Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Coma w Białymstoku. Piotr Rogucki gra w serialu Misja Afganistan

Z Piotrem Roguckim, wokalistą zespołu Coma, rozmawia Jerzy Doroszkiewicz
Piotr Rogucki podczas imprezy Juwenalia 2010 w Białymstoku
Piotr Rogucki podczas imprezy Juwenalia 2010 w Białymstoku Adrian Kuźmiuk / Archiwum
Cztery razy startował do łódzkiej filmówki, by w końcu dostać się do Akademii Teatralnej w Krakowie. Gra w serialu "Misja Afganistan" i jest gwiazdą polskiego rocka.

2 grudnia wracacie z wielkim koncertem do byłej hali mięsnej w Białymstoku. Spodziewałeś się, że po kilkunastu latach grania będziesz występował w takich niecodziennych miejscach?

Piotr Rogucki: - Tak naprawdę każde miejsce do grania koncertu jest odpowiednie. Graliśmy w starych fabrykach, w kościołach, w klubach koncertowych w kamienicach. Ważne, żeby do takiego miejsca chcieli przychodzić ludzie i tworzyli swój własny klimat. Kiedy występowaliśmy w byłej hali mięsnej w Białymstoku wszystko zrekompensowała nam publiczność i nawet jeśli nie słyszeli nas zbyt dobrze, to była świetna zabawa.

Dlaczego zacząłeś śpiewać?

- To była naturalna potrzeba. Pewnego razu wziąłem gitarę i zacząłem śpiewać, pewnie miałem jakieś zdolności - tak uważała moja nauczycielka muzyki z podstawówki. Może to właśnie zmotywowało mnie do pójścia do szkoły muzycznej i nauki gry na gitarze. A być może to, że na 10. urodziny dostałem ruską gitarę i chciałem sprawdzić, jak ona działa? Moja kariera piosenkarska rozwijała się, bo nie dostałem się do szkoły filmowej w Łodzi.

Ale zanim zacząłeś występować, podobno byłeś harcerzem i tak poznali cię muzycy z Comy - jako śpiewającego harcerza.

- Taak, usłyszeli mnie na zbiórkach harcerskich, ale znaliśmy się znacznie wcześniej. Razem z Dominikiem, założycielem zespołu, chodziłem do technikum elektrycznego. Razem jeździliśmy na obozy harcerskie, razem wychowywaliśmy dzieciaki w drużynie i przy okazji była gitara i było śpiewanie.

Przy ognisku?

- Nie tylko. Śpiewanie i gitara były przy każdej okazji. Organizowaliśmy imprezy w szkole, które miały elementy muzyczne czy jakieś jasełka, czy festiwal poezji śpiewanej. Ciągnęło nas w stronę dźwięku i tego typu wyrazu artystycznego od najwcześniejszych lat, właściwie od momentu, kiedy zaczęliśmy sobie zdawać sprawę, że istniejemy i zaczęliśmy na własny sposób ogarniać świat.

A skąd ta chęć zostania aktorem u ucznia technikum elektrycznego?

- Przeczucie - nic innego. Chęć obecności na scenie i konfrontowania swojego działania z publicznością na żywo.

A miałeś wtedy swojego ulubionego aktora?

- Nie. Tak naprawdę zmieniali się z miesiąca na miesiąc. Nie miałem konkretnego, znaczącego wzoru do naśladowania i nadal takiego nie mam.

Jak wspominasz pracę na planie filmu "Skrzydlate świnie". Grało dwóch młodych aktorów i jednocześnie dwóch wokalistów rockowych.

- Współpraca z Pawłem Małaszyńskim na planie "Skrzydlatych świń" to był wspaniały czas. Ten film był moim ważnym debiutem. Mówiłem w nim więcej niż kilka zdań, wreszcie miałem do stworzenia postać. Paweł bardzo mi pomógł odnaleźć się technicznie na planie. Zostaliśmy braćmi nie tylko w scenariuszu, ale i realizacji tego zadania. Na planie mocno związaliśmy się emocjonalnie. Pomógł fakt, że obaj mamy zainteresowania muzyczne i że obaj śpiewamy w zespołach rockowych. Nawiązała się taka nić porozumienia, która wobec dwóch obcych osób rzadko ma szansę powstać. To był dla mnie bardzo cenny i fantastyczny czas. Wspominam go jako jedne z piękniejszych wakacji w moim życiu. Praca nad tym filmem była bardzo ciężka i intensywna. Jak zwykle, budżet był za mały i trzeba było pracować o jedną, dwie sceny więcej dziennie. Ta przygoda wryła się w moich szarych komórkach wyraźnymi znakami.

Obserwujesz karierę zespołu Cochcise, w którym śpiewa Małaszyński?

- Z Pawłem utrzymuję stały kontakt. Ostatnio wystąpiliśmy wspólnie w serialu "Misja Afganistan". To było kolejnych 60 dni zdjęciowych. Przesłuchałem obie płyty Cochise i jestem fanem tego zespołu. W pewien sposób też supportuję jego karierę, wrzucając choćby linki do ich teledysków na swój profil fejsbukowy. To ja podpowiedziałem, żeby przed wydaniem drugiej płyty skontaktował się z wytwórnią fonograficzną Mystic i to ja im poleciłem Pawła, proponując, żeby wydali zespół Cochise.

Jak się czujesz, kiedy w piątki ludzie kończą pracę, a ty sobie przypominasz: już piątek - właśnie jadę do pracy, bo jestem muzykiem?

- Wiesz, że nikt mnie o to wcześniej nie pytał? Mój punkt widzenia jest kompletnie odmienny od sposobu myślenia ludzi, którzy normalnie chodzą do pracy. Dla nich poniedziałek to zwykły dzień pracy, a dla mnie to dzień powrotu z trasy. Moim pierwszym naprawdę wolnym dniem jest wtorek, a drugim środa. Miasto jest w ruchu, ulice zakorkowane, a ja nie mogę znaleźć swojego miejsca, bo właśnie mam dni wolne. Ale i tak zawsze staram się ten czas wykorzystać czy na lekcje angielskiego czy próby z zespołem albo lekcje gry na pianinie. Mam wreszcie czas na sprzątanie własnego domu, bo takie rzeczy też czasem trzeba robić. Takie życie jest dosyć trudne. Kiedy wszyscy idą się relaksować, ja wychodzę realizować dość ciężką pracę jaką jest granie rockowych koncertów. Najśmieszniejsza sytuacja jest wtedy, kiedy ktoś próbuje mnie wyciągnąć do pubu, a ja tych pubów mam za sobą 26 w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Zazwyczaj gramy w klubach muzycznych, w których warunki są zbliżone do pubów. Pachnie piwem, jest barman, a ludzie spędzają tam wieczory. Wiosną gramy przykładowo 15 koncertów na juwenaliach, przyjeżdżam do Łodzi, znajomi proponują wyjście na juwenalia posłuchać Kazika, a ja tymczasem słyszałem go już 10 razy tej wiosny. Przez to, że prowadzę tak towarzyski zawód, stałem się osobą nietowarzyską w codziennym życiu.

To może zamieniłbyś ciągłe wyczekiwanie na rolę czy koncert na uporządkowany świat zawodowych żołnierzy, jaki kreujecie w Afganistanie?

- Tak oczywiście, bardzo chętnie.

Poważnie?

- Oczywiście, że to jest żart. Ważne jest, że tworzy się swoje życie zgodnie z zamiłowaniami, swoimi pragnieniami, oczekiwaniami. To jest jednak jakiś komfort móc żyć po swojemu. Jestem za to wdzięczny, mimo że z pewnymi niekomfortowymi sytuacjami trzeba się pogodzić, ale ja się z nimi już pogodziłem.

Na czym zarabia w Polsce muzyk rockowy?

- Na koncertach, na płytach niestety się nie zarabia. To żadna tajemnica, że sprzedaż płyt maleje z roku na rok. Ludzie nie kupują płyt ani w internecie ani w sklepach, tylko po prostu ściągają - niestety nielegalnie. Moda, wychowanie i polska kultura nie kładzie na nich winy, to jest aktualny element zwykłego życia. Na Zachodzie taki proceder nie ma miejsca. Ale mnie to nie dziwi. Pewnie zarabiałbym więcej kasy, gdyby ludzie za muzykę płacili, ale tak naprawdę ja też zostałem wychowany w tym systemie i nie ma to dla mnie większego znaczenia. Wydanie płyty to raczej symbol, że zespół zrobił coś nowego.

To znaczy, że nadal mieszkasz w Łodzi w starej kamienicy i słyszysz o czym sąsiedzi rozmawiają przy obiedzie?

- Na szczęście właśnie tydzień temu zakończyłem remont pokoju. Wyciszyłem wszystkie ściany, które sąsiadują z innymi mieszkaniami wełną mineralną i obiłem płytą gipsowo-kartonową. Teraz mam mniejsze mieszkanie, bo te nowe ściany mają po 25 centymetrów grubości, ale dzięki temu mam w domu więcej spokoju. Ale wszystkie odgłosy z kamienicy są nie do usunięcia, więc trzeba się z nimi zaprzyjaźnić, bo jeszcze trochę w niej pomieszkam.

Zespół obchodzi 15-lecie, czy przygotowaliście na tę trasę i koncert w Białymstoku coś wyjątkowego?

- Trochę robimy z siebie takich wodzirejów prowadzących jakieś telewizyjne show. Przygotowaliśmy dwa specjalne koła, na większych scenach wystawiane są większe, na mniejszych mniejsze. W sumie wypisaliśmy na nich 60. utworów Comy, które mieliśmy okazję zagrać w ciągu 15 lat istnienia.

I wszystkie macie przećwiczone?

- I wszystkie mamy przećwiczone i podczas koncertu losowo wybieramy utwory, które będą zagrane danego dnia. Każdy koncert jest inny. Oczywiście jest kilka stałych fragmentów, ponieważ koncert musi mieć jakąś konstrukcję i kręgosłup, ale od 15 do 17 piosnek to zarówno dla publiczności jak i dla nas to niespodzianki. To wzmaga emocje, bo trudno wiedzieć jaka będzie dynamika koncertu i co się wydarzy. Dlatego te koncerty są bardzo ciekawe i bardzo wyczerpujące.

Zespół Coma wystąpi w Białymstoku 2 grudnia w byłej hali mięsnej przy ul. Bema 6. Bilety można kupować w sieci sprzedaży Ticketpro oraz w pubie Alchemia (ul. Lipowa 4). Zamówienia grupowe: 600 347 580.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny