Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bójka na sesji rady miejskiej

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego
Beniamin Flomenbaum wybrany do Rady Miejskiej Białegostoku w 1927 roku. Piastował też funkcję ławnika miejskiego, czyli członka zarządu miasta.
Beniamin Flomenbaum wybrany do Rady Miejskiej Białegostoku w 1927 roku. Piastował też funkcję ławnika miejskiego, czyli członka zarządu miasta. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego
Awantura z sesji rady miejskiej przeniosła się w kuluary. Doszło do szarpaniny, posypały się epitety, wymachiwano rewolwerami. W magistrackich korytarzach zapanował chaos.

Mój albumowy sąsiad Wiesław Wróbel zainspirował mnie poruszonym tydzień temu wątkiem ulicy Złotej. Broń Boże, nie będę wchodził w nie swoją arendę i panu Wiesławowi podciągał wierszówkę. Wrzucę tylko swoje trzy grosze (o zgrozo, jakie mamy honoraria za nasz cotygodniowy trud!), dotyczące zabawnej skądinąd sytuacji z nazwą tej ulicy.
Gdy 1 września 1927 roku na pierwszej powakacyjnej sesji zebrała się rada miejska, to jednym z punktów, nad którymi miała debatować, było właśnie nadanie nazwy tej nowo wytyczonej uliczce. A że radni mieli jeszcze w świeżej pamięci kanikułę, toteż i całe obrady miały momentami humorystyczny przebieg. Ale o tym później.
Nazwę Złota wymyślił nie wiadomo dlaczego magistrat. Może była to aluzja do marzeń o cudownym zastrzyku uzdrawiającym niedopinający się budżet lub do złotych myśli, z których co poniektórzy urzędnicy słynęli? Takie myśli może też zaświtały w głowie radnego Beniamina Flomenbauma, który do rady wszedł jako jeden z przywódców lokalnego Bundu i który od początku swojej kariery samorządowej bezpardonowo krytykował wszelkie posunięcia magistratu i samej rady, doprowadzając często do zamętu w trakcie obrad. I tym razem wyskoczył z propozycją, aby zamiast Złotą nazwać Złotą, namaścić na jej patronów Sacco i Vanzettiego.

Nicola Sacco i Bartolomeo Vanzetti byli włoskimi emigrantami, którzy odgrywali znaczącą rolę w amerykańskim ruchu anarchistycznym. W 1920 roku brali udział w napadzie, w wyniku którego zabito dwóch konwojentów i zrabowano ponad 15 tysięcy dolarów. Obaj zostali ujęci i po procesie, który elektryzował amerykańską opinię publiczną obaj w 1921 roku zostali skazani na karę śmierci. Wyroki wykonano 23 sierpnia 1927 roku. Tak więc wniosek Flomenbauma miał dość przejrzyste przesłanki i był świeżej daty. Można nawet stwierdzić, że był zwykłą prowokacją.

Nic więc dziwnego, że wniosek wywołał głośny sprzeciw pozostałych radnych. Przewodniczący rady Feliks Filipowicz poddał jednak tę kwestię pod głosowanie. Za upamiętnieniem w Białymstoku straconych anarchistów głosował oczywiście sam Flomenbaum i jeden z radnych PPS-u. Reszta była za Złotą i tak pozostało. Magistrat chcąc dopiąć swego, sprawił i to, aby Złota błyszczała jak prawdziwe złoto i kilka dni później zamontował na tej ulicy cztery latarnie uliczne.
Wracając do radnego Flomenbauma, to trzeba stwierdzić, że był niezwykle sumiennym radnym. Nie opuszczał żadnego posiedzenia rady. Na każde przygotowywał długie, płomienne przemówienia, po których gdy ktoś ripostował, wszczynał natychmiast awantury. I właśnie ten polemiczno-awanturniczy charakter spowodował, że stał się on głównym bohaterem bodaj największego skandalu w dziejach białostockiego samorządu, o którym donosiły wszystkie polskie gazety.
Wybuchł on w sobotę 23 marca 1929 roku na jednej z sesji rady miejskiej. W trakcie gwałtownej wymiany zdań Flomenbaum oskarżył wiceprzewodniczącego rady mecenasa Władysława Olszyńskiego o sympatie komunistyczne. Ten, tracąc panowanie nad sobą, rzucił się w kierunku oszczercy, wywracając po drodze krzesła. Za mecenasem ruszyli jego koledzy.

Flomenbauma otoczyli natychmiast zwartym kołem jego poplecznicy. Szarżujący Olszyński, ku przerażeniu wszystkich, wyjął z kieszeni rewolwer, w drugą rękę złapał kałamarz i tak uzbrojony natarł na przeciwnika. Flomenbaum w obronie złapał suszkę do dokumentów, której zamierzał użyć jako kastetu. Na szczęście któremuś z obecnych udało się odebrać Olszyńskiemu rewolwer. Zapanował tumult i niewyobrażalny zgiełk, ponad który wybił się donośny głos radnego Witolda Antonowicza, dyrektora szkoły, który postępując w szeregach dowodzonych przez Olszyńskiego, zagrzewał kolegów do boju: "Bić Flomenbauma w mordę! Walić w łeb!" Przerażony przewodniczący rady, prof. Roman Młyński, przerwał sesję.
Awantura przeniosła się w kuluary. Doszło do szarpaniny, posypały się epitety, wymachiwano rewolwerami. W magistrackich korytarzach zapanował chaos. Obrady wznowiono dopiero po dłuższej przerwie.
Cofnijmy się jednak do owego powakacyjnego posiedzenia rady miejskiej z września 1927 roku. Jednym z punktów tej sesji była sprawa tramwaju elektrycznego, który miał zastąpić nieistniejącą już od ponad dziesięciu lat konkę i dodać miastu prestiżu należnego stolicy województwa. O koncesję na budowę i eksploatację tramwajów starali się Belgowie, których w Białymstoku reprezentowało Białostockie Towarzystwo Elektryczności. Sprawę, budzącą wielkie kontrowersje, referował inżynier Bolesław Rybołowicz, naczelnik magistrackiego wydziału technicznego.

Część radnych w trakcie jego wywodów opuściła salę obrad i w kuluarach coraz głośniej wytaczała swoje za i przeciw. Gdy zaczęli zagłuszać Rybołowicza, to zirytowany przewodniczący Filipowicz zwrócił się do woźnego, by "uspokoił radnych, którzy tam przeszkadzają". Ten, widocznie też wspominający letnie kurorty w Supraślu czy Ignatkach, pojął że ma uciszyć radnych słuchających w skupieniu Rybołowicza. Podchodził więc do nich i groźnie syczał - "cicho siedzieć, pan prezes tak kazał!"

Na szczęście Filipowicz zorientował się w groteskowej sytuacji i wysłał woźnego do uspokojenia faktycznych sprawców hałasu. Po opanowaniu sytuacji rozpoczęła się dyskusja. I znów jej bohaterem stał się Flomenbaum, który zgłosił wniosek o całkowite zerwanie pertraktacji w sprawie tramwajów. Swoje stanowisko argumentował tym, że Towarzystwo Elektryczności rujnuje białostoczan wysokimi stawkami za energię elektryczną, wobec tego nie może być partnerem dla władz miasta w tak poważnej sprawie, jaką jest tramwaj.

Tym wystąpieniem potwierdzał słuszność opinii, że "w kwestii formalnej, w kwestii zapytania zabiera głos radny Flomenbaum przy każdej sposobności i niesposobności, stając się istnem utrapieniem dla pana prezesa Filipowicza, nie mówiąc już o wnioskach i interpelacjach, które sypie jak z rogu obfitości".

Jak widać w kwestii nazwy ulicy Złotej sposobność była, ale skutek z jej wykorzystania okazał się mizerny.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny