Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białostoczanin Artur Szczęsny wygrał w Milionerach 125 tys. złotych. Miał nadzieję na milion

(jaw)
– Najtrudniej było zachować w tajemnicy przebieg mojego startu w "Milionerach”. Umowa w tym względzie jest bardzo rygorystyczna: nie dość, że traci się wygraną, to jeszcze trzeba zapłacić wysoką karę.
– Najtrudniej było zachować w tajemnicy przebieg mojego startu w "Milionerach”. Umowa w tym względzie jest bardzo rygorystyczna: nie dość, że traci się wygraną, to jeszcze trzeba zapłacić wysoką karę. Fot. Anatol Chomicz
Artur Szczęsny to nasz kolega z "Gazety Współczesnej". Pracuje jako grafik komputerowy. Gdyby przed emisją programu zdradził, ile wygrał, nie dostałby nagrody i musiałby zapłacić karę.

Cała Polska zobaczyła go w telewizji w ostatnią niedzielę. Znajomi i przyjaciele czekali od dawna na emisję tego odcinka "Milionerów". Artur też siedział z rodziną przed telewizorem.

- I dopiero teraz, kiedy oglądałem to nagranie, naprawdę się denerwowałem - mówi Artur Szczęsny, białostoczanin, któremu udało się wygrać w "Milionerach" 125 tysięcy złotych. Nawet po odliczeniu podatku zostaje niezła sumka.

Miał być milion

Już kilka lat temu, kiedy ten teleturniej pojawił się w Polsce, Szczęsny pomyślał, że to coś dla niego. Znajomi też mu mówili, że mógłby z powodzeniem wystąpić w "Milionerach". Z twoją erudycją na pewno sobie dasz radę, powtarzali.

- Jednak wtedy się nie zdecydowałem - opowiada Artur Szczęsny. - Po pierwsze, chyba miałem zbyt mało wiary, że dam radę. A po drugie, unikam jak ognia wyjazdów do Warszawy. Męczy mnie to miasto. A teraz "Milionerzy" nagrywani są w Krakowie, moim rodzinnym mieście. Pomyślałem więc, że jeżeli się zakwalifikuję, to nawet jak nie wygram, nie będzie wielkiego żalu, bo za to odwiedzę bliższych i dalszych krewnych, dawno niewidzianych.

Przeszedł z powodzeniem eliminacje i zapakowali się z żoną i synkiem do pociągu.

- Jechałem po milion. Już widziałem oczyma wyobraźni te wszystkie spłacone długi, remont mieszkania, nowe meble na książki.

Pierwsze załamanie przyszło podczas tzw. nagrań próbnych, kiedy zawodnicy mają czas na oswojenie się z elektronicznym urządzeniem, za pomocą którego udzielają odpowiedzi na pytanie dopuszczające na krzesełko przed Hubertem Urbańskim.

- W żadnej z pięciu prób nie byłem pierwszy - opowiada Artur Szczęsny.

A jednak się udało. Bezbłędnie i jako pierwszy uporządkował poszczególne wersy fraszki Kochanowskiego. I zasiadł przed Hubertem. Chwila wahania przy kameleonie, pomoc Kazimiery Szczuki przy wyjaśnieniu znaczenia słowa "fanfaron" - wydawało się, że szansa na milion staje się coraz bardziej realna.

Próba milczenia

- Miałem taką cichą nadzieję, że to ja będę tym pierwszym, któremu w Polsce uda się zdobyć główną wygraną - wzdycha Artur.

Wygrał 125 tysięcy. Nie milion, ale też dużo. - Najtrudniej było zachować w tajemnicy przebieg mojego startu w "Milionerach". Umowa w tym względzie jest bardzo rygorystyczna: nie dość, że traci się wygraną, to jeszcze trzeba zapłacić wysoką karę.

Artur i Helena, jego żona, obawiali się, że sześcioletni Michał poinformuje o sukcesie taty całe przedszkole i wszystkich kolegów z podwórka.

- A okazało się, że to on nas pilnował, żebyśmy się nie wygadali. Kiedy rozmowa ze znajomymi zbaczała na niebezpieczne tory, krzyczał: "Cicho! Nic nie mówcie". Może się bał, że rowerek przepadnie - śmieje się Szczęsny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny