Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łukasz Sakowicz i Agata Żukowska tańczą w Latin Studio

Maryla Pawlak-Żalikowska [email protected] tel. 85 7489 552
Łukasz Sakowicz w tańcu z Agatą Żukowską, instruktorką z Latin Studio
Łukasz Sakowicz w tańcu z Agatą Żukowską, instruktorką z Latin Studio
Gdy jest ciepło, wychodzą na podwórze przy klubie, rozstawiają kanapy. Tańczą i zapraszają przechodniów. W wakacje jadą razem na Wigry. - Już w ten weekend będziemy tańczyć na plaży w Dojlidach - mówi Łukasz Sakowicz z Latin Studio.

Gdy rodzice pchali go do tańca, jak był jeszcze sześciolatkiem, zapierał się rękami i nogami. Oni chcieli wszelkimi sposobami skierować gdzieś jego szatańską energię. On rwał się raczej do koszykówki czy karate. Jak sam przyznaje, był dzieckiem niezwykle plastycznym, taniec wychodził mu o tak - jak się strzela palcami. Niemniej po kilku sezonach dopiął swego i dał sobie z nim spokój.

Poszedł na studia, żeby zgłębiać administrację, a potem zostać… policjantem.
Życie jednak zatańczyło z nim po swojemu.

- Na uczelni musiałem zaliczyć wf, na które to zajęcia jakoś tak nigdy nie mogłem dotrzeć - opowiada dziś Łukasz Sakowicz. - Miałem do wyboru albo biegać, albo zatańczyć jakiś układ. Wpadłem na godzinę na zajęcia taneczne, nauczyłem się układu, który inni ćwiczyli przez cały sezon. Zatańczyłem, dostałem najwyższą notę i od razu instruktor, który uczył tańca, zaprosił mnie za darmo, żebym tylko tańczył u niego w szkole.

Co więcej, student Łukasz Sakowicz zorientował się, że policjanta to z niego nie będzie. Jest przedsiębiorczy, niezależny i bycie w służbie, gdzie trzeba wykonywać rozkazy, gryzie się z jego wewnętrznym ja. Dlatego pod koniec studiów kompletnie było mu już nie po drodze z pomysłem, jaki miał na życie.

- Poszedłem do szkoły estradowej - opowiada. - Brałem udział w pokazach w Wilnie, Polsce. Spektaklach tanecznych, projektach, do których tańczyliśmy jazz, taniec współczesny. A wreszcie moja partnerka zaciągnęła mnie do szkoły, gdzie była salsa. Zawsze uwielbiałem hiszpańskie rytmy, tę gitarę i śpiew. I od tej pory to już tylko salsa, bachata i wszystko co z Karaibami związane.

Słuchanie muzyki ze zrozumieniem

- Będąc młodym chłopakiem, chyba jeszcze przed studiami, wakacyjnie wyjeżdżałem do rodziny do Stanów - opowiada Łukasz Sakowicz o początkach swojego zauroczenia muzyka latynoską. - Mieszkała tam moja ciotka, zaledwie pięć, czy sześć lat starsza ode mnie. Już tańczyła tam salsę, gdy w Polsce jeszcze to nie było tak popularne. Jej znajomi zaprosili mnie na takie małe ognisko, na podjeździe przed domem. Ogień rozpalony był w wielkiej blaszanej misie. Porozkładali wokół wielkie poduchy, posiadali na nich z kocykami. Starsi palili sobie cygara, pili mohito, młodsi się bawili. Puszczana była muzyka hiszpańska, bo wielu sąsiadów miało latynoskie korzenie.

- Spodobało mi się bardzo, że w trakcie tego spotkania podrywali się, jeden drugiego zapraszał do tańca, albo tańczyli solo, w kółeczku - mówi z entuzjazmem pan Łukasz. - Siedziałem jak osłupiały, że może być tak fajnie. Słuchali tej muzyki, jakby ją rozumieli. Było i bardzo romantycznie, i tak, jakby ze sobą tym tańcem i muzyką rozmawiali. Od tego momentu właśnie muzyka hiszpańska była u mnie non stop w głośnikach. Pierwsze kroki, jeśli chodzi o salsę, stawiałem w białostockim klubie Feniks. Po pół roku sam tam zacząłem uczyć salsy, a po kolejnym pół zrobiłem kurs instruktora tańca.

Taniec jest mężczyzną

- Osiadłem na stylach latynoskich - śmieje się Łukasz Sakowicz. - Najbardziej mi leżą, bo są najbardziej naturalne.

Tancerz przyznaje, że on, tak kiedyś uciekający do męskich sportów, przekonuje teraz wszystkich, że taniec jest rodzaju męskiego. I ma z tym ogromne problemy.

- Przecież tango argentyńskie to męskie sprawy - zaznacza. - A tymczasem Europa się od tanga odcina i uważa je za zniewieściałe. Tymczasem to cudowna rzecz, gdy facet dobrze prowadzi i dobrze wygląda w tańcu, a nie jak, przepraszam, pierdoła.

Pan Łukasz podkreśla, że na zajęciach w Latin Studio, klubie, który otworzył niecały rok temu, uczy partnera opiekuńczości wobec partnerki. A jej największą cnotą jest zrozumienie intencji partnera. Poddanie się jego prowadzeniu.

- Partner musi idealnie pokazać, partnerka to idealnie odczytać. Nie odwrotnie - akcentuje tancerz. Ale jego zdaniem absolutnie nie kłóci się to z postępującą emancypacją.

- Figury dają obu tańczącym pole do popisu - przekonuje. - Tu cię dotknę, to się obróć. Tu cię lekko popchnę, to zrób przejście. To gra gestami, dłońmi. Kobieta musi się w niej poddać partnerowi, ale może pokazać swój własny pazur. Ruchem głowy, biodra, ręki. Każda osoba wyrazi to inaczej.

Gdy na zajęcia do Latin Studio przychodzą kobiety są gotowe tańczyć nawet solo. Panowie tylko w parze albo wcale. Są osoby w każdym wieku. Wszyscy mówią sobie po imieniu. Zdarza się, że 60-latek tańczy z 20-latką i ona nie może za nim nadążyć.

Niewolnicy przygrywali sobie na garnkach

- Taniec nie jest tak bardzo fizyczny, jak się wydaje - oswaja temat Łukasz Sakowicz. - Najważniejsze jest prowadzenie, może być w zamknięciu, w tej tzw. ramie. Parę kroków w lewo, w prawo… bez wysiłku. Czysta przyjemność z tego, że przekazuję informację, a druga osoba idealnie ją odczytuje.

Wywodząca się z Dominikany romantyczna bachata to drugi taniec najbliższy Łukaszowi Sakowiczowi. Została stworzona przez niewolników, którzy byli obsługą w domu szlacheckim. Po pracy tańczyli, przygrywając sobie na garnkach, patelniach i sztućcach, i śpiewali, jak im tęskno do wolności, albo o swojej miłości, do której starają się zbliżyć przez taniec.

W Latin Studio do bachaty na garnkach nie przygrywali. - Aż tak daleko nie idę - mówi Łukasz - ale faktycznie staram się puszczać nie tylko nowoczesne interpretacje tej muzyki. Wracamy też do starych klimatów i pokazujemy historię tego, co tańczymy. Uciekam od zajęć prowadzonych jako aerobik. Chciałbym, aby człowiek przychodził tu dla innych, poznał coś i kogoś nowego. A ja mu pokażę, że można zatańczyć wszędzie i wszystko - radość i smutek. I nie trzeba się do tego przygotowywać latami. Można tańczyć na weselu, u cioci na imieninach, na balu, w klubie. Nastawiamy muzykę na plaży i też tańczymy.

Na fotografiach wiszących w klubie widać dużo uśmiechniętych twarzy i ludzi, którzy są guru muzyki Karaibów. Łukasz Sakowicz jest na zdjęciu ze Stefano Terrazzino podczas jego warsztatów w Latin Studio, Johnny Vasquezem z Los Angeles Salsa, z Israelem Gutierrezem, mistrzem salsy kubańskiej z Europie. Są tu też tancerze z poznańskiej szkoły salsy kubańskiej, która jest partnerem międzynarodowej fundacji Casino Para Todos. Organizacja ta w porozumieniu z UNESCO dba o czystość stylu Casino.

- Mamy też zajęcia z kizomby - dopowiada Łukasz Sakowicz. - To romantyczny taniec z Angoli, najbardziej w Europie znany w Portugalii. Muzyka imituje w nim bicie serca kochanków. To taniec bardzo bliski, przytulany. Trzeba to zobaczyć i posłuchać - zachęca. Przyznaje, że nie chodzi mu o to, aby ludzie przychodzili do Latin Studio ścigać się w tanecznej perfekcji. Raczej chce ich zarażać zabawą, integrować. Żeby się znali, mieli tu swoje zdjęcia i miejsce, gdzie wypiją kawę.

Gdy jest ciepło, wychodzą na podwórze przy klubie, rozstawiają kanapy, palą świece. Tańczą i zapraszają przechodniów. W wakacje w kilkanaście osób jadą na Wigry. Już w ten weekend będą tańczyć na plaży w Dojlidach salsę i bachatę. Każdy może dołączyć.

- Czy wie pani, jak partner, nie depcząc partnerce po stopach, może dać jej znać, którą nogą zaczyna taniec?

- Jak?

- Proszę przyjść do nas. Powiemy - śmieje się Łukasz Sakowicz.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny