Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fasty – moje życie. W hołdzie robotnicom, które nazywano szpulkami

Urszula Kropiewnicka
Urszula Kropiewnicka
Spódnica Grażyny Hase, zaproszenie na strajk z roku 1980, przepustki do kombinatu, archiwalne fotografie, projekty tkanin, kawałki materiałów, strzępki przędzy – z takich drobiazgów utkana jest wystawa „Fasty moje życie”, którą już od piątku można oglądać w Galerii im. Sleńdzińskich.

Wystawa „FASTY moje życie” składa się z pamiątek, które były przez lata pieczołowicie przechowywane przez byłe pracownice Białostockiego Zakładu Przemysłu Bawełnianego FASTY. Był to największy w regionie, powojenny zakład produkcyjny, który swoją działalność zakończył 23 lata temu.

Ekspozycja powstała w hołdzie kobietom pracującym w halach fabrycznych i tkalniach. Na wystawie zobaczymy więc zarówno archiwalne zdjęcia, jak i ubrania, okolicznościowe obrusy i ścinki materiałów.

Kobiety stanowiły aż 70 proc. załogi kombinatu

- To zaskakujące, ale po największej w dziejach miasta fabryce włókienniczej, która działała  przez blisko 50 lat , nie ma wielu śladów – mówi kuratorka wystawy Magdalena Godlewska- Siwerska ze Stowarzyszenia WIDOK. – Odwiedziliśmy dziesiątki domów i odbyliśmy wiele rozmów, by uzbierać garstkę eksponatów i niezbędne informacje. Ilość wątków i tropów dotyczących Fast jest nieprzebrana. Postanowiliśmy więc skupić się na wybranym wycinku – oddać honor robotnicom. Kobiety stanowiły aż 70 proc. załogi kombinatu. Pracowały w tkalniach w hałasie przekraczającym 100 decybeli, w wilgotnych i zapylonych przędzalniach, w oparach chemikaliów w farbiarni. Ta ekspozycja to wyraz szacunku dla Szpulek – jak były nazywane, może z cieniem ironii, ale też i z podziwem, że się wyemancypowały

W Fastach rocznie powstawało kilkaset wzorów tkanin: płaszczowych, sukienkowych, koszulowych, zasłonowych, pościelowych, podszewkowych i specjalistycznych. Flagowym produktem była fastowska kratka.

– Znamy nazwiska niektórych projektantek: Izabella Marcjan, Irena Musielak, Gertruda Rzepecka, Barbara Kapuścińska, Halina Multon, Teresa Nowelska, Ewa Wrażeń. Ich projekty nagradzano na krajowych i międzynarodowych targach – podkreśla  Magdalena Godlewska-Siwerska, kuratorka wystawy - Z tkanin fastowskich szyły takie marki jak Cora, Próchnik, Moda Polska. Swoje wzory zamawiały Grażyna Hase i Xymena Zaniewska. Mamy się czym pochwalić.

Koordynatorka projektu z Fundacji DOM, Anna Skorko, zaznacza, że Białostocki Zakład Przemysłu Bawełnianego Fasty to był peerelowski gigant, dziecko planu 6-letniego, ale też obiekt bardzo miastotwórczy.

- Zakład stanowił trzecią pod względem produkcji fabrykę włókienniczą w ówczesnej Polsce. W latach 70., kiedy działał pełną parą, a obiorcy walczyli o tkaniny produkowane w Białymstoku, zatrudniał ponad 7 tys. ludzi! Z naszych rozmów wynika, że każdy białostoczanin ma kogoś z krewnych lub znajomych, kto pracował w Fastach - mówi Anna Skorko. I dodaje: - Uznaliśmy więc, że póki są ludzie, którzy pamiętają, warto zarejestrować jak najwięcej relacji i dokumentów na temat kombinatu. Jest on ważny dla tożsamości miasta. Z opowieści wyłania się obraz niejednoznaczny. Fastowiacy nie mówią wiele o trudach i niedostatku. Wspominają raczej dobry socjal, fajną atmosferę, entuzjazm, imprezy, to, że trzymali się razem, bo wszyscy mieli tak samo mało.

Tam pracowały całe rodziny

Fasty, pomimo trudnych warunków pracy, to też – we wspomnieniach pracowników – pełna życia fabryka. Młodzi ludzie, gwar, śmiech, wczasy, wycieczki czy wesela. Wiele pracownic podkreśla, że przyjaźnie zostały na lata. Niektóre panie cały czas się spotykają.

Grażyna Adakimowicz w Fastach pracowała od 1978 roku do 2006, czyli do końca. Choć na początku, kiedy tata załatwił jej tę pracę, nie była specjalnie zachwycona.

– W latach 70. straszyli zbuntowanych nastolatków: jak nie będziesz się uczyć, to w Fastach wylądujesz – wspomina Grażyna Adakimowicz. – Z kolei jak kogoś z liceum wyrzucili, to trafiał do szkoły do fabryki. Tam zawsze trzeba było ludzi.

Cała rodzina pani Grażyny  pracowała w Fastach. Tata, Zygfryd Wróbel, w 1956 roku, kiedy powstawał kombinat, zakładał w nim światło. To on stawiał słupy i całą sieć elektryczną.

- Jak były awarie, to wiecznie po niego przyjeżdżali, ponieważ wiedział gdzie co jest. Był poważany w fabryce – podkreśla Adakimowicz, której ojciec pracował w Fastach w tzw. głównym energetyku.

Córka i ojciec spotykali się na terenie zakładu pracy. Podczas przerw śniadaniowych przesiadywali na jednym piętrze. Wpadali na siebie również  na stołówce. Z kolei mama zatrudniona była w tkalni średnioprzędnej.

– Siostra najpierw była z mamą na średniej, a potem na wykańczalni, w dziale wzornictwa – wspomina Adakimowicz. I dodaje: - Brat, tak jak tata, dostał posadę w głównym energetyku, ale w dziale hydraulików. Bratowa pracowała na średnioprzędnej, szwagier – na wykończalni na drukarni, ciotka w rachubie, a mąż w elektrociepłowni. W sumie 9 osób z rodziny.

Grażyna Adakimowicz wspomina Fasty jako małe miasteczko.

– Jak kobieta nie miała czasu zrobić zakupów, to w fabryce był dostęp do wszystkiego i jeszcze obiad w trojaczkach do domu zaniosła – podkreśla. – Mogłam się nawet ubrać. Funkcjonował tam sklep z odzieżą, organizowane były kiermasze, a nawet sprzedawano z samochodu warzywa i inne towary. Na miejscu był lekarz i dentysta, i ginekolog, i laryngolog. Przychodnia miała swoje laboratorium. Działała poczta, ORBIS, gdzie bilety można było kupić. Dzieci miały przedszkole przy Żabiej.

Praca w fabryce oznaczała awans społeczny.

Podczas wdrażania planu 6-cioletniego w okresie PRL-u (1950-1955) pracę w przemyśle rozpoczęło ponad milion kobiet. W 1960 r. co czwarta robotnica w Polsce była włókniarką. Fasty zatrudniały głównie niewykwalifikowane panie z okolicznych wsi. Dla wielu z nich praca w fabryce oznaczała awans społeczny.

Mimo że włókiennictwo zaliczano do przemysłu lekkiego, praca w kombinacie nie należała do łatwych. W latach 70. obywała się w systemie 3-zmianowym, również w nocy. Na pierwszą zmianę robotnice wyruszały o godz. 4 rano. Były nisko uposażone, rzadko korzystały z możliwości dokształcania, bo – jak tłumaczyły – poza pracą „miały na głowie dom”, a to oznaczało stanie w kolejkach po podstawowe produkty, staranie się o żłobek, przedszkole.


Od czterech lat zbierają świadectwa

Wystawa powstała w ramach projektu „Fasty moja miłość”, realizowanego przez Fundację DOM we współpracy ze Stowarzyszeniem Edukacji Kulturalnej WIDOK. Obie te organizacje od czterech lat zbierają pofastowskie świadectwa. Na stronie znajdują się zarejestrowane wywiady z byłymi pracownikami, archiwalne zdjęcia i wzory tkanin.

Jak dużym zainteresowaniem cieszy się temat, pokazał spacer po Fastach, który Fundacja DOM zorganizowała latem zeszłego roku. Wzięło w nim udział ponad 40 osób, które przyszły zobaczyć, co pozostało po peerelowskim kombinacie. Przypomnijmy, że  fabryka działała od 1955 roku (wtedy ruszyła przędzalnia średnioprzędna) do 1999 (kiedy zakład rozpadł się na prywatne spółki).

Wystawa „Fasty moja miłość”
Galeria im. Sleńdzińskich, ul. Legionowa 2  
12.03- 24.04.2022
Fotograficzna część wystawy: CH Alfa, ul. Świętojańska 15,
14.03-27.03.2022

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny