Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Litwini coraz częściej robią zakupy w Polsce. Kupuja wszystko!

Agata Masalska [email protected] tel. 086 748 95 63
Skąd wracają Litwini? Z bazaru!
Skąd wracają Litwini? Z bazaru! Fot. Agata Masalska
Przy sklepowych półkach tłok, na parkingach podobnie. Kupcy z miejskiego bazaru, specjalnie dla Litwinów, zaczynają pracę przed siódmą. Kończą sporo po zmroku. - Takich utargów nie było nawet przed świętami - cieszą się handlowcy.

Brakuje koszyków

W ubiegłym roku suwalczanie jeździli po zakupy na Litwę. Niektóre produkty, szczególnie alkohole, papierosy i benzyna, były znacznie tańsze. Teraz wszystko się zmieniło. To Litwini, zwłaszcza mieszkający tuż za granicą, okupują nasze sklepy i zbierają z półek prawie wszystko, co się da. Najbardziej oblegane są suwalskie markety - Kaufland, Biedronka oraz miejski bazar. Ale nie tylko. Cudzoziemców można także spotkać w niewielkich, osiedlowych sklepikach.

Od rana na miejskich, nawet największych parkingach brakuje miejsc, a w sklepach koszyków.

- Czasem mam wrażenie, że jestem za granicą - śmieje się suwalczanka Ewa Błasz. - Słychać tylko język litewski.

Chodzą grupkami. Często z kalkulatorem w ręku. Choć, jak twierdzą sprzedawcy, niezbyt często z nich korzystają. Doskonale orientują się w cenach. Wiedzą, co się opłaca, a po co nie warto się schylać.

Niektórzy, zwłaszcza w sklepach z materiałami budowlanymi, pojawiają się z tłumaczami. Dzięki temu unikają nikomu niepotrzebnych pomyłek. Dostają towary dokładnie takie, jakich potrzebują.

Kupują workami

- Najczęściej są to ci sami ludzie - twierdzą sprzedawcy. - Przyjeżdżają co dwa, trzy dni. Pewnie kupują na handel. Mało prawdopodobne bowiem, aby rodzina zjadała na obiad karton kurczaków.

Bo Litwini najczęściej kupują zgrzewkami, kartonami albo workami.

- Mam już stałych odbiorców - cieszy się Jadwiga Mordas z podsuwalskiej wsi. - Kiedyś trzeba było stać na bazarze cały dzień, żeby sprzedać wiadro jaj. Dziś idą jak woda, od ręki. I to jeszcze na parkingu.

Kobieta opowiada, że jej sąsiadka w ciągu jednego dnia sprzedała kilka ton ziemniaków. Poszły po 80 groszy za kilogram. W hurcie. Tak dobrej ceny nigdy jeszcze nie dostała, choć handluje kartoflami od lat.

- Nawet sobie nie zostawiła - dodaje. - Ale to żaden kłopot. Można przecież kupić u sąsiadów. I to znacznie taniej. Do nich Litwini jeszcze nie dotarli. A my nie mamy powodu, żeby się chwalić takimi znajomościami.

Kupcy chwalą Litwinów. Jednym głosem mówią, że to dobrzy klienci. Głównie dlatego, że się nie targują.

- Może nie znają języka - domyśla się pani Teresa, właścicielka butiku. - A może dla nich nasze ceny i tak są okazyjnie niskie. Nie ma więc sensu strzępić języka.
W marketach śmieją się, że Litwina poznają po stercie zakupów na taśmie.

- Rozmawiamy? Nie. Nie ma o czym - mówią. - My liczymy, a oni płacą i odchodzą. Zresztą nie ma czasu na dyskusje. Kolejki przy kasach, obrobić się trudno.

Sześć litów na kiełbasie

Grażyna Dobrołowicz mieszka w oddalonej o ponad 30 kilometrów litewskiej Kalwarii. Na utrzymanie rodziny zarabia tylko mąż. Przynosi do domu około 800 litów miesięcznie. Dobrołowiczowie mają troje uczących się dzieci.

- Koniec z końcem trudno związać - narzeka kobieta. - Kiedyś było trudno, a teraz... lepiej nie mówić. Tragedia i tyle.

O okazjach w polskich sklepach dowiedziała się od sąsiada. Postanowiła sprawdzić, czy to prawda. Pierwsze zakupy robiła ostrożnie. Kupiła parę rzeczy i spisała kilkadziesiąt cen. Porównała je u siebie. Dla pewności dwa razy.

Teraz przyjeżdża co tydzień. Kupuje nie tylko sobie, ale też sąsiadce. Twierdzi, że nie zarabia na niej ani grosza.

- I tak na jednych zakupach zostaje mi około 50 litów - kalkuluje kobieta. - To bardzo dużo pieniędzy.

Różnica w cenach jest znaczna. I to na wszystkim. Zwyczajna kiełbasa na przykład w suwalskim, bazarowym sklepie kosztuje około 6 litów mniej niż w litewskim markecie. Jaja (10 sztuk) są tańsze o lita, podobnie kostka masła. A na polskich kurczakach oszczędza się około trzech litów. Na 3-litrowej butli oleju natomiast prawie 10 litów.

- Wszystko jest tańsze - kwituje pytania Dobrołowicz. - No, może markową wódkę u nas wciąż opłaca się kupować. Ale kto ją pije?

Nawet chińskie zupki

Antoni Niedzinskas mieszka w odległym o ponad 60 kilometrów Mariampolu. Też, razem z kilkunastoletnim synem, przyjeżdża do Suwałk na zakupy. Robi je najczęściej w Kauflandzie. Kupuje wodę do picia, mąkę, kawę, cukier i jabłka.

- Właściwie biorę wszystko, co w domu potrzebne - mówi. - Nawet kapustę czy chińskie zupki. Niezła przebitka jest też na nabiale. W sumie zwraca mi się za benzynę i jeszcze trochę zarobię. Gdzie znaleźć lepszą okazję?

Wanda przyjechała na zakupy już piąty raz. Dogadała się ze znajomymi i wynajęli samochód. Złożyli się po 5 litów. Nie żałuje. Zaopatrzyła się głównie w kosmetyki i słodycze. Kupiła też worek jabłek, które - jak mówi - są prawie za darmo.

A Piotr Biendas przyjeżdża do Suwałk specjalnie po olej napędowy.

- Mam gospodarstwo - tłumaczy. - Zbliża się wiosna, trzeba wyjechać w pole. Trzeba kilkanaście beczek ropy "uzbierać".

Przewozi ją w baku swojego samochodu i trzech, czterech kanistrach. Żeby być w zgodzie z przepisami (kanister na osobę), funduje wycieczkę dzieciom. Na jednym wyjeździe, lekko licząc, zarabia około stu litów.

I dobrze, i źle

Właściciele sklepów i bazarowych kramów zacierają ręce z radości. Tak dobrze nigdy jeszcze nie było. Towar idzie jak woda. Reklamacji nie ma.

- Komu chce się odwozić przygniłe jabłko - śmieje się jedna z handlarek. - A z miejscowymi bywa różnie.

Właściciel suwalskiej hurtowni ryb przyznaje, że jeśli tak dalej pójdzie, będzie musiał zastanowić się nad jakąś inwestycją.

- Pieniędzy w skarpecie trzymać nie będą, a obroty są imponujące - mówi. - Taki "kryzys" to mi się podoba.

Nadzieję w Litwinach pokładają też właściciele kwater agroturystycznych, których na Suwalszczyźnie jest kilka tysięcy. Jeśli kurs lita utrzyma się (złotówka kosztuje ok. 70 litewskich centów), to można spodziewać się, że sąsiedzi będą do nas przyjeżdżali na zimowy i letni wypoczynek. Już teraz np. w ośrodku sportów zimowych Szelment na Jesionowej Górze Litwinów jest więcej niż śniegu.

- Zostawiają u nas spore pieniądze - mówi wicedyrektor ośrodka Janusz Andruczyk. - Oby tak dalej.

Mniej zadowoleni są mieszkańcy miasta.

- Na ulicach korki, w sklepach kolejki - psioczy Andrzej Murawski. - Do tego ceny idą w górę jak szalone. Kupcy nie patrzą na miejscowych, liczą wysokie marże. A w mieście bieda, coraz więcej osób stoi w kolejce do "pośredniaka". Nie wiem, do czego to dojdzie.

Za tydzień w Magazynie - co kupują w Polsce Słowacy i Niemcy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny