Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kobiety były towarem dla sutenerów w Londynie

Magdalena Kuźmiuk [email protected]
Miały być młode i ładne. Kuszone wizją pracy jako opiekunki, decydowały się wyjechać do Anglii. Zamiast do dzieci, trafiały do domów publicznych. Zabierano im dokumenty. Dwie siostry, które handlowały kobietami, trafią za kratki.

+ 48 22 628 99 99

+ 48 22 628 99 99

Jeśli jesteś ofiarą handlu ludźmi, zadzwoń! To telefon zaufania fundacji "La Strada". Znajdziesz tam pomoc i porady! Numer jest aktywny od poniedziałku do czwartku w godz. 9-19, w piątki w godz. 9-14. W środy w godz. 14-19 jest dyżur w języku rosyjskim. Dzwonić można przez całą dobę, w nagłych sytuacjach nawet w nocy.

Proces sióstr Barbary i Sylwii M., toczący się przed Sądem Okręgowym w Białymstoku, był jeden z tych, które wzbudzają zainteresowanie mediów. Szokowało to, że tak młode i z pozoru niczym nie wyróżniające się kobiety, były zamieszane w międzynarodowy seksbiznes. I dobrze na tym zarabiały, podstępem werbując inne młode dziewczyny - nieraz sąsiadki, znajome, nawet dalekie krewne - do pracy jako prostytutki w domach publicznych.

Przerażające było to, że w handel ludźmi były też zamieszane matka sióstr M. i ich kuzynka. Obie w 2006 roku usłyszały wyroki skazujące za to przestępstwo.

Proces sióstr, który ruszył w lipcu ubiegłego roku, został utajniony ze względu na charakter zarzutów. Pokrzywdzonych w sprawie było kilkanaście kobiet. To głównie młode mieszkanki okolic Sokółki, skąd zresztą pochodzą oskarżone siostry.

Spędzą lata w więzieniu

Barbara M. kusiła te młode kobiety legalną pracą za granicą. Miały pracować jako opiekunki do dzieci, przy sprzątaniu. Pomagała im w wyrobieniu paszportu, opłacała przejazd do Londynu. Potem kobiety trafiały do mieszkania drugiej z sióstr - Sylwii M. Były tam "przechowywane". Krótko po przyjeździe trafiały do londyńskich domów publicznych. Były zmuszane do prostytucji. Zabierano im dokumenty. Gdy jedna z pokrzywdzonych kobiet zaczęła protestować, była bita, szarpana za włosy, nawet przypalana papierosem. Inną Barbara M. po prostu sprzedała obywatelowi Albanii w celach uprawiania prostytucji. Jej wartość została wyceniona na 5000 funtów.

Proceder się skończył, gdy jedna z kobiet z ukrywanego telefonu komórkowego wysłała sms do rodziny, a ta zawiadomiła policję.
Barbara M. długo była poszukiwana Europejskim Nakazem Aresztowania. Została zatrzymana w Wielkiej Brytanii i przekazana polskim organom ścigania. Trafiła do aresztu, gdzie przebywa do dziś.

Gdy podczas ogłaszania wyroku Barbara M. usłyszała, że spędzi w więzieniu 6,5 roku, osunęła się na ławę oskarżonych. Sprawiała wrażenie zaskoczonej wymiarem kary, choć przecież przez cały tok procesu musiała mieć świadomość, że grozi jej nawet 10 lat więzienia. Dziennikarze, którzy byli obecni podczas ogłaszania wyroku, zastanawiali się, czy wyrachowana Barbara M. jak aktorka po prostu odegrała zaplanowaną rolę. Można tylko domniemywać. W części uzasadnienia wyroku, która była jawna, sędzia Sławomir Cilulko podkreślał bowiem, że w toku procesu nie zauważył, aby któraś z sióstr żałowała tego, co zrobiła. Żadna nie starała się nawet przeprosić pokrzywdzonych. Nie widać było, by dręczyły je wyrzuty sumienia.

- Te kobiety traktowane były jak towar, który należy dostarczyć i zrobić z niego użytek. To znamienne dla przestępstwa handlu ludźmi, że osoby werbowane, wykorzystywane, odzierane są z godności, sprowadzane do pojęcia "rzeczy", a nie tych cech, które wiążą się z istotą człowieczeństwa - powiedział w uzasadnieniu wyroku sędzia Sławomir Cilulko.

Młodsza siostra Barbary M. - Sylwia, została w poniedziałek skazana na 4,5 roku pozbawienia wolności.

- Biorąc pod uwagę orzecznictwo polskich sądów, wymierzone w Białymstoku kary za tego typu przestępstwa są rzeczywiście dość surowe - ocenia Joanna Garnier z Fundacji Przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu "La Strada".

Fundacja "La Strada" od 20 lat monitoruje w Polsce zjawiska związane z problematyką handlu ludźmi. A przede wszystkim pomaga osobom - nie tylko kobietom zwerbowanym do domów publicznych, czy agencji towarzyskich - które stały się ofiarami handlarzy. Ludzi, którzy zostali skuszeni, omamieni, oszukani, zwerbowani, wykorzystani, padli ofiarami przemocy.

Wierzą, że los się do nich uśmiecha

Choć sprawy związane z handlem kobietami są nagłaśniane w mediach od lat, wciąż zdarzają się takie, które padają jego ofiarami i trafiają do burdeli w Europie Zachodniej.

- Teoretycznie wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że problem handlu ludźmi istnieje. Mamy świadomość, że ludzie są oszukiwani, kobiety trafiają do prostytucji wbrew swojej woli. Myślimy jednak, że nas to nie spotka. Nie przyjmujemy do wiadomości, nie zdajemy sobie sprawy, że każdy z nas, każda z nas może się stać ofiarą handlu ludźmi - mówi Joanna Garnier z "La Strady".

Najbardziej narażone są osoby, którymi łatwo manipulować, które są zdesperowane, mają bardzo silną potrzebę zmiany swojego życia, są długotrwale bezrobotne, samotne matki, które nie mogą znaleźć pracy np. w małym miasteczku. A tu nagle pojawia się ktoś, kto mówi im, że ma świetną ofertę. Namawia: wyjedź ze mną. Zapewnia, że nie trzeba znać języka, bo z ogórkami na niemieckiej plantacji nie trzeba rozmawiać. Niepotrzebne są też specjalne umiejętności, bo sprzątanie to prosta praca.

Werbownicy szukają ofiar w regionach dotkniętych największym bezrobociem, po byłych pegeerach. - To bardzo często takie tereny, gdzie ludzie już w kolejnym pokoleniu mają tzw. zespół wyuczonej bezradności. Żyją z zasiłku, nie szukają pracy. A z drugiej strony snują wielkie plany, że wyjadą i wszystko się zmieni. Tacy ludzie często też mają niewielką wiedzę o świecie, nie znają języków. I to wykorzystują handlarze - dodaje Joanna Garnier.

Z policyjnych statystyk:

Z policyjnych statystyk:

W 2013 roku podlascy policjanci wszczęli trzy śledztwa dotyczące stręczycielstwa. W 2014 roku takie sprawy również były trzy, dwa postępowania prowadzono zaś w kierunku handlu ludźmi. Od początku tego roku w podlaskich komendach rozpoczęto trzy sprawy związane z handlem ludźmi i prostytucją.

Kocham Cię, wyjedź ze mną

Sposoby werbowania kobiet do pracy, która często kończy się w burdelu, od lat są takie same: "na pracę" i "na miłość". W pierwszym sprawca przedstawia niezwykle atrakcyjną ofertę, zachęca ofiarę do tego, żeby się szybko decydowała, bo za chwilę oferta straci ważność, bądź 48 osób już czeka w kolejce. - Szybko się decyduj. A kontrakt? Kontrakt podpiszesz na miejscu, w ogóle się tym nie martw. Jutro podjeżdża autokar, jedziemy i niczym się nie przejmuj, ja ci wszystko załatwię, mówią sprawcy - opisuje Joanna Garnier.

Dopiero na miejscu następuje zderzenie z brutalną rzeczywistością. Ludzie pracują na czarno, kobiety zamiast sprzątaczkami zostają prostytutkami, na których ktoś zarabia pieniądze. Są zamknięci, zmuszani do pracy po kilkanaście godzin na dobę, nie mają możliwości wyjścia, umycia się.
Specjaliści zajmujący się problematyką handlu żywym towarem zauważają też, że często sprawcy przedstawiają się jako osoby znajome.

Wmawiają, że uczyli się razem np. w podstawówce. Mówią: byłem o dwie klasy wyżej. Możesz mnie nie pamiętać, bo byłem przeciętniakiem, ale za to ty miałaś takie ładne warkocze, koński ogon. Tak starają się być wiarygodni. - Nie muszą być wybitnie inteligentni. Oni są po prostu sprytni, wiedzą jak manipulować, wiedzą, jak osiągnąć swój cel. Oni działają dla zysku - mówi wprost Joanna Garnier.

- Sposób "na miłość" jest szczególnie okrutny - podkreśla Joanna Garnier. - Bo sprawca nawiązuje z ofiarą relację emocjonalną, rozkochuje ją w sobie. To sposób znany od lat. Są zawodowcy, którzy pięknie mówią, dobrze wyglądają, potrafią rozmawiać z dziewczyną. Szukają dziewczyn trochę zagubionych, łatwych do manipulowania. Rozkochują je w sobie, są w stanie namówić je na wszystko - do przemytu narkotyków, do popełnienia przestępstwa, do pracy w burdelu.

Historia sprzed kilku lat. Nastolatka poznała chłopaka. Namówił ją do wyjazdu z nim do Niemiec. Ona zaproponowała to kilku koleżankom. Wszystkie skończyły w domu publicznym.

- Dziewczyna była zakochana. Nigdy nie mówiła, że ją skrzywdził, zawsze mówiła o nim jako "mój chłopak". Było dla niej bolesne, że ją zostawił, ale cały czas wierzyła, że wróci.

Groźby i szantaż to metody, które zawsze działają na ofiary handlu ludźmi.

- Przemoc jest raczej psychiczna. Choć trafiają do nas kobiety pobite, ale nie tak często, jak by można było przypuszczać. Są zmuszane do oglądania przemocy, żeby uświadomiły sobie, że sprawca jest do tego zdolny. Grozi się im, że stanie się krzywda członkom rodziny, dzieciom. Zdarza się, że kobieta jest gwałcona, ktoś to fotografuje, a potem grozi, że zdjęcia zostaną przesłane rodzinie, trafią do szkoły, w której uczą się dzieci, zostaną rozwieszone w miasteczku, w którym mieszka ofiara - wymienia Joanna Garnier z fundacji "La Strada".
Zastraszone kobiety tkwią w procederze, w nadziei na uwolnienie.

Jak nie stać się ofiarą

Podlascy policjanci co roku prowadzą kilka postępowań związanych z handlem ludźmi i nakłanianiem do prostytucji. Zauważają, że "biznes" zaczyna przybierać inne postacie.

- Polska przestała być źródłem żywego towaru i krajem tranzytowym, ale coraz częściej jest krajem docelowym. Nowym trendem jest wykorzystywanie ofiar handlu ludźmi przez zorganizowane grupy przestępcze do wyłudzania zasiłków i świadczeń socjalnych - mówi podinsp. Andrzej Baranowski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.

Jak się przed tym ustrzec? Policjanci radzą, by przed wyjazdem za granicę dopełnić wszelkich formalności związanych np. z ważnością paszportu, ubezpieczyć się, sprawdzić, czy pośrednik oferujący pracę działa legalnie, tzn. czy jest zarejestrowany w KRAZ (Krajowy Rejestr Agencji Zatrudnienia). Warto dowiedzieć się, czy można będzie liczyć na jakąkolwiek pomoc z jego strony w razie kłopotów w pracy. Podstawową kwestią jest upewnienie się, czy pracodawca w ogóle istnieje i ustalić jego adres, numeru telefonu.

- Czytaj wszystkie dokumenty, które pokazuje ci pośrednik, zwłaszcza te, które masz podpisać. Jeśli czegoś nie rozumiesz - pytaj! Zrób ksero swoich dokumentów i zostaw bliskim razem z aktualnym zdjęciem. Zostaw im też adres, pod którym będziesz przebywać za granicą, ustal częstotliwość kontaktów telefonicznych, a także hasło, którym się posłużysz w przypadku ewentualnych kłopotów i niemożności powiedzenia tego wprost przez telefon, np. przekaż pozdrowienia dla kogoś, kto nie istnieje - radzi podinsp. Andrzej Baranowski.

Wszystko po to, by pozornie świetny sposób na wakacyjny zarobek nie stał się największym dramatem życia.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny