MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Leonard Etel na tropie ryby

Marta Gawina [email protected] tel. 85 748 95 13
Ta wielka ryba pajara została złowiona w Wenezueli.
Ta wielka ryba pajara została złowiona w Wenezueli. Archiwum prywatne Leonarda Etela
Rybę trzeba złowić, obejrzeć, zmierzyć, a potem najlepiej wypuścić. To wędkarska filozofia prof. Leonarda Etela, rektora Uniwersytetu w Białymstoku. W poszukiwaniu najbardziej egzotycznych okazów zjeździł już pół świata. Był w Rosji Mongolii, Wenezueli, a ostatnio w Tajlandii.

Nazwami niespotykanych, wprost nieznanych ryb prof. Leonard Etel sypie jak z rękawa. Wie, gdzie można je złowić, na co uważać, jak wyglądają, ile ważą. Większość okazów uwiecznił na zdjęciach. Te najnowsze zostały zrobione podczas ośmiodniowej wyprawy do Tajlandii. Rektor pojechał tam, by spotkać ogończę.

- To duża jak stół płaszczka, która ma ogon z dwoma trującymi kolcami, na które trzeba bardzo uważać. Łowiliśmy już te ryby w Wenezueli. Tam dowiedzieliśmy się, że większe ogończe żyją w Mekongu. Wtedy pojawił się cel kolejnej wyprawy. Wybraliśmy Tajlandię, bo w tamtym regionie świata jest to najbardziej cywilizowany kraj. Tu złowiłem swoją największą rybę, miała jakieś 60 kilogramów. Wyciągnięcie jej to cała sztuka - potrzebny jest odpowiedni sprzęt, specjalna siatka. Złowiłem, zobaczyłem i ryba popłynęła sobie dalej - opowiada prof. Leonard Etel.

Żadnej ryby z Tajlandii nie przywiózł, bo nie o to chodzi w jego pasji. - Oczywiście jem ryby, bardzo je lubię. Smaczne można kupić w Białymstoku w hipermarkecie. I tam je kupuję - dodaje.

Jesienno-zimowy podróżnik

Prof. Leonard Etel to znany prawnik. Przez dwie kadencje z wielkimi sukcesami kierował Wydziałem Prawa Uniwersytetu w Białymstoku. W 2012 roku wygrał wybory na rektora tej uczelni. Powoli zmienia oblicze uniwersytetu, otwiera go na Wschód. Zmiana stanowiska, nie zmieniła samego rektora. Podróżnicze zwyczaje zostały. Jesienią i zimą zamienia gronostaje na kapelusz wędkarza. Wyrusza w świat.

- Specjalnie się nie chwalę, ale też nie ukrywam swojej pasji. Z wędkarzami mógłbym godzinami rozmawiać o rybach, chwalić się złowionymi okazami. Zresztą ja nie traktuję tego jako wędkowania. To jest raczej turystyka wędkarska. Najważniejsze jest złowić, zobaczyć, być w tych wyjątkowych miejscach, gdzie przyroda jest nieskażona. Jest też tak, że trzeba kochać te zakątki, w których często nie ma nawet zasięgu. Żadnej komórki, internetu. Tak było na przykład w Mongoli, Wenezueli i na półwyspie Kolskim - dodaje prof. Etel.

Po świecie podróżuje ze sprawdzoną grupą miłośników ryb. To sami zapaleńcy. Jest wśród nich syn profesora, jego byli studenci. Nigdy nie korzystają z biur podróży, pięciogwiazdkowych hoteli. Są samowystarczalni jeżeli chodzi o wyżywienie i noclegi, bo od czego są namioty.

- Podążamy za konkretnymi rybami. Dowiadujemy się, że jest gatunek ryby, którego jeszcze nie łowiliśmy i jedziemy go złowić. Czasem coś ktoś podpowie, czasem w internecie ktoś wynajdzie. Zresztą jest też tak, że jak łowimy ryby, to ktoś opowiada o innych. Na przykład chcieliśmy złowić tajmienia. To bardzo rzadka ryba. Można ją spotkać w Rosji, choć tu szanse są małe. Dowiedzieliśmy się, że łatwiej jest w Mongolii, więc pojechaliśmy tam. W rzece Czulut złowiłem cztery tajmienie, jedyne w życiu, bo potem takiej szansy już nie miałem - opowiada Leonard Etel.

Wenezuela, Mongolia, krąg polarny

Do Mongolii pojechał zimą. Wtedy ten kraj odwiedza niewielu turystów. - Śniegu jest bardzo mało, zwierzęta - konie, jaki - nie są nigdzie pochowane. Za to lód dochodził do dwóch metrów. Musieliśmy wiercić kilkoma świdrami, żeby dostać się do ryby - opowiada rektor.

Z rzekami skutymi lodem zmagał się też w Rosji za kręgiem polarnym.

- Łowiliśmy wtedy okonie. Lód miał 1,2 metra grubości, po rzekach, jeziorach podróżowaliśmy saniami. Wędkowaliśmy również w zamarzniętym Morzu Białym. Piękne wspomnienia. Ostatni raz w Rosji byłem w 2007 roku. Nie było tam wtedy jeszcze komercji, cennika, zawodowych przewodników, wykupionych łowisk. Byli za to życzliwi ludzie, bardzo dobrze nastawieni do Polaków, gotowi nieść pomoc, zaprowadzić w fajne miejsca. Myśmy oczywiście płacili im za tą pomoc - dodaje rektor uniwersytetu.
Podpowiada, że za kręg polarny najlepiej pojechać w marcu. W nocy temperatury spadają do minus 30, 40 stopni Celsjusza, natomiast w dzień są nawet dodatnie. Świeci słońce, nie ma wiatru. Idealna pogoda.

Na podróżniczej mapie rektora jest też Europa (choć mało atrakcyjna dla wędkarzy, oprócz Skandynawii), Afryka i Ameryka Południowa.

- Łowiliśmy sumy w Wołdze. Tam usłyszeliśmy, że sumy to są w Amazonce albo w rzece Paragua. Tu można spotkać sumy żółte. To też nam się udało. Z kolei w Afryce na granicy egipsko-sudańskiej, łowiliśmy tigerfishe. One nie byłe duże. Od przewodnika usłyszeliśmy, że kuzynka tigerfisha, pajara, żyje w Ameryce Południowej. Pojechaliśmy do Wenezueli, znaleźliśmy przewodnika - trochę Polak, trochę Rosjanin- i z nim złowiliśmy około 200 pajar - wspomina rektor.

Do Ameryki Południowej wybiera się raz jeszcze. Cel to Amazonka, jedna z najbardziej niesamowitych rzek na świecie.

Zmarnować tyle mięsa

Do każdej podróży grupa prof. Etela jest dobrze przygotowana. Nie ma niepotrzebnego narażania życia i zdrowia. Jest za to odpowiedni ubiór, dobry sprzęt i znajomość miejsca, do którego jadą.

- Na przykład niektórzy sobie myślą, że za kręgiem polarnym to najlepiej pić wódkę, wtedy przestaje być zimno. To jest właśnie niebezpieczeństwo. Najlepsze na rozgrzanie jest ognisko i odpowiedni ubiór, ciepły posiłek - wyjaśnia profesor.

Złowione ryby rzadko lądują na talerzu.

- Gdy jesteśmy na wyprawach, zabijamy tylko tyle, ile jest nam potrzebne do zjedzenia. Natomiast większość ryb wypuszczamy co czasami wzbudza nawet negatywną reakcję. Pamiętam historię z Rosji tam gdzie Wołga wpada do Morza Kaspijskiego. Nasz rosyjski przewodnik Wiktor sądził, że jesteśmy porąbani, bo wypuszczamy ryby. To przecież tyle mięsa. Łowiliśmy wtedy sumy, duże ryby - sam złowiłem cztery, pozostali uczestnicy wyprawy podobnie. Największy ważył 48 kilogramów. Zabiliśmy dwa. Jednego uwędziliśmy, drugiego usmażyliśmy. I tak mieliśmy kłopoty, żeby to wszystko zjeść. A ten przewodnik nie wiedział dlaczego my tych pozostałych ryb nie zabijamy. To w słoiki pakujcie - mówił - wspomina prof. Etel.

Pierwsza ryba w Supraślu

Wędkarstwo dla rektora to już rodzinna tradycja. Od małego słyszał hasło: na ryby. Wszyscy w domu wędkowali, podobnie jak koledzy i znajomi.

- Jeżdżenie po świecie za rybami wzięło się z marzenia małego człowieczka później nastolatka, żeby być gdzieś w dżungli, tak jak Tomek Szklarski, poznawać nowe kontynenty, nowe rzeki, nowe miejsca. I tę chęć bycia w miejscach dzikich odległych łatwo połączyć z wędkarstwem To taki bliziutki kontakt z naturą. Trudno pojechać do dżungli, po to tylko, żeby w tej dżungli być. Ale jeżeli jest hasło: jedziemy na ryby, to wiadomo po co - tłumaczy rektor UwB.

Swoją pierwszą rybę złowił w rzece Supraśl. Miał wtedy jakieś 7-8 lat. W starszych klasach szkoły podstawowej wybrał się w swoją pierwszą podróż z wędką. To była rzeka Sokołda w miejscowości Sokołda. PKS-em trzeba było tam jechać ponad godzinę.

- Potem się pojawił motocykl i samodzielne wyprawy na ryby. Jedna zakończyła się dla mnie dosyć nieprzyjemnie. Miałem wtedy 19 lat. Byłem nad Narwią. W nocy złapał mnie wyrostek. Nie byłem w stanie dojść do wsi. Wyrostek się rozlał. Szczęśliwie po dwóch dniach znalazł mnie w namiocie kolega. Swoim motorem junakiem zabrał mnie do domu. Od tamtej pory już zawsze starałem się jeździć z kimś - opowiada rektor.

Studia w Białymstoku to nadal ryby i działalność w akademickim klubie wędkarskim. Wtedy pojawiły się plany podróży zagranicznych. Pierwsza była Rosja. To kraj wyjątkowy na mapie prof. Etela. Głównie ze względu na ludzi.

- Pamiętam historię, gdy przesuwaliśmy się brzegiem Morza Białego. Spotkaliśmy rybaka, który bardzo chciał nas ugościć. Pokazał nam też miejsce, gdzie występuje ametyst - półszlachetny kamień. Każdy wziął sobie taki kamień. Chcieliśmy mu zapłacić, Zrzuciliśmy się po 10 - 20 dolarów. On nie chciał tych pieniędzy, bo co mu z nich. Mówimy, to kupisz sobie za to wódki. Gdzie, niby, aż w Murmuńsku? - pyta. To zostawiliśmy mu skrzynkę wódki, był szczęśliwy.

Wakacje na Mazurach

Z pasją rektora pogodzona jest jego rodzina.

- Moi najbliżsi wiedzą, że tak trzeba, że potrzebuję takiego wyresetowania się. Wędkarstwo i podróże to mój sposób na spędzenie wolnego czasu, sposób na zapomnienie o codziennych problemach - tłumaczy rektor. Na rybach po dwóch dniach można bowiem o wszystkim zapomnieć. Żyje się innymi rzeczami.

- Zresztą żona wie, że w czasie podróży jesteśmy odpowiedzialni. Nie narażamy się - zapewnia.
Za to dla najbliższych ma wakacje. Najczęściej spędza je na Mazurach. Bo tu też są ryby. - Łowię wtedy uklejki i inne rybki, mocząc przy okazji nogi - podsumowuje prof. Leonard Etel.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny