Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łapy umierają. Tysiąc osób bez pracy

Aneta Boruch
Żeby ludzie mieli co jeść, już teraz pomoc społeczna wypłaca pracownikom ZNTK zasiłki po około 200 zł.
Żeby ludzie mieli co jeść, już teraz pomoc społeczna wypłaca pracownikom ZNTK zasiłki po około 200 zł. Fot. Wojciech Wojtkielewicz
W krótkim czasie Łapy dostały cios w plecy. I to podwójny: najpierw zamknięto cukrownię, teraz padają zakłady kolejowe. Czy miasto podniesie się po tym ciosie?

Co oni zrobili z tymi Łapami? - załamuje ręce Kazimiera Podbielska. - Cukrownię szlag trafił, ZNTK wykończyli. Nie wiemy, co teraz będzie. Jak tu żyć? Gniew i frustracja. I rosnące wśród ludzi przygnębienie. Padają Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego, z których 16-tysięczne miasteczko żyło przez kilka ostatnich pokoleń. Wniosek o ogłoszenie upadłości już jest w sądzie.

Upodlony człowiek

W najlepszych czasach pracowało na kolei ponad dwa tysiące ludzi. Zakład dawał mieszkania i utrzymanie całym rodzinom. Skończyło się.

Mąż Anny Łapińskiej w ZNTK przepracował 17 lat. Teraz łapie dorywcze prace, bierze, co jest. Ona nie ma pracy. W domu trójka dzieci. Właśnie z córką Martą przyszła sprzedać jagody w cukierni.

- Trzeba coś robić, żeby przetrwać, bo z opieki społecznej nie da się wyżyć - mówi Anna Łapińska. - Można iść na pielenie do prywaciarza, za trzy albo pięć złotych za godzinę. Są wakacje, to dzieci pomagają, chodzą do lasu. Zimą będzie najgorzej. Już na prąd nie stać.

- Łapy kaput - wtrąca Zbigniew Łapiński. - Zaorali nas.

W kropce są i starsi, i młodzi. 21-letni Łukasz Leszczyński, z zawodu mechanik samochodowy, w ZNTK przepracował trzy lata, ale już jest na bezrobociu.

- Teraz nie ma tu co robić - mówi. - I czarno to dalej widzę.

Szuka pracy, ale nic nigdzie nie może znaleźć. Kolega siedzi za granicą, to może do niego pojedzie.

Ale ci, którzy mają na utrzymaniu rodziny, niepokoją się. Iwona Grochowska ma czwórkę. Pracuje w mleczarni, czyli jedynym jeszcze działającym w Łapach większym zakładzie. Mąż na bezrobociu.

- Gdy dzieci pytają: Mamo, co dziś będzie na obiad, po prostu spuszczam głowę, bo nie wiem, co mam powiedzieć - z rozpaczą w głosie mówi Grochowska. - Robię dobrą minę do złej gry. My, matki, robimy teraz cuda, żeby chociaż kawałek chleba był.

Grochowscy żyją z dnia na dzień. Ale jest coraz ciężej.

- Tak jak każda matka z Łap, muszę sobie radzić - mówi Grochowska. - To coś strasznego. Człowiek jest taki upodlony, bo nie wiesz, czy będziesz miał z czego jutro dzieciom zupę ugotować, czy nie.

Wkurza ją to, co stało się z Łapami. - Nie ma pracy, perspektyw. Nasze dzieci się uczą, i co? Nic z tego. Nie można tak. Tak się nie robi z ludźmi. My też chcemy jeść, chcemy dzieci chować.

Korpus zamiast skrzydełek

Żeby ludzie mieli co jeść, już teraz pomoc społeczna wypłaca pracownikom ZNTK zasiłki po około 200 zł. Potrzebujących jest tylu, że burmistrz musiał szukać już wsparcia na zewnątrz.

- Poprosiliśmy wojewodę o dodatkowe pieniądze na pomoc społeczną - przyznaje Roman Czepe, burmistrz Łap. - Potrzebne są setki tysięcy złotych.

Że w Łapach jest coraz gorzej, widać też w sklepach. Sprzedawczyni w mięsnym niedaleko rynku przygląda się, co ludzie kupują. I wie, że towaru schodzi dużo mniej. - Biorą rzeczy tańsze, korpus z kurczaka zamiast skrzydełek - opowiada, gdy akurat nie ma kupujących w sklepie. - O, w tamtym pojemniku mamy kości darmowe dla piesków. Do tej pory za bardzo nie szły. A teraz, zwłaszcza jak są wieprzowe, to ludzie biorą dla siebie, żeby zupy nagotować. Przychodzi kobieta, grzebie i normalnie wybiera sobie do jedzenia. A niektórzy w ogóle przestali przychodzić, poszli tam, gdzie jeszcze taniej. I pewnie z czasem będzie gorzej i gorzej.

Koniec epoki PRL

A jeszcze niedawno w Łapach ludzie byli o przyszłość spokojni. Przede wszystkim dzięki kolei, która była prawdziwym motorem napędowym niewielkiego miasteczka.

- Kolej dała awans tej miejscowości - mówi Piotr Sobieszczak, nauczyciel historii, który pisze monografię Łap. - To był impuls, który pozwolił na rozwój.

Do dziś wszystkich, którzy jadą do Warszawy pociągiem, przed Łapami wita rząd charakterystycznych domków "kolejarskich". Powstały w latach 20. ubiegłego wieku i dostać tu mieszkanie to było coś. Dziś osiedle lata świetności ma już za sobą.

W Polsce Ludowej warsztaty kolejowe kwitły. To była prawdziwa prosperity dla mieszkańców, zwłaszcza schyłkowy Gomułka i początkowy Gierek. Zbudowano mleczarnię, cukrownię. W sumie te trzy duże zakłady zatrudniały łącznie kilka tysięcy ludzi. Nie tylko z samych Łap, ale i okolicznych miejscowości.

- Codziennie o godzinie trzeciej tłum ludzi szedł po kładce kolejowej - wspomina dzieciństwo Sobieszczak. - Widać było, że zakłady kończą pracę.
Mało tego, Łapy od 1954 do 1975 roku były stolicą powiatu.

Ale w latach 80. przyszły zmiany. Koniec epoki Polski Ludowej zapoczątkował upadek Łap.

- Miasto nie przeżyło przejścia na gospodarkę rynkową - ocenia Sobieszczak. - A teraz mamy koniec ważnego etapu. Ponad tysiąc ludzi zostało bez pracy. Upadek cukrowni, a teraz powolny upadek zakładów oznacza nic innego, jak upadek miasta.

Czy Podlasie to nie Polska?

Od roku w Łapach jest naprawdę niewesoło. Kiedy zamykano cukrownię, w mieście zrodził się niepokój. Ale teraz to już jest dramat.

Rozpacz ludzi widać było na transparentach, które przynieśli na ostatni wiec w sprawie ZNTK. "Wykończona cukrownia. Dobija się ZNTK. Czy Podlasie to nie Polska?" - pytali decydentów demonstranci.

Władze miasteczka są z ludźmi. Bo... - Łapy, jak żadne inne miasto w Polsce, doznały tragedii. Zabija się kogoś, kto jest w pełni sił i rozwija się - mówił na wiecu burmistrz Czepe. I zakończył: W Bogu nadzieja.

Ma żal do parlamentarzystów i ministrów, że żaden nie pomógł. - Wysyłamy pisma, dzwonimy, prosimy. I nikt z nami nie rozmawia.

On sam jednak nadziei upatruje jeszcze gdzie indziej. Na szczeblu rządowym. W ostatni poniedziałek osobiście dobił się do ministra Cezarego Grabarczyka. - Jest jakieś światełko w tunelu - ostrożnie mówi Czepe. Co załatwił u ministra, za bardzo zdradzać nie chce. Tylko tyle, że... - Wydaje się, że chcą uruchomić jakąś pomoc. Ma mieć charakter bardziej inwestycyjny, a nie doraźny.

Wkrótce być może dojdzie do rozmów międzyresortowych, w których udział mają wziąć także minister Michał Boni, szef doradców premiera, i wicepremier Waldemar Pawlak. - Wydaje się, że mogą rozważyć wariant wyjścia z taką rządową interwencją jak w Stalowej Woli.

Kłopoty tamtejszej huty spowodowały, że kilka tysięcy ludzi drży o swoją przyszłość. Premier obiecał 50-milionową pożyczkę Hucie Stalowa Wola. Niezależnie od tego, co postanowi Warszawa, burmistrz przygotowuje 150 hektarów dla inwestorów, którzy chcieliby coś zbudować w Łapach.

Gmina, na miarę swoich możliwości, tworzy też choć po kilka miejsc pracy gdzie może.

- W ramach projektu szkolnego będziemy organizować zajęcia pozalekcyjne, przy których zatrudnieni zostaną nauczyciele - wylicza sekretarz gminy Urszula Jabłońska. - W ramach projektu przedszkolnego uruchamiamy punkty przedszkolne. Organizujemy szkolenia, piszemy projekty, by zdobyć dotacje na zakładanie własnej działalności gospodarczej.

- I nasze monomiasto powstanie jak feniks z popiołów - ma nadzieję burmistrz Czepe. Mieszkańcy nadziei nie mają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny