Mieczysław Skrodzki, były komendant I komisariatu, wspomina bazar przy Bema (zdjęcia)
Rynek Bema. Z milicyjnego archiwum
Milicjanci pojawiali się systematycznie na bazarze. Na takie patrole chodził często starszy sierżant Zdzisław Zinówko.
- O, jest tu na zdjęciach - pokazuje Mieczysław Skrodzki. - To mój kolega, świetnie sobie radził, wyłapywał podejrzanych. Miał dobrego nosa, zatrzymuje dajmy na to jakiegoś gościa, przesłuchuje go, a tu się okazuje, że facet ma na sumieniu wiele sprawek. W artykule dzielnicowy jest pokazany w akcji. Przyznaje, że rynek Bema to dla niego najtwardszy orzech do zgryzienia Ale oczywiście radzi sobie dobrze. Przez dwa lata odkąd jest tu dzielnicowym, ujął na gorącym uczynku kilkunastu złodziei i paserów. - Niedawno - chwalił się dziennikarzowi - spostrzegłem na bazarze mężczyznę, który sprzedawał gwintownice. Przypomniałem sobie, że takie gwintownice zginęły podczas włamania do piwnicy przy Lipowej. Zatrzymałem więc faceta i zaprowadziłem do komisariatu. Przyznał się do kilkudziesięciu włamań, wydał wspólników. Odnaleźliśmy u nich skradzione towary: narzędzia, wózki dziecinne, rowery, części do pojazdów, warte to było około 100 tysięcy złotych.