Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ul. Jagiellońska. Miasto chce sprzedać ogród

Tomasz Mikulicz [email protected]
Sen z powiek pani Genowefy spędzają geodeci. Jeden mierzył działkę w latach 60., drugi robił podział w 90. Jakby tego było mało, geodetą jest też sąsiad.
Sen z powiek pani Genowefy spędzają geodeci. Jeden mierzył działkę w latach 60., drugi robił podział w 90. Jakby tego było mało, geodetą jest też sąsiad. Anatol Chomicz
Przez ponad pół wieku nikt nie potrafił dokładnie zmierzyć działki Genowefy Bronowickiej. Płaciła za różne metraże tego samego gruntu. Błąd w papierach oznacza jednak, że ma w użytkowaniu mniej ziemi niż faktycznie od lat zajmuje.

Co ja się mam z tym moim ogrodem to ludzkie pojęcie przechodzi - załamuje ręce Genowefa Bronowicka. Mieszka w domu przy ul. Jagiellońskiej. Spokój, cisza i dość blisko do centrum. Żyć nie umierać - chciałoby się powiedzieć. Tylko że pani Genowefie sen z powiek spędzają geodeci. I to już od ponad pół wieku.

Wszystko zaczęło się - jakże symbolicznie - w październiku 1956 roku, kiedy prezydium Miejskiej Rady Narodowej postanowiło przyznać mężowi pani Genowefy ziemię. W umowie na użytkowanie wieczyste zostało wpisane, że metraż działki to 600 metrów kwadratowych. Jednak, jak po wielu latach wymierzyła pani Genowefa, tak naprawdę grunt liczy 802 mkw. I za ten błąd geodety z lat 50. przyszło jej słono zapłacić. Na początku było dobrze, bo płaciła podatek za mniejszy metraż niż powinna.

- Ciekawe, że w latach 60. i 70. przesyłano mi do opłacenia różne rachunki. Raz czytałam, że płacę za 670 metrów, raz za 660, a innym razem - za 657. Kwota podatku zawsze też była inna. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Ale wiadomo, jakie to były czasy. Wysyłali, że mam zapłacić tyle i tyle, to się płaciło - opowiada Genowefa Bronowicka.

W 1984 roku za płotem wprowadził się sąsiad. Z zawodu, a jakże, geodeta. I to jego pani Genowefa obwinia o jej kolejne kłopoty.

- Jeszcze w latach 80. załatwił, że przez sąsiednią działkę poprowadzona została polna droga. Stoi tam dom o numerze 7. Należy do Zarządu Mienia Komunalnego - twierdzi.

Droga, o której mówi, to ul. Saska. Łączy ul. Jagiellońską z Mickiewicza - ma być asfaltowana w przyszłych latach. Pani Genowefa pokazuje, że w ogrodzeniu zostały pręty, które świadczą o tym, że w pustym dziś miejscu ciągnął się kiedyś płot.

- Drogę wytyczał geodeta - kolega z pracy mojego sąsiada. Przeciwko byli mieszkańcy wspomnianej "siódemki". Protestowali, pisali pisma i nic - twierdzi pani Genowefa.

Poszliśmy z nią do sąsiada. Ten zaprzeczył, jakoby wykorzystał znajomości do poprowadzenia drogi. - Każdy z geodetów pracujących w urzędzie miał swój rejon. Ja obsługiwałem Antoniuk. Nikogo nie prosiłem, by wytyczył drogę. Ona była już w planach z lat 70. - mówił.

Po czym pokazał plan miejscowy, na którym faktycznie droga jest naniesiona.

- Pani Genowefa mówi też, że chcę jej zabrać ogród. To nieprawda. Mam swoje podwórko. Jej działka nie jest mi do niczego potrzebna - zarzeka się sąsiad.

Genowefa Bronowicka oczywiście się z tym nie zgadza.

- Jak dowiedziałam się po fakcie - bo ktoś włożył mi do skrzynki pocztowej dokument - w 1997 roku przeprowadzono podział mojej nieruchomości. Urząd miasta mnie o tym nie poinformował. Okazało się, że 307-metrowy ogród i 495-metrowa pozostała część mojej ziemi to dwie osobne działki. To jakiś absurd. Od zawsze grunt stanowił integralną całość. Podejrzewam, że sąsiad użył swoich wpływów, by przeprowadzić ten podział - opowiada.

Gdy pytamy, jaki sąsiad miałby w tym interes, pani Genowefa nie umie odpowiedzieć. Niemniej zaraz po podziale, dostała od miasta informację, że ogród nie należy już do niej, tylko do gminy. Postanowiła walczyć. Wystąpiła więc o zasiedzenie.

- Sąd rejonowy przyznał mi rację, ale miasto się odwołało. Sprawa trafiła do sądu okręgowego, który stwierdził, że teren należy do gminy. Uzasadnienia nie znam, bo córka pomyliła sądy i poszła na odczytanie wyroku do rejonowego zamiast okręgowego - rozkłada ręce pani Genowefa.

Jej słowa potwierdza Katarzyna Ramotowska z biura komunikacji społecznej w magistracie. - Sąd Okręgowy w Białymstoku wyrokiem z 27 stycznia 2010 roku oddalił wniosek. W wyniku czego działka nie zmieniła właściciela i nadal jest własnością miasta - mówi.

Obecny stan prawny jest taki, że 495-metrowa działkę pani Genowefa ma w użytkowaniu wieczystym. Natomiast ogród jest przez nią dzierżawiony od miasta (umowę zawarto w 2012 roku). Kobieta chce wziąć w użytkowanie całość. W 2013 napisał pismo do prezydenta.

Zainteresowała też sprawą posła PiS Krzysztofa Jurgiela (z zawodu geodetę - przyp. red.). Przypomnijmy, że w 1997 roku, gdy był przeprowadzany podział, był prezydentem miasta. Teraz poseł zwrócił się z interwencją do wojewody. Ten 6 maja 2015 roku odpisał, że urząd miasta poinformował go, że w 2013 roku żadne pismo od pani Genowefy nie wpłynęło. Ta zarzeka się, że dokument złożyła.

- Zrobię to jeszcze raz. Zamierzam też pójść do prokuratury. Bo to, co tu się dzieje, to jawne bezprawie - twierdzi.

W magistracie dowiedzieliśmy się, że ogród ma być przez miasto sprzedany.

- Działka przechodzi właśnie proces wyceny. Czekamy na jego zakończenie - mówi Katarzyna Ramotowska.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny