Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Chciałem zobaczyć córkę, ale prokurator odradził. Bo zwłoki są zmasakrowane." Ania miała 21 lat. Poszła na randkę z "porządnym chłopakiem"...

Alicja Zielińska
Po dziesiątej wieczorem zawsze była w domu. W sobotę zadzwoniłem na policję. A w niedzielę rano powiedzieli nam, że Ania nie żyje – mówi Józef Kurkowski.
Po dziesiątej wieczorem zawsze była w domu. W sobotę zadzwoniłem na policję. A w niedzielę rano powiedzieli nam, że Ania nie żyje – mówi Józef Kurkowski. Fot. Anatol Chomicz
Ania powiedziała, że idzie na randkę. Wybiegła z domu w sobotę, o wpół do jedenastej. Roześmiana, szczęśliwa. Biały dzień, czego się miała obawiać?

Makabryczna zbrodnia. Odkąd pracuję w policji, nie zetknąłem się z takim okrucieństwem - mówi Jacek Dobrzyński, rzecznik podlaskiej policji.

Bestie - piszą internauci. I domagają się przywrócenia kary śmierci.

21-letnią Annę Kurkowską z Zambrowa pozbawili życia w okrutny sposób dwaj niewiele starsi od niej mężczyźni. Jednego poznała przez Internet. Drugi mieszka na tym samym osiedlu.

Jolanta Kurkowska ma 45 lat, jej mąż Józef - 50. Chcą rozmawiać. Jest poniedziałek, minął dzień, odkąd się dowiedzieli o strasznej zbrodni popełnionej na ich córce.

- Jeszcze możemy cokolwiek mówić, bo ja nie wiem, co z nami będzie potem, jak to zniesiemy - zaczyna cichym głosem ojciec.

Ania była ich jedynym dzieckiem. Skończyła zawodówkę krawiecką, nie pracowała jednak w swoim zawodzie. W Zambrowie trudno o zajęcie dla krawcowej. W ubiegłym roku wyjechała do Danii. Zatrudniła się najpierw w jakiejś kafejce, potem w chłodni rybnej. Ciężko miała, ale poradziła sobie, zarobiła sporo pieniędzy, wróciła zadowolona, szczęśliwa. Miała tyle planów.

W pokoju na stole album ze zdjęciami Ani. Ładna, ciemna blondynka z długimi włosami uśmiecha się z dużej fotografii.

- Z wychowawczynią, z panią pedagog, z koleżankami, z siostrą cioteczną - Jolanta Kurkowska przewraca kolejne kartki. - Nie mogę uwierzyć. Nie dociera do mnie, że już nie zobaczę córki - patrzy bezradnie.

- Urodziła się na moje urodziny, 25 stycznia - wtrąca. - Ja cały czas myślę, że ona zaraz przyjdzie. Wróci z pracy i powie: Mamo, daj coś jeść, głodna jestem - kobieta zalewa się łzami.

Chłopaka Ania poznała przez Internet. Zamieściła swoje zdjęcie. Teraz taka moda wśród młodzieży. On odpowiedział. Rozmawiali na czacie, potem przez telefon. No to i umówili się na spotkanie. W sobotę, o 11. Biały dzień, czego się miała obawiać? Powiedziała, że idzie na randkę. Ona się nie kryła, nie kręciła. Szczera była. "Nie martw się, mamo, to porządny chłopak".

Włożyła pomarańczową bluzkę, jasne spodnie rybaczki, adidasy beżowe na suwaki, które kupiła w Danii. I tak wybiegła z domu. Roześmiana, szczęśliwa.

- A teraz zwęglone ciało... Benzyną polali, deskami obłożyli, podpalili... O Boże, to nie do przeżycia - szlocha Jolanta. - Jak coś takiego człowiekowi może przyjść do głowy?

- Chciałem zobaczyć córkę, ale prokurator odradził - dodaje Józef. - Powiedział, że zwłoki są bardzo zmasakrowane. Muszą przeprowadzić sekcję. A we wtorek my mamy jechać na badanie DNA do Białegostoku, do Zakładu Medycyny Sądowej.
Jak to wytrzymać? Jezusie kochany... - teraz jemu drży głos.

Ale po chwili otrząsa się i mówi dalej. Chce opowiadać o Ani. Jak najwięcej. Podporą była, kiedy on chorował na serce, kiedy żona się leczyła. Na Anię zawsze mogli liczyć. Wszystko w domu zrobiła, sprzątnęła, ugotowała.

Więc było tak tej soboty, 15 sierpnia, że kiedy długo nie wracała, zaczęli się niepokoić, bo nie zdarzyło się, by córka gdzieś została na noc, zabalowała na jakiejś imprezie. Po dziesiątej wieczorem zawsze w domu.

- Zadzwoniłem na policję. Bardzo szybko zainteresowano się zgłoszeniem. Aż byliśmy zdziwieni, zwykle każą czekać 24 godziny - dorosła przecież. A tu policjant zaraz się zjawił, przyjechał do mieszkania, wziął zdjęcie Ani. To dlatego, że już wiedzieli o zbrodni - kiwa głową Józef.

- A w niedzielę rano powiedzieli, że to nasza córka, że to ją znaleźli w tym ognisku.

W pokoju Ani rozłożone drobiazgi. Bluzka na krześle.

- Nie mogła się zdecydować, którą włożyć - uśmiecha się na moment Jolanta.

Miś pluszowy na biurku, inne maskotki. Jakby wyszła i za chwilę miała wrócić. Jasne regały, mały telewizor, na szafie duża czarna waliza po wyjeździe do Danii.

- Marzyła o komputerze, zbierała pieniądze, żeby kupić taki porządny, by Internet podłączyć, bo teraz chodziła do biblioteki. I to tam tego chłopaka wypatrzyła, na swoją zgubę - Jolanta znowu szlocha.

Na ścianie obrazek z I Komunii Świętej Ani, 3 maja 1998 roku, w kościele pod wezwaniem Ducha Świętego w Zambrowie.

Jolanta patrzy i mówi: - Ania była bardzo wierząca. Do kościoła chodziła co niedzielę, czasem i po dwa razy. Ja nawet ją kiedyś spytałam: Co ty tak często do tego kościoła biegasz, może zakonnicą chcesz zostać? A ona się tylko uśmiechnęła. Aj, mamo, czuję taką potrzebę i znajomych coraz innych spotkam.

Jolanta pokazuje zestaw kosmetyków w składanym pojemniku. Ania dostała je od swojej cioci, matki chrzestnej. Cienie do powiek, tusz do rzęs, pędzelki, puder w różnych zakamarkach. Dla każdej dziewczyny takie malowidła to wielka radość. Ania lubiła się umalować, ładnie wyglądać. Tyle radości w niej było, tyle życia.... Jeszcze z rana zrobiła pranie, ugotowała barszcz. Z Tadeuszem miała się spotkać o 11. Wyszła pół godziny wcześniej.

Przed blokiem, w którym mieszkają rodzice Ani, kobiety siedzą na ławeczce. Od poniedziałku w Zambrowie tylko o tym się mówi. Wiadomość o makabrycznej zbrodni rozeszła się lotem błyskawicy.

- Jak usłyszałam, że to Ania, nie chciałam wierzyć. Taka spokojna dziewczyna. Nie mogę o niczym innym myśleć. Żadna robota mi nie idzie - zaczyna jedna z kobiet. - Jak można w ten sposób odebrać komuś życie?! Okropne.

Podchodzą inne sąsiadki. - Pojechała z nimi sama, to prawda, z jednym się umówiła, drugi dołączył, jak to młodzi. Czy ona mogła się spodziewać, że to takie bestie się okażą? Żeby w tak brutalny sposób potraktować dziewczynę? Zgwałcić, zabić i podpalić. W głowie się nie mieści. To przechodzi ludzkie pojęcie. Zwyrodnialcem trzeba być najgorszym.

Kobiety bardzo żałują Ani. Grzeczna, miła, każdemu "dzień dobry" mówiła. Nie miała chłopaka, nie chodziła wieczorami. Nie wysiadywała na podwórzach. Ona była ufna, wierzyła wszystkim. Aż za bardzo. Miła, sympatyczna. Chętna do pracy, chwytała się każdego zajęcia, aby zarobić parę złotych. Cieszyła się z tego. Nawet i ulotki roznosiła. Zaradna, dawała sobie radę.

- Dowiedziałam się z rana. Jestem jak porażona - sąsiadka z klatki schodowej przystaje na chwilę. - Przeżywam strasznie, nie mogę się pozbierać, mieszkam naprzeciwko - kobieta wskazuje na drzwi Jolanty i Józefa Kurkowskich. - Cały czas Ania mi stoi przed oczami, sama jestem matką. Serce może pęknąć z bólu.

Tragedia rozegrała się we wsi Sędziwuje koło Zambrowa. W sobotę wieczorem, około godziny dziewiątej, policja dostała meldunek, że na opuszczonej posesji pali się wielki ogień. Płomień widać było z krajowej ósemki. Wyglądał groźnie, jak pożar. W pogorzelisku znaleziono zwłoki dziewczyny. Policja szybko odnalazła sprawców.

To Andrzej Sz. (26 lat) i Tadeusz Sz. (23 lata). Obaj są z Zambrowa. To oni mieli zabić Anię. Jeszcze tej samej nocy obaj mężczyźni zostali zatrzymani. W niedzielę byli przesłuchiwani na policji, w poniedziałek prokuratura rejonowa w Zambrowie postawiła im zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. We wtorek zostali aresztowani.

Prokuratura nie chce ujawniać szczegółów. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że mężczyźni najpierw brutalnie zgwałcili dziewczynę, a kiedy ona odgrażała się, że powiadomi policję, postanowili zatrzeć ślady swego przestępstwa. Zabili ją, a następnie zwłoki wrzucili do rozpalonego ogniska. Żeby szybciej dokonać swego dzieła, obłożyli ciało deskami i oponami.

- Wysoka temperatura sprawiła, że biegły nie był w stanie ustalić przyczyn zgonu na miejscu zdarzenia - powiedział Jan Karwowski, zastępca prokuratora rejonowego w Zambrowie.

Posesja znajduje się na uboczu wsi. Kilkaset metrów od innych zabudowań.

Tylko jeden dom, a dalej warsztat samochodowy.

- Znałem jednego dobrze. W życiu bym nie pomyślał, że on coś takiego zrobi - wzrusza ramionami mechanik. Nie chce mówić.

- Osiem godzin mnie trzymali na komendzie, mam dość - rzuca krótko młody chłopak z domu stojącego po sąsiedzku. Ale też szybko odchodzi, nie wdając się w rozmowę.

Podwórze, gdzie doszło do zbrodni, widoczne jest jednak dobrze z krajowej "ósemki". A przez parę ostatnich dni dodatkowo rzuca się w oczy, bo otoczone taśmą. W poniedziałek przez cały dzień stoi tu policyjny wóz.

- Trwają czynności - odpowiada funkcjonariusz po cywilnemu, odsyłając po szczegóły do rzecznika. Na podwórzu resztki po ognisku, nadpalone sztachety, worki foliowe, szczątki opon. Widać sprawcy wrzucali do ognia wszystko jak leci. Czuć jeszcze swąd spalenizny.

W Sędziwujach wszyscy są zszokowani tym, co się stało. Wieś nieduża, 45 gospodarstw. Spokojna.

- Przyjeżdżali tutaj - opowiadają mieszkańcy o Andrzeju Sz. i Tadeuszu Sz. Ani agresywni, ani jakie zabijaki. Nikt się nie spodziewał, że mogą coś takiego zrobić. Starszy Andrzej mieszkał tu z rodzicami do piętnastego roku życia. Chodził do szkoły. Potem się wyprowadzili do Zambrowa. Jest żonaty. Ma dwoje dzieci. Ale domu się nie trzymał, za rozrywkami gonił.

Jeden z mężczyzn dorzuca, że kolegował się z nim, razem chodzili do podstawówki. A i teraz piwko nieraz wypili.

Tadeusza też często widywano we wsi. Spędzał tu wakacje, kiedy żyła prababcia. Po jej śmierci odziedziczył posiadłość, był w Sędziwujach zameldowany. Od kilku lat dom stał pusty. Nikt w nim nie przebywał. Tadeusz zjeżdżał tu tylko ze swoim towarzystwem z Zambrowa się zabawić. Wydawało się, normalne chłopaki. A co im przyszło do głowy? Alkohol? Narkotyki?

W głowie się nie mieści - powtarzają ludzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny