Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pieniądze, wódka i kobiety. Przejmujące historie z najnowocześniejszego więzienia w kraju.

Alicja Zielińska
Naiwny, myślałem, że się uda, że się nie wyda - mówi Emil z Białegostoku (z prawej). Z lewej Tadeusz z Warszawy.
Naiwny, myślałem, że się uda, że się nie wyda - mówi Emil z Białegostoku (z prawej). Z lewej Tadeusz z Warszawy. Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Za kradzieże, oszustwa, alimenty, jazdę rowerem pod wpływem alkoholu. 491 więźniów. Najmłodszy zakład w białostockim okręgu więziennictwa zapełnił się skazanymi. Powstał dwa lata temu. I ma opinię jednego z najnowocześniejszych.

Emil z Białegostoku ma 25 lat. Dostawał rentę po ojcu. - Uczyłem się, wszystko było w porządku. Ale, głupi, rzuciłem szkołę, poszedłem do pracy - opowiada. - Nie zawiadomiłem ZUS i dalej pobierałem rentę. Nie zdawałem sobie sprawy z konsekwencji. Zebrała się kwota 12 tys. zł. Musiałbym zwrócić. No to co? Podrobiłem zaświadczenie ze szkoły, że się uczę. Naiwny, myślałem: uda się. Oczywiście oszustwo się wydało. Za fałszerstwo dostał dwa lata w zawieszeniu na pięć lat. Nie wyciągnął z tego jednak wniosków.

- Widocznie to było za małe ostrzeżenie, bo jeszcze raz się dopuściłem podobnego procederu, w pracy. Zrobiłem fałszywy przelew pieniędzy na swoje konto. I teraz już się zrobiło bardzo poważnie. Rok więzienia. Kiedy dotarło do mnie, że będę siedzieć, przeżyłem szok. Zdałem sobie sprawę, jaką popełniłem głupotę. Pieniądze dawno się rozeszły. Co ja z tego miałem? Nic. Najbardziej cierpi moja rodzina, szczególnie mama. Bardzo rozpacza i przeżywa.

Minęło siedem miesięcy. 9 czerwca wychodzi. Nie może się doczekać. - To nie jest miejsce, które warto zapamiętać, nawet jeśli warunki są tu lepsze niż gdzie indziej - dodaje.

Nie znam swoich córek

38-letni Stanisław nie chce wracać do przeszłości, analizować, za co tu trafił. Wiele okoliczności się na to złożyło. Nieudane inwestycje, nieuczciwi wspólnicy, kłopoty finansowe. Skazany został za kradzież. Ma duży wyrok. Dziesięć i pół roku. Za sobą sześć lat w celach. Przytuły to kolejne miejsce, w którym siedzi.

- Karą nie jest przebywanie za kratami. Karą jest rozłąka z rodziną - mówi. - Największa, najbardziej dotkliwa, jaka może człowieka spotkać.

Ma dwie córki, 10 i 12 lat. Nie wiedzą, że jest w więzieniu. Tata pracuje w Anglii - tak postanowili z żoną tłumaczyć jego nieobecność. To ze wstydu, z żalu, z rozpaczy. Biskup w rodzinie, nikt z bliskich niekarany, żadnej kolizji z prawem, porządni rodzice, a on?

Dziewczynki były małe, kiedy poszedł siedzieć. Łatwiej było o kamuflaż, ale jak długo da się jeszcze to utrzymać. Starsza ma orzeczony stopień niepełnosprawności, mniej wypytuje o szczegóły. Z młodszą jest już gorzej.

- Dorasta i coraz częściej zadaje pytania, na które nie wiem, co odpowiedzieć. I jest to dla mnie wielki problem. Nie uczestniczyłem w ich wychowaniu, nie bawiłem się z nimi. Z tego powodu najbardziej cierpię. Zima, tyle śniegu, powinienem lepić bałwana z córkami, jeździć na sankach. Latem gdzieś wyjechać. Straciłem to bezpowrotnie.

Płacę ogromną cenę. Zostały mi jeszcze cztery lata. Nie przyzwyczaiłem się. Nie potrafię. Jest mi coraz gorzej znosić pozbawienie wolności. Czas nie okazał się dla mnie sprzymierzeńcem.

W zakładzie są dobre warunki, jest czysto, pracuję, opuszczam celę. Ale przychodzi wieczór i wszystko powraca. Bo dzwoniłem do domu i żona opowiadała o codziennych kłopotach z córkami. A to któraś się zaziębiła i wydała tyle pieniędzy na leki, a to dziewczynki rosną i coraz więcej trzeba na ubrania, do szkoły. A i wymagania, jak to młodzież, coraz większe stawiają. Młodsza chce laptopa, starsza quada - tata jest przecież w Anglii, może kupić, koleżanki mają. Znam swoje córki tylko ze zdjęć. Widzę, jak się zmieniają. Ale jak się zachowują, co myślą, jakie mają problemy - tego nie wiem. I nigdy już nie nadrobię. Żadne pieniądze nie wyrównają tej straty.

Za głupotę

Paweł z Warszawy, lat 49. Chciał być dobry, pomóc, a i pewnie sam zarobić na przysłudze. Poznał Wietnamczyka, który prowadził biznes. Wietnamczyk zapytał, czy nie może z jego aparatu trochę podzwonić. Pozwolił. Wietnamczyk dzwonił przez półtora miesiąca. A kiedy przyszedł rachunek, to Paweł zdębiał. Milion złotych. Bo się okazało, że telefon Pawła przez te kilkadziesiąt dni służył za centralę telefoniczną. Tyle że nielegalną. Wyszła z tego afera.

Głupota nie zna granic. No pewnie - teraz to i Paweł wie o tym. Ale cóż, pozwolił, więc się dopuścił świadomego przestępstwa. - Myślałem, że sprawa się rozejdzie po kościach. Sąd, rozprawa. I pięć lat. Po drodze, jak to w czasie dochodzenia, wyszło jeszcze jedno oszustwo, które Paweł popełnił. Doszły kolejne dwa lata. W trakcie odsiadki rok mu zdjęto. Za sobą ma już trzy lata i cztery miesiące, dokładnie, bo każdy odlicza. - I co tu myśleć? Sześć lat straconego życia. Siedzę za własną głupotę i naiwność. Ot i tyle - wzrusza ramionami.

Za wódkę

Pił, jeździł rowerem, wpadł, dostał cztery i pół roku. To najkrótsza historia Tadeusza, artysty malarza. Na Starówce w Warszawie rysował portrety, tzw. pięciominutówki. Zarabiał, dobrze mu się powodziło. Rowerem zjeździł całą Polskę. Żył z konkubiną, wspaniała kobieta, mieli się pobrać. Ale w 2007 roku ukochana Emilka nagle zmarła. - I moje życie runęło w jednej chwili. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Tak jak struś ze strachu chowa głowę w piasek, to ja z rozpaczy uciekłem w alkohol. Pewnie, że to żadne tłumaczenie. Ale nic się wtedy dla mnie nie liczyło.

Rzucił malowanie. Smutek topił w wódce. Trwało tak rok. - Beznadzieja kompletna - osądza siebie. - Nie zdawałem sobie sprawy, że człowiek może się tak stoczyć. Znaleźć się na samym dnie. Do tego stopnia, że nie pamiętałem, co było poprzedniego dnia. Co gorsza, pił i jeździł dalej rowerem. Policja raz zatrzymała, drugi. Mandat, kolegium, kara w zawieszeniu. A on dalej swoje. W końcu miarka się przebrała. Po siedmiu zatrzymaniach sąd wydał wyrok bezwzględny. Cztery i pół roku.

- I to mnie uratowało, naprawdę - bije się w piersi. - Bo nie wiem, co by było dalej, czy nie doszłoby do jakiego nieszczęścia, czy bym wypadku nie spowodował. W więzieniu się otrząsnąłem, ale i zrozumiałem, co straciłem. Ja, dusza artystyczna, zawsze wśród ludzi, robiłem co chciałem, wolny - a tu naraz kraty, prycza, regulamin.

Ale jeśli można być szczęśliwym w więzieniu, to Tadeusz jest. Dlatego, że siedzi w Przytułach. Może malować. W Służewcu, gdzie poprzednio odbywał karę, nie miał takich możliwości. Tutaj w celi rysuje grafiki, do pracowni w piwnicy chodzi malować. Ma tam sztalugi, farby. Pokazuje z dumą teczkę z rysunkami. Może pan dyrektor zrobi wystawę? Tadeusz chciałby. Każdy potrzebuje uznania. Narysował kalendarz na ten rok, do kwietnia na razie. Czasu ma dużo. - Stałem się innym człowiekiem. Wiem, że tu nie wrócę.

Miał być uniwersytet

Zakład karny w Przytułach Starych podlega pod Okręgowy Inspektorat Służby Więziennej w Białymstoku. Powstał w niedoszłej szkole rolniczej. Zamiar kształcenia tu uczniów nie wyszedł, szkoła nie ruszyła, bo kształcenie rolnicze pod koniec lat 90. zaczynało przeżywać regres, młodzież wybierała inne kierunki. Jak nie szkoła, to może uczelnia. Zainteresował się obiektami KUL. Planował utworzyć tu swoją filię. Pomysł też nie wypalił. Ogłoszono nabór na studia. Raz, potem drugi i nie uzbierało się chętnych nawet na jeden rocznik. Przyszłych studentów odstraszyła odległość, i co tu ukrywać, prowincja.

W końcu padła propozycja: więzienie. I to chwyciło. Acz też nie bez oporów. Tym razem miejscowej ludności. Mieszkańcom jakoś trudno było sobie wyobrazić we wsi kryminał. Sojusznikiem okazał się niespodziewanie proboszcz. Ksiądz przekonał wątpiących, że niczego złego w takim sąsiedztwie nie ma. Skazanym też należy się miłosierdzie, a pobłądzić wszak każdy może, oby nie za mocno. Po dwóch latach Przytuły się oswoiły z zakładem karnym. Dziś nikogo nie rażą kraty w oknach budynków przy ulicy i strażnicy z bronią za wysokim ogrodzeniem.

A z więźniów pożytek jest. Bo jak trzeba coś zrobić na potrzeby ogółu czy do jakich akcji charytatywnych ludzi, zawsze są pod ręką. Przed dożynkami pomagali w przygotowaniach, cmentarz wysprzątali, okoliczne firmy ich zatrudniają. Na 491 osadzonych ponad 100 pracuje.

- Wieś skorzystała - nie ma wątpliwości zastępca dyrektora Tomasz Dąbrowski. - Cena ziemi wzrosła, drogę poprawiono, a lada moment będą do Przytuł przyjeżdżały autobusy miejskie.
Więc nie ma to jak więzienie, napędza koniunkturę pod każdym względem.

Chociaż są i niezadowoleni, dyrektor też powie o tym. Z racji zakładu karnego do Przytuł siłą rzeczy częściej teraz przyjeżdża policja. Jak nie patrol, to konwojując kolejnych skazanych. Więc nie ma już tak swojsko i zacisznie jak u Pana Boga za piecem, że jechał sobie gospodarz do sklepu rowerem czy ciągnikiem, tam z kumplami rozpijał kilka win czy piw i wracał spokojnie do domu. Teraz takiego delikwenta, co jedzie wężykiem, raz-dwa wyłapią.

Więźniom takie luksusy?

Zakład jest nowoczesny. Bije warunkami inne w okręgu białostockim. Dużo przestrzeni, unijna norma: trzy metry na skazanego jest tu przestrzegana bez problemu. Bo miejsca nie brakuje. Cele w większości czteroosobowe, z łazienkami. I otwarte w ciągu dnia. Mniejszy rygor. Większe możliwości otrzymania przepustek. Dzięki dotacjom z Unii organizowane są różne kursy zawodowe. Był kurs stolarski, na kierowców wózków widłowych, a fryzjerstwa uczyła mistrzyni nożyc aż z Poznania. Dwóch okazało się wyjątkowo zdolnych. Ale wszyscy, którzy ukończyli szkolenie, po wyjściu na wolność mogą założyć własny zakład.

Spacerniak większy niż gdzie indziej, boiska. Wszędzie czysto, jasno. Po co więźniom takie luksusy? Czy to nie przesada? Dyrektor Tomasz Dąbrowski wie, że takie pytania każdy zada, kto tutaj przyjedzie, bo zakład robi wrażenie.

- Ale podejście do skazanych w ostatnich latach bardzo się zmieniło. W każdym trzeba widzieć
człowieka, dać szansę na naprawę własnych błędów, by wrócił do normalnego życia - odpowiada. - Bo karą największą dla każdego jest i tak pozbawienie wolności i rozłąka z rodziną. Skazanym pierwszy raz warto pomóc - podkreśla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny