Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konflikt wokół poszerzenia BPN: My Puszczy nie oddamy

Agata Sawczenko
Mieszkańcy Dubicz Osocznych. Od lewej: Jan Grygoruk, Piotr Golonko i Wiktor Grygoruk.
Mieszkańcy Dubicz Osocznych. Od lewej: Jan Grygoruk, Piotr Golonko i Wiktor Grygoruk. fot. Wojciech Oksztol
Chcą dobić z nami targu: Oni nam miliony, my im puszczę. Ale jak my mamy się na to zgodzić? Zrezygnować z tego, co z dziada pradziada robimy?

Mówią, że my o las nie potrafimy sami zadbać. To przecież nieprawda - puszcza wcale się nie zmniejsza. Zresztą, skoro nasz region jest taki cenny, to niech dadzą te pieniądze bez żadnych układów. Mieszkańcy gmin puszczańskich nie chcą powiększenia Białowieskiego Parku Narodowego.

Ministerstwo chce dać po 15 milionów złotych dla każdej z trzech gmin: Białowieży, Hajnówki i Narewki. Dodatkowo po ponad 3 miliony na kolektory słoneczne dla mieszkańców oraz 1,5-milionowe pożyczki dla gmin. Pieniądze dostałyby też okoliczne gminy, których Park Narodowy nie objąłby. W sumie to 72 mln zł. Ministerstwo stawia jednak warunki: pieniądze mają być wydane na inwestycje proekologiczne. A Białowieża, Hajnówka i Narewka mają oddać po 4 ha puszczy, które zostaną włączone do Białowieskiego Parku Narodowego.

Tylko na tym stracą

Mieszkańcy nie chcą. Nie wierzą w obietnice ministerialne.

- Ludzie zbyt dobrze jeszcze pamiętają rok 1996 - mówi Mikołaj Pawilcz, wójt Narewki. Wtedy też poszerzany był Białowieski Park Narodowy i wtedy też ministerstwo obiecywało złote góry. Żadna z tych obietnic nigdy nie została spełniona.

I dlatego wszyscy mówią twarde nie. Choć w podpisanym 2 września porozumieniu wyraźnie jest napisane, że każda gmina będzie miała swego przedstawiciela w radzie naukowej Parku, że mieszkańcy będą mieli prawo do nieodpłatnego wstępu do lasu, że będą mogli zbierać runo leśne i że drewna na opał i do zakładów drzewnych puszcza na pewno dostarczy.

Gminy Narewka i Hajnówka już się opowiedziały. Konsultacje w gminie Białowieża zaczną się dopiero w niedzielę, ale i tu wójt spodziewa się podobnych reakcji.

Więc z rozszerzenia parku nic nie wyjdzie, chyba że ministerstwo nie dotrzyma obietnicy i uchwali to wbrew woli mieszkańców.

Janusz Korbel z Towarzystwa Ochrony Krajobrazu, mieszkaniec Białowieży uważa, że tak jednorodny las powinien być jednorodnie zarządzany. Park powinien objąć całą puszczę. Obawy mieszkańców są bezzasadne: drewna nikomu nie zabraknie, po lesie będą mogli chodzić.

- Kto w to wierzy, że ich źródłem utrzymania są grzyby i jagody? - śmieje się.

Korbel przekonuje, że Park przyniósłby tylko korzyści dla mieszkańców: rozwinęłaby się turystyka, Hajnówka miałaby szansę na rozwój. A teraz przez Hajnówkę przejeżdża rocznie 200 tys. turystów, ale zostawiają tylko spaliny. Jego zdaniem problemem są tylko drwale, którzy straciliby pracę, ale i na to jest rada. Można ich objąć specjalnym programem i pomóc się przekwalifikować. Bo zakłady drzewne i tak drewno ściągają z Litwy.

Zdzisław Szkirudź, dyrektor Białowieskiego Parku Narodowego, jest za jego rozszerzeniem. Jednak przyznaje, że metody ekologów, czyli protesty i omawianie wszystkiego bez pytania o opinię mieszkańców, nie podobają mu się.

Żabę na plecy wezmą

Piotr Golonko, sołtys Dubicz Osocznych, nie chce nawet słyszeć o ekologach. - Żabę na plecach gotowi przenosić. A człowiekowi potrzebującemu ręki nie podadzą.

Wiktor Grygoruk potakuje. - Reprezentują jakieś światowe organizacje, płacą im, a oni wymyślają jakieś różne rzeczy, żeby nam życie utrudnić. Czy nie lepiej te pieniądze przeznaczyć na społeczność lokalną i zainwestować w jakieś alternatywne formy utrzymania tutejszych ludzi?

Mieszkańcy zarzucają ekologom, że tak naprawdę nie wiedzą, o czym mówią, o co walczą.

- Niechby pomieszkali tu z nami, zasymilowali się i utrzymywali się z tego, liznęli tego środowiska - proponuje Wiktor Grygoruk. - Wtedy myśleliby zupełnie inaczej.

A zieloni wszystko robią dla rozgłosu. Jeśli sprawa nie jest medialna, to się nie angażują.

- Ekolodzy? To nie są żadne osoby, które chronią przyrodę. To są kłamcy, oszuści - Mariusz Pierko, sołtys wsi Topiło, nie boi się mocnych słów. - W tym roku wyschły u nas stawy, bo ekolodzy kilka lat temu zrobili zastawki w lesie. Pisałem mejla, prosiłem ekologów o pomoc, zapraszałem, bo przestały pojawiać się tam ptaki, między innymi bocian czarny. Zero odzewu.

- Ale jak ekolodzy znaleźli tutaj mech pierwotny, który występował w prapuszczy, to zrobili wielką aferę i od razu chcieli ten kawałek puszczy zamknąć - opowiada Sławomir Karczewski z Dubicz Osocznych, z zawodu leśnik.

- Ale nikt nie pomyślał, że skoro leśnicy gospodarowali tam setki lat i mech przetrwał, to chyba źle nie jest - dodaje.

Takie podejście denerwuje miejscowych. Bo przecież oni wiedzą, jak o puszczę dbać. A pomysły ekologów i ministerstwa ich zdaniem wcale nie są trafione. Jeśli zostaną wprowadzone w życie, to skutek będzie odwrotny od zamierzonego.

- Puszcza Białowieska istnieje od setek lat. I zawsze tu był człowiek, zawsze ingerował. U nas człowiek z puszczą w symbiozie żyje - zapewnia Wiktor Grygoruk.

Chodzi przede wszystkim o dęby. Chorych nie można ścinać. Trzeba czekać, aż same padną. Tylko nikt nie pomyśli o tym, że padając, zniszczą kilka innych, zdrowych drzew. A jak już padną, mają leżeć.

- To pożywka dla robaków, dla grzybów. Kornik na upadłych gałęziach wyprowadzi nawet trzy-cztery pokolenia w ciągu roku. Jedna samiczka składa do tysiąca jajek. Padną nie tylko państwowe lasy, ale i chłopskie - prorokuje Sławomir Karczewski.

W grę wchodzą też sprawy ekonomiczne. Bo puszczańskie drewno drożeje, jest go za mało.
- A domy u nas do innego opału się nie nadają - mówi Jan Grygoruk.

Dlatego tak bardzo wszystkich boli, gdy widzą leżące drzewa, z którymi nic nie można zrobić. Tym bardziej, że przyjeżdżający do puszczy zagraniczni turyści co i rusz wytykają Polsce marnotrawstwo.

- Polska to bogaty kraj, mówią - przyznaje Mariusz Pierko.

A leśnicy za nic nie pozwolą podnieść tych drzew.

- Mówią, że im wolność miła - opowiada Sławomir Karczewski.

Ministerstwo obiecuje, że okoliczni mieszkańcy będą mieli wstęp do Parku Narodowego. Ale nikomu nie chce się w to wierzyć, bo już dziś trudno poruszać się po puszczy.

- Tylko wejdziesz w las, już cię leśnicy zatrzymują. Na wszystko trzeba mieć asygnatę - narzeka Piotr Golonko. I opowiada, jak było ostatnio: - Szkółka młodej dębiny, nie żaden starodrzew. I tabliczka: Rezerwat. I już zakaz wstępu. Jak będzie Park, to już nigdzie nie będzie można wejść. A wielu przecież tu żyje ze zbierania grzybów, jagód. Dużo się nie zarobi, ale te 50 zł od czasu do czasu wpadnie.

O przyszłość boją się też lokalni przedsiębiorcy. Wiadomo, przemysłu tu wielkiego nie ma - bo przecież i nie może być. Wszyscy bazują więc na puszczy.

- Ludzie zainwestowali grube pieniądze, wzięli ogromne kredyty na przyczepy, sprzęt ciężki, maszyny - opowiada Wiktor Grygoruk. A banki są przecież bezwzględne, prawda? Bank nie będzie pytał i nie będzie patrzył na okoliczności: że poszerzono Park, że zmniejszono pozyskiwanie drewna, tylko będzie żądał pieniędzy.

Rezerwat zróbmy w Warszawie

Fakt, ludziom szkoda tych milionów obiecanych przez ministerstwo.

- Ja osobiście to na rozszerzeniu Parku może bym i zyskał. Prowadzę pensjonat, to pewnie bym dostał dotację na solary. Ale głosowałem jak inni, na nie - mówi Mariusz Pierko.

- To jest taka skwarka dla gminy, co zrobić z tymi milionami - wzrusza ramionami Jan Grygoruk. - Nam by się one przydały. Ale z drugiej strony to jednorazówka. Co będzie dalej?

- Ja uważam, że społeczeństwo tutaj, bez żadnych targów, zasługuje, żeby te pieniądze zainwestować - dodaje Wiktor Grygoruk. - Żeby nie traktowano nas w ten sposób: my wam damy, ale wy musicie nam coś dać w zamian.

Opowiedzieli się przeciwko rozszerzeniu Parku, rady gmin ich poparły. Ludzie się jednak boją, że to na nic. W ministerstwie są plany, by mieszkańcom odebrać prawo głosu.

- Jesteśmy tym zbulwersowani - unosi się Jan Grygoruk. - Ktoś tam w Warszawie sobie dyryguje, a nas zmusza na "parkowanie"!

- Najgorzej, jak ktoś chce podjąć decyzję o nas bez nas - przytakuje Wiktor Grygoruk.

- U nas przecież też można zrobić referendum, co sądzimy o Warszawie, czy nam się podobają te nowoczesne biurowce, szkło i metal, które tam teraz powstają. A my zdecydujemy, że wolimy starą Warszawę i zażądamy tabliczki: Rezerwat - ironizuje Sławomir Karczewski.

Wszędzie ludzie są spokojni, pewni swoich argumentów. Bo puszczę po prosu kochają i boli ich, że ktoś może pomyśleć, że nie umieją czy nie chcą o nią dbać. Ale na Park się nie godzą. I będą bronić swojej decyzji do końca.

- Tam w Warszawie uważają nas za takich łagodnych, gościnnych, ugodowych. Ale do czasu - zapowiada Wiktor Grygoruk. - Nie damy się.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny