Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kamil jest chory na białaczkę. Opanował strach przed śmiercią, czeka na dawcę

Magdalena Kuźmiuk
– Opanowałem już strach przed śmiercią. Nie boję się. Z lękami trzeba walczyć, a nie im ulegać – mówi Kamil Chojak.
– Opanowałem już strach przed śmiercią. Nie boję się. Z lękami trzeba walczyć, a nie im ulegać – mówi Kamil Chojak. Wojciech Wojtkielewicz
Cztery miesiące temu dowiedział się, że jest chory na białaczkę. Przez ten czas przeszedł trzy chemioterapie. Potrzebuje przeszczepu szpiku kostnego. Czeka na dawcę. Jest pogodzony z losem.

To było w kwietniu. Diagnoza brzmiała: ostra białaczka szpikowa.

- Pomyślałem: jak to? Jeszcze tyle rzeczy miałem do zrobienia, tyle planów, marzeń. To wszystko w tej jednej chwili strzeliło, zniknęło - Kamil przyznaje, że z rozmowy z lekarzami pamięta tylko strzępki.

Teraz przeszedł trzecią chemioterapię. Choroba jest w remisji. Wyniki się poprawiają.

- Jedyne na co teraz czekam, to odpowiedź na pytanie: czy znajdzie się dla mnie zgodny dawca szpiku? Jak długo będę na niego czekał? - dodaje Kamil.

Dowiedział się, że umiera

Dawcy szpiku poszukiwani

Procedura rejestracji w bazie potencjalnych dawców szpiku jest prosta. Wystarczy wypełnić deklarację zgody na wpis do rejestru i przejść badanie lekarskie. Pobrane zostają próbki krwi lub śliny z jamy ustnej. Dawcą komórek krwiotwórczych może zostać każda osoba w wieku od 18 do 45 lat. Są jednak pewne przeciwwskazania, na przykład kiła, wirus HIV, żółtaczka typu B i C, choroby autoimmunologiczne, dziedziczne.

Był uczniem klasy maturalnej w liceum w Wysokiem Mazowieckiem. Przygotowywał się do rozszerzonej matury z matematyki, fizyki i angielskiego. W głowie jeden cel: dostać się na Wydział Mechaniczny Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej.

Udzielał się w szkole, społecznie i towarzysko. Był lubiany, miał dobry kontakt z ludźmi, dlatego wokół niego było wielu przyjaciół i znajomych. Uwielbiał sport, zwłaszcza piłkę nożną. Ćwiczył na siłowni, chodził na basen, dwa razy w tygodniu grał w piłkę.

- Byłem bardzo aktywny. Zauważyłem taką zależność: im więcej się uczyłem, tym więcej potrzebowałem poćwiczyć na siłowni. To dawało mi energię, siłę do dalszej nauki - wspomina.

Ale zaczęło się dziać coś dziwnego. Z czasem jednak Kamil zauważył, że staje się coraz słabszy, ospały i zmęczony. Doszło do tego, że po powrocie ze szkole musiał położyć się, żeby pospać. W końcu poszedł do lekarza.

- Mama mnie trochę naciskała, moja dziewczyna, nawet szkolna pielęgniarka. Znajomi coraz częściej powtarzali: Kamil, idź, przebadaj się, jakiś blady jesteś - opowiada.

Wyniki morfologii były dalekie od normy, on jednak początkowo je bagatelizował. Ale powiedział o tym bratu. Ten skonsultował wyniki ze znajomym lekarzem.

- Zszokowany lekarz zapytał tylko: czy ta osoba nadal jest w domu? - cytuje Kamil.

Do kliniki hematologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku trafił tuż przed Wielkanocą, w Wielki Piątek.

Ostateczną diagnozę postawiono półtora tygodnia później. By mieć pewność, białostoccy hematolodzy wysłali szpik Kamila do Warszawy. Tam także lekarze nie mieli wątpliwości.

- Dowiedziałem się, że umieram. W perspektywie miałem miesiąc, góra dwa miesiące życia - nie ukrywa Kamil.

Pierwsza biopsja pokazała 15 procent komórek nowotworowych, półtora tygodnia później było ich już prawie 30 procent. Choroba atakowała bardzo szybko. Podczas pierwszych badań miał 23 tysiące płytek krwi, przy przyjęciu do szpitala już 17 tysięcy, tydzień później tylko 6 tysięcy. A dolna granica normy to 140 tysięcy.

Rozpoczęła się dramatyczna walka o jego życie.

- Za pierwszym razem byłem w szpitalu bardzo długo - aż 47 dni. Wyszedłem na tydzień do domu, wróciłem na drugą chemię - trwała 30 dni. Później wyszedłem na 10 dni. Teraz jestem na trzeciej chemii - opowiada Kamil.

Jedyny ratunek na wyzdrowienie to przeszczep szpiku kostnego.

- Choroba jest w remisji, co oznacza, że komórki nowotworowe nie odbudowują się w szpiku. Potrzebuję przeszczepu, bo już raz mój szpik był uszkodzony. Nigdy nie ma pewności, że to nie stanie się znowu. Może mnie dopaść grypa, osłabić, a wtedy komórki nowotworowe będą miały otwarte wrota do namnażania się - tłumaczy.

Bo chorego na białaczkę nie musi zabić rak. Grypa czy zakażenie mogą okazać się o wiele groźniejsze.

Już wiadomo, że nikt z rodziny Kamila nie może być dawcą dla niego. Bank komórek macierzystych szuka go wśród niespokrewnionych zarejestrowanych dawców. To trudne, bo w największej polskiej bazie - Fundacji DKMS - znajduje się niewiele ponad 240 tysięcy potencjalnych dawców. Dla porównania w Niemczech jest ich trzy miliony, dlatego istnieje szansa, że może tam znajdzie się bliźniak genetyczny Kamila z Wysokiego Mazowieckiego. 19-latek bardzo na to liczy.

Białaczka uczyniła moje życie bogatszym

Kamil schudł 16 kilogramów. Stracił mięśnie, wypadły mu włosy.

- Leczenie nie boli, ale choroba jest bardzo nieprzyjemna. Człowiek czuje się, jakby cały czas był na kacu. Można to wytrzymać dzień, dwa, ale jeśli trwa tydzień to jest nie do zniesienia. Były dni, że nie mogłem podnieść się z łóżka. Wymiotowałem. Lepiej wtedy nigdzie nie spacerować. Jest się osłabionym, można upaść, uderzyć się. Niski poziom płytek krwi spowoduje krwotok i śmierć - Kamil nie owija w bawełnę.

Tłumaczy, że dlatego dwa razy dziennie przyjmuje antybiotyki. By nie zachorować, nie mieć wysypki na twarzy, pryszczy. Bo często można je rozdrapać, powstaje rana, dochodzi do infekcji, która może spowodować ciężkie dla chorych na białaczkę powikłania.

Kamil nie podszedł do matury, nie zdawał na studia.

- Właśnie to mnie ostatnio zdołowało - przyznaje. - Znajomi chwalą się na facebooku, na jakie studia się dostali, na jakie kierunki. To wywołało we mnie negatywne emocje: kurczę, ja też mógłbym się teraz cieszyć.

Ale teraz najważniejsze jest zdrowie, a celem poprawienie wyników. Do 17 sierpnia chce wyjść na przepustkę, by z najbliższymi cieszyć się ze ślubu jednego z braci.

Oczywiście brakuje mu wakacji. Bardzo na nie czekał. Odliczał dni, kiedy zda maturę i wyjedzie nad morze lub na Mazury i popływa w jeziorze.

- W czasie choroby zrozumiałem, że nie potrzeba wielkich rzeczy, by być szczęśliwym. Były momenty, że nic nie jadłem, bo miałem problemy z układem pokarmowym. Potem dostawałem kleik. I z tego kleiku się cieszyłem. Pamiętam, jak po trzech tygodniach zjadłem jabłko. Tak się nim rozkoszowałem, tak mi smakowało. Zwykłe jabłko, a ileż dostarczyło radości. Może to zrozumieć tylko ktoś w mojej sytuacji . Zacząłem zauważać więcej smaków, kolorów, chociaż to wszystko przecież zawsze było, ale człowiek tego nie dostrzegał. Czuję się bogatszy przez białaczkę, mimo, że to ciężka choroba - mówi Kamil Chojak.

Nie boję się śmierci

Choroba wszystko przewartościowuje. Kiedy w czasie przepustek rozmawia ze znajomymi, zauważa, że problemy, o których mu opowiadają, z jego perspektywy nie są żadnymi problemami.

- Można je załatwić od ręki, ot tak na pstryknięcie palca - uśmiecha się.

Wie, że wielu kolegów nie zdaje sobie sprawy z powagi jego choroby. Myślą: skoro wychodzi na przepustki, chodzi, spaceruje, to nie jest z nim jeszcze aż tak źle. Będzie żył. A on sam dodaje: - Tak, ale ile lekarze musieli się napracować, żebym w ogóle wyszedł na przepustkę.

Patrząc na Kamila i rozmawiając z nim, uderza jego spokój. Nie ma w nim rozgoryczenia, żalu, pretensji: dlaczego ja? Przyznaje, że jest pogodzony ze świadomością, że każdego dnia może umrzeć. Takie wyznanie może szokować.

- Czy się boję? Teraz już nie. Wcześniej się bałem, dopóki nie zrozumiałem tej choroby. Opanowałem lęk przed śmiercią, przed chorobą. Z lękami trzeba walczyć, a nie im ulegać - mówi Kamil.

Droga do tego wniosku zajęła mu trzy miesiące.

W planach: matura, skok na bungee i finał Ligi Mistrzów

Przed chorobą Kamil marzył, by zwiedzić świat, poznać różne kultury, odwiedzić wszystkie kontynenty. Były też drobniejsze marzenia - pojechać na finał Ligi Mistrzów, bo od najmłodszych lat jest wielkim fanem piłki nożnej. Skoczyć na bungee lub ze spadochronem.

- Samolotem już latałem. To też było jedno z moich marzeń - śmieje się 19-latek.

W przyszłym roku chciałby podejść do matury. Założył sobie, że jeśli do końca roku uda mu się wyleczyć, być po przeszczepie i wyjść ze szpitala, to spróbuje. - Jeśli zacznę powtarzać od stycznia, to cztery miesiące wystarczą. Matematyki się nie zapomina - zapewnia Kamil z uśmiechem.

Gdy znajomi dowiedzieli się o chorobie Kamila Chojaka, razem z wychowawcą zorganizowali w szkole specjalną akcję. Dzięki niej zarejestrowało się stu nowych dawców szpiku. Oddano też około 30 litrów krwi.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny