Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozwód: Dziecko odchodzi z matką. Walka o ojcostwo

Janka Werpachowska
Rosną stosy dokumentów, przybywa nagrań – Krzysztof ma nadzieję, że kiedyś uda mu się przekonać sądy w Polsce, że kontakty z synem to nie przywilej, lecz podstawowe prawo ojca
Rosną stosy dokumentów, przybywa nagrań – Krzysztof ma nadzieję, że kiedyś uda mu się przekonać sądy w Polsce, że kontakty z synem to nie przywilej, lecz podstawowe prawo ojca Wojciech Oksztol
Rozwód, dziecko odchodzi z matką. Klasyczny obraz w polskich sądach. O prawach ojca często się zapomina.

Świadek Bożena D.: Dla mnie strony stanowią wspaniałe małżeństwo. Jest to wzór wszystkich małżeństw. Jestem sąsiadką stron. Nie słyszałam, aby kiedykolwiek się kłócili. Nie było w tym domu żadnych interwencji policji. Strony mają jedno dziecko. Było ono zawsze zadbane. Nie wiem, jaka jest przyczyna rozwodu.

Świadek Paweł S.: Strony znam od jakiegoś czasu. Jestem ich sąsiadem przez ulicę. Nie widziałem, aby kłócili się między sobą. Uchodzili za spokojne małżeństwo. Na ich posesji nigdy nie było interwencji policji. Nic nie wskazywało na to, że będą się rozwodzić.

Świadek Zofia T.: Ja tam między nimi nie widzę nic złego. Zawsze było dobrze. Nie było żadnych kłótni. Oboje opiekowali się synem. Ja jestem sąsiadką stron. Nie zachodziła potrzeba interwencji policji u nich. Uchodzili wśród sąsiadów za zgodne małżeństwo. Jak się dowiedziałam, że się rozwodzą, to się zdziwiłam. Dziecko stron było zadbane.

Żona odchodzi

Niedługo minie rok od dnia, w którym Beata zabrała jedenastoletniego syna Patryka i wyprowadziła się od Krzysztofa. Kilka tygodni przed tym faktem bardzo się zmieniła. Krzysztof do dziś nie umie sobie wytłumaczyć, jaka była tego przyczyna.

- Przeżyliśmy ze sobą zgodnie prawie dwanaście lat - opowiada. - Chłopak rósł zdrowo, jakoś nam się układało. Żona pracowała, ja ostatnio nie miałem pracy. Ale to nie było powodem konfliktów między nami. Trochę zarabiałem dorywczo, a poza tym zajmowałem się domem. A najwięcej czasu poświęcałem synowi. Praktycznie to ja go wychowywałem.

Krzysztof wspomina, że wiosną ubiegłego roku Beata zaczęła się od niego oddalać. Nie było awantur, krzyków. Jak mówi - stała się jakby obca, obojętna, zimna. Kiedy próbował wyjaśnić, o co chodzi, odpowiadała: - Nie ma o czym mówić. I tak od ciebie odejdę.

Dzisiaj, kiedy Krzysztof o tym opowiada, z trudem powstrzymuje się od płaczu.

- Nie umiałem sobie wyobrazić, jak to będzie bez niej i bez dziecka. Najgorsze było to, że nie wiedziałem, co mogę zrobić, żeby została. Bo szybko zrozumiałem, że ona mówi poważnie, że to nie są słowa rzucane na wiatr. Tylko nie mówiła, o co chodzi. Odejdę, bo odejdę, bo już nie chcę z tobą żyć - to było jej tłumaczenie.

Podejrzenia

Krzysztof od razu pomyślał, że Beata go zdradza. Że znalazła sobie młodszego i przystojniejszego kochanka. Nawet próbował ją kontrolować: czy rzeczywiście jest w pracy na popołudniowej zmianie, czy naprawdę poszła do koleżanki. Nie przyłapał jej na zdradzie. Teraz sam przyznaje, że te podejrzenia były nieuzasadnione.

- Żadne moje argumenty jej nie przekonywały. Podczas którejś rozmowy powiedziałem: "Jak mnie zostawisz, to się powieszę". Tylko się zaśmiała i odparła: "To się wieszaj". Nie brała poważnie tego, co mówię.
Kiedy dzisiaj Krzysztof analizuje tamte dni i tygodnie - ostatnie spędzone razem z żoną i synem - dochodzi do wniosku, że już żadne jego działania wtedy nie mogły zmienić decyzji żony.

- Przygotowywałem na przykład kolację przy świecach, kiedy Beata pracowała na popołudniowej zmianie - wspomina. - Zadowoleni z siebie czekaliśmy na nią, ja i Patryk. Stół pięknie nakryty, coś dobrego do jedzenia już gotowe. Wchodzi Beata, rzuca okiem na to wszystko i mówi: A to co, pogrzeb w domu mamy, że świece się palą? I po nastroju.

Krzysztof twierdzi, że Beata dręczyła go psychicznie. Że w końcu uwierzyła, że on naprawdę może się powiesić i ze wszystkich sił starała się go do tego jeszcze bardziej zmotywować. Zaczęła wyśmiewać go przy dziecku, nazywać dziadem, podważać jego ojcowski autorytet. Powtarzała, że kiedy już dojdzie do rozwodu, to Krzysztof zostanie goły i bosy, bez dachu nad głową.

W maju ubiegłego roku zabrała dziecko i wróciła do swoich rodziców, na wieś. Złożyła pozew o rozwód - bez orzekania o winie. Od razu też wystąpiła o alimenty. A Krzysztof z kolei z wnioskiem o ustalenie przez sąd kontaktów z synem.

Skrzywdzony ojciec

Sąd stanął na wysokości zadania. Krzysztof miał co miesiąc płacić alimenty na syna w wysokości 300 złotych. Beata miała umożliwić ojcu regularne kontakty z Patrykiem. Krzysztof miał prawo na przebywanie z synem w każdy weekend, od godziny 18 w piątek do 18 w niedzielę, "z prawem zabierania małoletniego poza jego miejsce zamieszkania i nocowania bez obecności matki dziecka“. Takie postanowienie zapadło w połowie maja ubiegłego roku. Od tamtego czasu Krzysztof tylko raz spędził z synem kilka godzin - w sierpniu ubiegłego roku. Wszelkie próby wyegzekwowania postanowienia sądu kończyły się karczemnymi awanturami.

- Ja ciebie, k... nie chcę tu widzieć! Jesteś dziadem, odpie... się ode mnie! Jeszcze raz tu przyjedziesz, to cię zaje...ę! - wykrzykuje na jednym z nagrań Beata. Bo Krzysztof zaczął w końcu gromadzić dokumentację, którą ma nadzieję przekonać wymiar sprawiedliwości, że jest prześladowany przez żonę.

Przebieg kolejnej wizyty pokazuje nie tylko nagranie, ale i obdukcja. Krzysztof opowiada, że tego dnia Beata zaatakowała go sztachetą, w wyniku czego miał otarcie i siniec na policzku oraz stłuczony bark. Podobnie jak we wszystkich poprzednich awanturach, w tej również ma swój udział Patryk - na szczęście tylko słowny. Każde kolejne nagranie kontaktów Krzysztofa z żoną i synem - czy to bezpośrednich, czy telefonicznych - pozwala stwierdzić, że w dziecku narasta uczucie niechęci do ojca.

Niestety, Beata, żona Krzysztofa, nie chciała rozmawiać z "Porannym" o swoich problemach rodzinnych.

Klasyka

- To klasyczny przypadek - mówi Adam Andrzejewicz ze Stowarzyszenia Centrum Praw Ojca i Dziecka. - W polskich sądach ma miejsce niszczenie więzi rodzinnych w majestacie prawa. Ojciec w sądzie jest dyskryminowany, traktowany jak rodzic drugiej kategorii. Jest od razu na straconej pozycji. Bo większość polskich sędziów uważa, że najgorsza matka jest lepsza niż najlepszy ojciec. Ojciec jest potrzebny do wypłaty pieniędzy. Jak bankomat.

Adam Andrzejewicz wie, co mówi, bo sam od kilkunastu lat toczy walkę o syna. Stał się aktywnym działaczem Centrum Praw Ojca i Dziecka, ale przyznaje, że niewiele można pomóc ojcom, którzy czują się skrzywdzeni przez sądy.

- Niestety, w tej dziedzinie Polska jest krajem bezprawia. Może oburzą się feministki, ale przed polskimi sądami rodzinnymi mężczyzna jest dyskryminowany ze względu na płeć. Znane są badania psychologów, które mówią, że dla chłopca w wieku 11-16 lat ojciec jest ważniejszy niż matka. Sędziowie tego nie przyjmują do wiadomości. Rosną więc kaleki emocjonalne, z wypranymi przez matki mózgami. Patryk już jest dzieckiem bardzo skrzywdzonym. Gdyby sytuacja była odwrotna: Patryk mieszkał z Krzysztofem, a widzenia miałaby wyznaczone Beata, to w przypadku takich problemów policja siłą zabrałaby dziecko. Kiedy trzeba pomóc Krzysztofowi - wszyscy umywają ręce.

Imiona małżonków zostały zmienione

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny