Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maria Talarczyk prowadzi Sokólski Fundusz Lokalny. Nazywają ją Owsiakiem w spódnicy

Aneta Boruch [email protected]
Maria Talarczyk z podopiecznymi jednej ze świetlic, prowadzonych przez  Sokólski Fundusz Lokalny.
Maria Talarczyk z podopiecznymi jednej ze świetlic, prowadzonych przez Sokólski Fundusz Lokalny. Andrzej Zgiet
Wśród wychowanków ma wykształconych prawników, lekarzy, pracowników ministerstw. Maria Talarczyk z Sokółki nazywana bywa Owsiakiem w spódnicy. - Jak mnie wyrzucają drzwiami, wracam oknem - mówi o sobie.

W skromnej kamieniczce w Sokółce mieści się siedziba Sokólskiego Funduszu Lokalnego. Każdego, kto tu trafi wita ciepłym uśmiechem Maria Talarczyk. To nazwisko znają tu wszyscy w okolicy. Mija 20 lat od czasu, gdy jest na emeryturze i 20 lat pomagania innym.

Trzeba ludziom jakoś pomóc

Urodziła się we wsi Łaniowa, w obecnym województwie małopolskim. Pochodzi z chłopskiej, wieloletniej rodziny - miała 11 rodzeństwa. Studiowała w Warszawie na SGGW i tam poznała męża, także studenta tej uczelni. On dostał stypendium ufundowane przez Powiatową Radę Narodową w Sokółce i tu też trafił do pierwszej pracy, a żona razem z nim. Pracowali w lokalnych urzędach i instytucjach aż nadszedł stan wojenny.

Za to, że była w "Solidarności" Maria Talarczyk została zwolniona z pracy. - Powód był taki, że utraciłam zdolności kierownicze - opowiada. - Ale żeby było śmieszniej, to wcześniej byłam wysłana na spotkanie z towarzyszem Edwardem Gierkiem jako najlepszy prezes GS-u w województwie. Po latach, już po transformacji odwołałam się od tej decyzji, zostałam przywrócona do pracy i zrehabilitowana.
W 1989 roku wstąpiła do Komitetu Obywatelskiego Ziemi Sokólskiej. Założyła tam komisję charytatywną. - Bo wiedzieliśmy, że bardzo dużo ludzi w nowych warunkach sobie nie radzi - opowiada.

Wtedy po pomoc przychodziły głównie kobiety, żony alkoholików, które chciały się wyrwać z pułapki uzależnienia czy współuzależnienia od alkoholu. W tamtych czasach alkohol był ogromnym problemem. Oprócz tego ze sklepów płynął też szerokim strumieniem ten zza wschodniej granicy, którym niejednokrotnie ludzie się truli. Kobiety szukały pomocy, prosiłby by napisać im np. podanie o rozwód, skierowanie na leczenie męża. - Ludzie zaczęli dostrzegać, że to choroba i że trzeba im jakoś pomóc.

Szybko pojawił się pomysł, by komisję przekształcić w fundację. - Mieliśmy już trochę środków, dostawaliśmy dary z fundacji belgijskiej. Częściowo je rozdawaliśmy, częściowo sprzedawaliśmy - wspomina pani Maria. - W ten sposób zdobyliśmy kapitał, który pozwolił na to, by powstała fundacja Fundusz Pomocy Społecznej.

To był 1992 rok. Pięć lat później powstała pierwsza świetlica socjoterapeutyczna, do której przychodziły dzieci z rodzin alkoholowych. - Początki były takie, że niektórzy rodzice oburzali się: co tu moje dziecko robi, przecież nie jestem alkoholikiem - mówi Maria Talarczyk. - Ale przychodziły dzieci, potem przyprowadzały swoich rodziców.

Z czasem okazało się, że pomieszczenie jest za małe, by pomieścić i dorosłych, i dzieci. Wtedy Fundusz wystąpił do spółdzielni mieszkaniowej o lokal na świetlicę. Dostali. - Ludzie dali z siebie wszystko, żeby stworzyć tym dzieciom prawdziwy drugi dom - opowiada Maria Talarczyk. - Firma Stolarka obdarzyła nas drzwiami, rzemieślnicy porobili siedzenia. Wszystko społecznie.

Szybko okazało się, że to też nie wystarcza. Bo do centrum przychodziły też dzieci z zaniedbanego pegeerowskiego osiedla na obrzeżach. - Tam też się udało - uśmiecha się pani Maria. - Mieszkańcy wspólnie ze spółdzielnią mieszkaniową wyremontowali piwniczkę. Ludzie dali własne sprzęty, wstawili kanapy. Dzieci tam były naprawdę szczęśliwe, bo wcześniej tak się nimi nikt nie zajmował.

Filantropia na jedną trzecią województwa

Pod koniec 1998 roku Fundacja "Fundusz Pomocy Społecznej", jako jedna z 14 organizacji pozarządowych w kraju, została zaproszona przez Akademię Rozwoju Filantropii w Polsce do tworzenia Funduszu Lokalnego. Trzeba było nie lada trudu, by to zrobić. Po pierwsze potrzebna była grupa inicjatywna, która by się tym zajęła. Kapitał w Funduszu Lokalnym miał pochodzić z trzech źródeł: biznesu, samorządu i od obywateli.

- Kandydatów do utworzenia Funduszu Lokalnego w kraju było wielu, część z nich już wtedy była po wyjazdach w celu zdobycia doświadczeń do USA i Anglii - wspomina Maria Talarczyk. - My weszliśmy prawie jako ostatni do naboru. Warunek: trzeba było zebrać do 30 marca 2000 roku kwotę minimum 100 tysięcy złotych. To było bardzo dużo na tamte czasy, tu wszyscy biedni, większych zakładów też nie za dużo. Ale udało się nam zebrać wymagany kapitał żelazny jako jednej z dziewięciu organizacji spośród startujących.

Część funduszy już było zaoszczędzonych z dotychczasowej działalności, część pochodziła z różnych zbiórek, pomagały szkoły, młodzież, biznes, a połowę dołożyła rada miejska. Automatycznie Akademia Rozwoju Filantropii w Polsce powiększyła to o drugie 100 tysięcy złotych. I z takim kapitałem Sokólski Fundusz Lokalny zaczął działać w 2000 roku.

Jako pierwsze ufundowano trzy stypendia dla studentów. Za nimi poszły kolejne. Z czasem zaczęli też robić to, co jest głównym zadaniem funduszy lokalnych - wspieranie grantami innych organizacji i grup obywatelskich. Pierwsze dotacje dawali na wypoczynek dzieci oraz na zajęcia pozalekcyjne.

- Ten program nauczył też inne organizacje jak zakładać fundacje, pisać wnioski, zdobywać pieniądze - cieszy się pani Maria. - W ubiegłym roku rozdawaliśmy granty na obszar jednej trzeciej województwa podlaskiego. Pomogliśmy wielu organizacjom wyjść na szersze wody. A zarazem stworzyły się bliskie więzi, np. dotychczas nieaktywna wieś zaczęła się jakoś skupiać, robić różne rzeczy, odnawiać tradycje, zbierać starocie, powstały izby regionalne, świetlice wiejskie, place zabaw.

W 2001 roku Fundacja Batorego zaproponowała, by Fundusz Sokólski przystąpił do programu Równe Szanse. W jego ramach do tej pory przyznali już ponad 600 stypendiów na sumę 1,2 mln zł. Co roku mają około 50 stypendystów.

Dużo zawdzięczają pani Annie Sokolik, pochodzącej z gminy Sokółka. Jej portret wisi na ścianie obok biurka pani Marii. Anna Sokolik wyjechała z mężem do USA w 1946 roku. Tam skończyła studia, znalazła pracę. Założyła własny biznes.

- Opowiadała, że pierwszy zarobiony tysiąc dolarów zainwestowała na giełdzie i zrobiła na niej majątek - wspomina pani Maria. - Przyszła do nas w 2011 roku, chcąc pomóc młodzieży ze wsi, by kształciła się i kończyła studia. Od razu wspólnie stwierdziliśmy, że to, co ona by chciała robić, my też robimy. I że jak połączymy działania, to będzie super.

Podpisali umowę, że co roku Anna Sokolik będzie przekazywać 20 tysięcy dolarów na stypendia dla uczniów od klas maturalnych po studia wyższe. Pani Anna zmarła wiosną tego roku, czas pokaże jak losy umowy dalej się potoczą.

Jak wyrzucają drzwiami, wracam oknem

Wszystkich nie można uszczęśliwić, ale pani Maria i jej ekipa pomagają innym, jak mogą.

Dlaczego tyle czasu i energii starsza pani poświęca innym?

- Chęć pomagania osobom słabszym miałam we krwi - odpowiada pani Maria. - Sama wychowałam się w dość biednej rodzinie. Moja mama też, mimo że miała nas jedenaścioro, zawsze znalazła czas, by pomóc jeszcze biedniejszym od siebie, np. niewidomej sąsiadce. Będąc na studiach również udzielałam się w rozdawaniu darów biednym studentom, pomagałam w prowadzeniu spółdzielni pracy.
Gdy przyjechała do Sokółki widziała, że jest tu wielu potrzebujących. - Nie mogłam pogodzić się z tym, że tym ludziom się nie pomaga. A jej zdaniem nawet jeśli pomoże się tylko kilku osobom, to warto.

- Jest taka przypowieść - przywołuje pani Maria. - Szedł człowiek brzegiem morza i widząc meduzy, wrzucał je do wody, żeby nie wyschły. Ktoś zwrócił mu uwagę: po co pan je wrzuca, przecież i tak wszystkim pan nie pomoże. A ten odpowiedział: tak, ale przynajmniej te trzy będą żyły. I tak nazwali mnie Marią od trzech meduz.

Bardzo skromna, nie umie mówić o sobie, raczej mówi: my. I wcale nie ma poczucia, że przez te 20 lat udało się jej coś wielkiego zrobić. - Moje zadowolenie zależne jest od tego, jak społeczeństwo się czuje. Jednak nadal jest bardzo wiele osób, które żyją w ubóstwie i nie wszystkich obchodzi ich los.

Inni jednak doceniają jej pracę. Maria Talarczyk została m.in. Społecznikiem Roku 2011 tygodnika "Newsweek", dostaje liczne podziękowania, certyfikaty Wielkiego Przyjaciela. Uhonorowana została również przez prezydenta Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. To było dla niej ogromne zaskoczenie, nie spodziewała się takiego zaszczytu.

- Kiedyś powiedzieli o mnie: Owsiak w spódnicy - śmieje się pani Maria. - Chyba jestem osobą, która bardziej od innych dostrzega nierówność społeczną. I tak mam, że jak mnie wyrzucają drzwiami, to wracam oknem.

Wśród podopiecznych, którymi się zajmowała, ma już bardzo wielu wykształconych lekarzy, prawników, jeden pracuje w ministerstwie.
Z osób, którym pomogła, szczególnie zapadł jej w pamięć pewien mężczyzna, który już odszedł. - To była bardzo patologiczna rodzina. Najpierw trafił do nas jego syn, po jakimś czasie chłopak przyprowadził tatusia. A ten jak do nas przyszedł, tak został do końca swoich dni aktywnym człowiekiem, pomagającym innym i nam. Cała rodzina wyjechała do Anglii, wyszli ze strasznej biedy i teraz świetnie sobie radzą.
Zapytana o marzenie, życiowe plany, które chciałaby jeszcze zrealizować, Maria Talarczyk waha się. - Dla siebie chyba nic. Moim pragnieniem jest to, o czym wszyscy chyba dziś marzą: żeby było więcej pracy dla ludzi. I żebyśmy nie musieli zajmować się dostarczaniem im żywności. Pytam tych, którzy do nas przychodzą po wsparcie: co pan, pani chcielibyście, żeby poprawić swój los, czego potrzebujecie? Odpowiedź jest zazwyczaj jedna: pracy.

Co zdziałał Sokólski Fundusz Lokalny

W trakcie dotychczasowej działalności wydano około 8 mln złotych na pomoc potrzebującym.
Na 18 obozach terapeutycznych wypoczywało ponad 940 dzieci i ponad 50 matek - razem ponad 1000 osób.
1,2 mln złotych wydano na stypendia dla 776 uczniów i studentów. Odbyło się 17 balów charytatywnych, podczas których zbierano środki na stypendia.
W ramach programu "Działamy lokalnie", finansowanego z funduszy Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności rozdano 253 granty na kwotę 777 tys. złotych.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny