Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ocieplenie i zidiocenie

Jan Winiecki
Jan Winiecki
Jan Winiecki
Najwyraźniej problem globalnego ocieplenia (a przy okazji znacznie groźniejszego globalnego zidiocenia!) dotarł i do Polski.

Czego dowodem są coraz liczniejsze powierzchowne artykuły i z konieczności jeszcze bardziej powierzchowne - bo dające mniej szans na głębszą ocenę sytuacji - dyskusje telewizyjne. Sam brałem udział w takiej, gdzie, na szczęście, jednak nikt nie straszył widzów apokaliptycznymi wizjami.

I prof. Witold Orłowski, i wyżej podpisany, byliśmy sceptyczni odnośnie rzekomych zagrożeń dla naszej gospodarki, jakie miałoby przynieść globalne ocieplenie. Jak śpiewał kiedyś satyryk Jan Kaczmarek, "bilans musi wyjść na zero". Jedne gałęzie gospodarki trochę stracą, inne trochę zyskają. Na wizji nie było już czasu, by wejść w bardziej szczegółowe rozważania. Ale warto wspomnieć o korzyściach, jakie mielibyśmy z ocieplenia, gdyby pojawił się u nas klimat śródziemnomorski. W okresie poprzedniego ocieplenia w Polsce rosła winorośl, a zazieleniła się nawet Grenlandia, zasiedlona w XI-XII stuleciu przez Wikingów. Potem przyszło "małe zlodowacenie" i znów trwało paręset lat.

Wedle niektórych geologów, dzisiejsze ocieplenie nie jest takie dzisiejsze, gdyż trwa, przyspieszając lub zwalniając, od około 1680 roku. A więc wcześniej, niż zaczęło się spalanie na masową skalę paliw kopalnych. Jak widać, związki ocieplenia z naszą cywilizacją przemysłową są co najmniej wątpliwe. Nie przeszkadza to jednak snuć apokaliptycznych wizji uczonym, widzącym w tym tworzeniu atmosfery grozy swój interes ekonomiczny (więcej pieniędzy na badania klimatu) i interes ideologiczny (walkę intelektualnych lewicowców z liberalnym kapitalizmem identyfikowanym z cywilizacją przemysłową i poprzemysłową).

Ale są jeszcze szukające sensacji media. W końcu nic nie sprzedaje się lepiej niż straszenie apokalipsą. Im gorsze przewidywania, tym większe litery na pierwszych stronach. No i wreszcie największa plaga, czyli politycy. Bo skutki straszenia w mediach byłyby podobnie ograniczone, jak skutki głupawych horrorów oglądanych masowo w kinach.

Prawdziwe nieszczęście zaczyna się wtedy, gdy politycy uznają, że problem jest na tyle "medialny", iż można - dzięki zaangażowaniu się w rozwiązywanie problemu (rzeczywistego czy wymyślonego) - zdobyć popularność. No i z pasją rzucili się na "rozwiązywanie" problemu. Politycy przyznali więc sobie prawo oceny przyczyn zmian klimatycznych na naszej ziemi, spłodzili idiotyczny protokół z Kioto, który zobowiązuje do kosztownych ograniczeń działalności gospodarczej bez jakichkolwiek efektów w postaci obniżenia spodziewanego wzrostu temperatury, itd.

Ostatnio do tego globalnego zidiocenia przyłączył się prezydent Bush, domagając się w orędziu o stanie państwa zmniejszenia zużycia paliw kopalnych o 20 proc. Oczywiście, zmniejszenie zużycia ropy naftowej o 20 proc. zredukuje zależność świata zachodniego od szalonych mułłów z Iranu i innych islamskich fanatyków z Bliskiego Wschodu. Jest więc samo w sobie rzeczą wartą osiągnięcia. Tyle że nastąpiłoby to i tak, gdyż biznes prywatny też nie lubi wysokiego ryzyka.

Włączenie się państwa oznacza jednak, iż osiągnie się mniej, ale za to większym kosztem. Wprowadzone regulacje nie wezmą bowiem pod uwagę relacji nakładów i efektów. Tak więc znowu za włączenie się państwa zapłacą podatnicy niższym poziomem zamożności. Niestety, takie "państwochwalstwo" uprawiane przez polityków będzie nas zapewne kosztować więcej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny