Hajnówka wciąż żyje wypadkiem księdza Lewczuka, choć przecież od 2 maja, kiedy doszło do tragedii, minęły cztery tygodnie. Prawosławny ksiądz Tomasz Lewczuk, wikariusz Soboru św. Trójcy w Hajnówce, zmarł tydzień po wypadku.
No bo jak tu uwierzyć, że zginął, bo na drodze stał sedes? I w dodatku miały go postawić osoby, które zrobiły to pod wpływem namowy szeptuchy - kobiety, która odczynia złe uroki, rzuca klątwy na zamówienie. Taka wieść obiegła już Polskę.
Pisaliśmy o tym w Magazynie "Kuriera Porannego" przed tygodniem. Dziś wracamy do sprawy, bo na jaw wychodzą nowe fakty, a policja cały czas próbuje wyjaśnić, co się wydarzyło.
Wbrew temu, co pisały inne gazety, wiemy na pewno, że ksiądz Lewczuk nie wracał do Hajnówki ze Słowacji. Był z żoną i dwójką dzieci u znajomego kapłana w Warszawie. Zmarły wikariusz to ojciec chrzestny jego dziecka.
SMS: Dojechaliśmy szczęśliwie
- Niech pan pomyśli, czy Bóg nie czuwa nad dziećmi? Tomek w Warszawie kupił nowy fotelik dla swojego chłopczyka. Poprzedni był trochę zniszczony, a więc niezbyt bezpieczny przy kolizji - opowiada jeden z wiernych.
Ksiądz chwilę przed wypadkiem wysłał do znajomego z Warszawy SMS-a, że dojechali szczęśliwie. Do domu miał tylko kilka kilometrów. Znajomy SMS-a odebrał i szykował się już do spania. Telefon z tragiczną wiadomością obudził go godzinę potem.
Siostry u szeptuchy
Dwie kobiety, które miały postawić sedes, to siostry mężczyzny z Hajnówki, właściciela sanitariatu.
- Kto powiedział, że mu ukradły sedes? - mówi znający sprawę funkcjonariusz policji.
- A nie ukradły? Sam sobie powędrował na szosę? - dopytuję.
- Tego nie mówię, ale nie twierdzę też, że mu ktoś ten kibelek zwinął. Powiedziały bratu, że były u szeptuchy i ta im kazała to zrobić? Były u niej na pewno - opowiada policjant.
Przypomnijmy, że właściciel sedesu sam się zgłosił na komisariat, zaraz po tym, jak o wypadku zrobiło się głośno.
Jechał 170 km/h
Licznik prędkości w chwili katastrofy zatrzymał się na zerze. Tyle że dobrze poinformowane źródło twierdzi, że skoda octavia księdza Tomasza mogła jechać 170 km/h. Na tym odcinku to o 80 km/h za dużo. Biegli z Komendy Wojewódzkiej w Białymstoku są w stanie to ustalić. Laboratoria policyjne dysponują sprzętem do odczytu takich pomiarów z uszkodzonych samochodów.
Ale sprawa się komplikuje
Wiadomo, że samochód duchownego w sedes nie uderzył. To pewne (widać to choćby wyraźnie na zdjęciach sanitariatu w reportażach telewizyjnych), więc osoby, które go tam postawiły, nie przyczyniły się bezpośrednio do tragedii.
- To może być nieumyślne spowodowanie zagrożenia w ruchu drogowym. Koniec, kropka. Powinny pójść siedzieć - upiera się jednak inny funkcjonariusz policji. Dodaje, że przecież wystarczy, że spadnie ci z przyczepy na jezdnię kawał kija, i już masz sąd grodzki.
Ale co z tą szeptuchą?
- Motywy w przestępstwie są ważne. Poprzez nie można znaleźć sprawcę - odpowiada szefowa hajnowskiej prokuratury Lucyna Siegień-Wasiluk. - W dalszym ciągu gromadzony jest materiał dowodowy i nadal czekamy na informacje od osób, które mogą wnieść nowe fakty do sprawy. Ale nikt do dziś nie wykazał, że mógłby to być świadomy zamach na czyjeś życie.
Hiob i Monika
Monika Lewczuk, żona księdza Tomasza, wróciła już do pracy w szkole. Jest z wykształcenia teologiem. Uczy religii w jednej z hajnowskich podstawówek. Opowiada im czasami o sprawiedliwym Hiobie, na którego spadły wszystkie nieszczęścia świata. Hiob wstał z popiołu, otarł łzy, a Pan Bóg mu w dwójnasób błogosławił.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?