zemsta za nieoddany dług - mówi Mateusz.

Dziewczynę Rafała zaczęli nagabywać nieznajomi mężczyźni. Jej telefon nie przestawał dzwonić. Okazało się, że ktoś umawiał ją w internecie na płatny seks. Na czatach zauważyła anonse. Ktoś zapraszał mężczyzn do jej mieszkania, podawał numer telefonu i adres.

Szybko także i koleżanki Ewy padły ofiarą - jak się wtedy wydawało - głupich żartów. Do domu zaczęły przychodzić nieopłacone zamówienia z białostockich pizzerii i lokali serwujących fast foody. Pewnego wieczoru Ewa zastała zapchane zamki w drzwiach, gałęzie w skrzynce, domofon zaklejony plasteliną. Wkrótce z ogłoszenia na klatce schodowej dowiedziała się, że jest wróżką, później, że poszukuje współlokatorów na stancję. Także jej rodzina przeżywała gehennę. Przypadkowe osoby z różnych miast w Polsce dzwoniły do jej najbliższych z pretensjami, że dostali obraźliwe smsy.

- A to o zdradzie małżeńskiej, a to o wyłudzeniach finansowych. Autor podpisywał się za mojego brata, chłopaka, a nawet tatę i podawał ich numery telefonów - opowiadała Ewa. Była przekonana, że sprawcą jest Mateusz.

Policjanci bezradnie rozkładali ręce. Radzili, by przeczekać, może żarty ustaną.

Pięć miesięcy w zamknięciu

Poważnie zrobiło się w sierpniu 2009 roku. Zniszczony został samochód brata Ewy. Ktoś porysował na nim lakier.

Mateusz został zatrzymany. - Pamiętam jakby to było wczoraj. 30 października z samego rana do mieszkania zapukała policja. Zabrano mnie na oczach rodziców i dziadków, którzy przyjechali do nas na Święto Zmarłych. Przetrzęsiono mój pokój. Policja szukała niebezpiecznej substancji, której wylaniem na koleżankę Ewy rzekomo miałem grozić w jednym z maili. Nic nie znaleźli - opowiada Mateusz.

Policjanci zabezpieczyli trzy komputery chłopaka i telefon. - Byłem roztrzęsiony. Prawie godzinę czytano mi zarzuty. Nie przyznawałem się. Prokurator, młoda asesor, uwierzyła tym dziewczynom. 72 godziny siedziałem w izbie zatrzymań, w pokoju dwa metry na dwa metry, na twardej leżance. W poniedziałek trafiłem do aresztu. Jak wspominam więzienie? Traumy, jaką przeszedłem, nie zapomnę do końca życia - ucina Mateusz.

Stracił dobrą pracę. Niektórzy zaczęli go postrzegać jako niebezpiecznego zboczeńca. W areszcie śledczym przy Kopernika przesiedział trzy tygodnie. Później został przeniesiony na oddział zamknięty szpitala psychiatrycznego. - Prokurator czytała akta i stwierdziła, że tego, co jest w zarzutach, nie może robić zdrowa osoba. Te akta mieli też lekarze. Chcieli wydusić ze mnie przyznanie się, choć ja cały czas zaprzeczałem. Karmili mnie lekami, twierdząc, że to dla mojego dobra, że to mnie uspokoi - wylicza Mateusz.

On w tym czasie wysyłał pisma do prokuratury, by wypuściła go na wolność. Pisał nawet do ministra sprawiedliwości. Przełom nastąpił dopiero w kwietniu 2010 roku. Do Mateusza przyszedł policjant. Podawał daty i wypytywał, co wtedy robił. Mateusz pamiętał, że był np. w Kolnie, Wysokiem Mazowieckiem. Potwierdziły to bilingi z jego komórki. Okazało się, że w tym czasie z kafejek internetowych w centrum Białegostoku do Ewy i jej przyjaciółek wysyłano obraźliwe maile, często wypełnione groźbami. Nie mógł więc robić tego Mateusz.

To robił Rafał, chłopak Ewy

- Rafał A., chłopak Ewy wpadł, bo okazało się, że dużo maili wysyłanych było z budynku wydziału prawa, gdzie studiował. Zgubił go też fakt, że jedno z kont w internecie założył w swoim mieszkaniu - mówi Mateusz.

8 kwietnia opuścił szpital. A dwa miesiące później prokuratura umorzyła śledztwo wobec niego, uznając, że sprawcą nękania jest ktoś inny - Rafał A.

Rafał A. został oskarżony o składanie niezgodnych z prawdą zeznań, fałszywe oskarżenia oraz przestępstwo polegające na tworzeniu fałszywych dowodów, by śledczy ścigali Mateusza za przestępstwa, których w rzeczywistości nie popełnił. Według prokuratury, to Rafał wysyłał do swojej dziewczyny i jej koleżanek wulgarne maile i smsy. Groził i nagabywał. W czasie przesłuchania Rafał A. przyznał się do zarzutu tylko częściowo.
Na początku marca ubiegłego roku w białostockim sądzie rejonowym ruszył jego proces. Rafał A. nie pojawił się w sądzie. Podobnie na rozprawach w kwietniu i w maju. Przyjechał dopiero w lipcu. Nie chciał wyjaśniać.

- W czasie jednej z rozmów Rafał przyznał, że to on wysyłał te maile i smsy. Zmieniał temat, gdy go wprost zapytałam, czy wysyłał wszystkie. Twierdził, że jestem niewdzięczna, ponieważ nie doceniam tego, a on to robił dla mnie, z miłości - opowiadała Ewa.
Któregoś dnia Rafał przyjechał nawet pod jej dom. Prosił, by namówiła koleżanki do wysłania pisma do prokuratury, w którym napisałyby, że nie obawiały się gróźb z jego strony. - Zarzekał się, że wtedy dobrowolnie podda się karze, bo chce odpokutować za swoje winy - mówiła Ewa.

Wątpliwości, co do intencji byłego kolegi nie ma Mateusz. - Skończył prawo, zna przepisy, artykuły. Wiedział dobrze, jak można kogoś zgnębić - mówi.

W lipcu ubiegłego roku Rafał A. został skazany na pół roku bezwzględnego więzienia. Musi też zapłacić Mateuszowi 20 tysięcy złotych. Do tej pory przelał na jego konto tylko połowę pieniędzy. Jesienią ubiegłego roku miał się stawić w areszcie do odbycia kary. Nie przyjechał. I od tamtej pory ciągle prosi sąd o odroczenie wykonania kary. Tłumaczy to pracą, dzięki której będzie mógł oddać Mateuszowi pieniądze. Ale też chęcią dalszego studiowania i chorobą matki. Sąd zgadza się na kolejne odroczenia. Zgodnie z ostatnią decyzją, Rafał A. będzie na wolności co najmniej do końca lipca.

Sąd przyznał Mateuszowi odszkodowanie za aresztowanie

Z akt sprawy Mateusz dowiedział się, że Rafał już po wyroku skazującym pracował w jednej z białostockich szkół. Uczył młodzież historii i wiedzy o społeczeństwie. Zbulwersowany postanowił powiedzieć dyrekcji, kogo zatrudnia. Po rozmowie z Mateuszem, dyrektorka zażądała od Rafała zaświadczenia o niekaralności. Nie przyniósł. Pracę stracił.

Mateusz zdaje sobie sprawę, że to, co robi może wyglądać jak jego osobista vendetta. Ale chce, by Rafał odczuł na własnej skórze skutki swojej chorej intrygi. - Nie chcę, żeby ten człowiek wykonywał zawód nauczyciela - mówi wprost. I dodaje: - Boli mnie też to, że prokurator tak ochoczo postawiła mi zarzuty. A potem, gdy okazało się, że jestem niewinny, nie poniosła żadnych konsekwencji służbowych.

W połowie kwietnia sąd okręgowy przyznał Mateuszowi prawie 30 tysięcy złotych odszkodowania za utracone zarobki i 80 tysięcy złotych zadośćuczynienia za krzywdy, jakich doznał z powodu niesłusznego tymczasowego aresztowania. Mateusz podkreśla jednak, że żadne pieniądze nie zwrócą mu zdrowia i miesięcy, które spędził z dala od najbliższych.
- Nie mam poczucia, że sprawiedliwość zwyciężyła - nie ukrywa rozgoryczenia. - Byłoby sprawiedliwie, gdyby Rafał przesiedział te pół roku za kratkami. A nie chodził i śmiał się ze mnie i z sądu, bo jestem przekonany, że tak właśnie robi.

Mateusz nie ma kontaktu ani z Ewą, ani jej przyjaciółkami. Ma żal, że żadna z nich nigdy nawet nie próbowała go przeprosić za fałszywe oskarżenia.

Imiona pokrzywdzonych zmieniliśmy

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny