Czeka ją jeszcze 10 sesji w komorze hiperbarycznej i będzie mogła wrócić do domu - mówi Małgorzata Bartoszewska-Dogan, dyrektorka ds. medycznych gdyńskiego szpitala im. PCK.
Karina trafiła tu w połowie października, kiedy okazało się, że niezbędna jest specjalistyczne leczenie jej odmrożonych stóp. Dziewczynka sześć dni spędziła sama w lesie. 17 października śmigłowiec zabrał ją do szpitala w Gdyni. Wtedy okazało się też, że w stopy wdała się gangrena.
Zakażenie udało się zatrzymać, ale część nóżek Kariny trzeba było amputować. Dziewczynce usunięto paluszki u lewej stopy i większą część prawej.
- Teraz czuje się dobrze i jeździ na wózku po szpitalu. Ale już niedługo będzie potrzebowała specjalistycznych protez - mówi dyrektorka.
Czeka ją też długa rehabilitacja. Lekarze z Gdyni liczą, że jeszcze przed świętami będzie mogła być przeniesiona do białostockiego szpitala.
- Nasza placówka na pewno ją przyjmie. To przecież jedyny taki oddział w regionie - mówi dr Janusz Pomaski, dyrektor Uniwersyteckiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.
Wkrótce Karinę mają też przesłuchać prokuratorzy z Suwałk. W sprawie jej zaginięcia prowadzone jest tam postępowanie. Śledczy chcą wyjaśnić, czy rodzice wypuszczając dziecko same na grzyby nie narazili dziewczynki na utratę zdrowia lub życia.
Odrębne postępowanie prokuratura prowadzi też w sprawie lekarzy z suwalskiego szpitala. To oni opiekowali się Kariną tuż po jej odnalezieniu. Śledczy badają czy to możliwe, że dziewczynkę zbyt późno przetransportowano do Gdyni.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?