Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnice kobiecego Sfinksa

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego
Piękne białostoczanki na Rynku Kościuszki. Około 1935 roku. A na 8 Marca 2015 roku, równie uroczo pięknym wszystkim Paniom - wszystkiego najlepszego.
Piękne białostoczanki na Rynku Kościuszki. Około 1935 roku. A na 8 Marca 2015 roku, równie uroczo pięknym wszystkim Paniom - wszystkiego najlepszego. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego
Tamten przedwojenny Białystok miał więcej fantazji, lekkości, zaskoczenia. I wielokrotnie rytm tamtego życia wyznaczały właśnie panie.

Zbliżającemu się Dniu Kobiet postanowiłem dodać trochę historycznej refleksji. Panowie! Skończmy z tym bezmyślnym dawaniem kwiatka. Stać nas przecież na chwilę zastanowienia nad zagadnieniem niezgłębionym - Kobieta. Takie rozmyślania z pewnością zaowocują lepiej niż zdawkowe życzenia na 8 marca. 16 listopada 1925 r. białostoccy dżentelmeni mieli okazję przeanalizować ten zawiły problem. Stało się to za przyczyną niejakiego M. Mastry, który w teatrze Palace wygłosił odczyt o kobietach.

Szczęściem zanotowano główne tezy tej prelekcji tak, że po 90 latach mogę je zaprezentować. Wywody znawcy kobiecej problematyki M. Mastrego obracały się wokół następujących problemów: "1) Dawniej, a dzisiaj. 2) Emancypacja kobiet. 3) Miłość, a złoto. 4) Moda, a pożycie małżeńskie. 5) Dawniej kobieta niewolnicą mężczyzny, dziś mężczyzna niewolnikiem kobiety. 6) Walka z nierządem. 7) Czy nierządnica może być uczciwą żoną. 8) Wpływ kobiet na ustrój społeczny i polityczny państwa. 9) Polityka w małżeństwie. 10) Stosunek duchowy kobiety średniowiecza, a współczesnej do mężczyzny. 11) Odwieczna walka mężczyzny o prawo pierwszeństwa. 12) Małżeństwo przyszłości." No cóż. Kilka z tych punktów polecam Państwu i dziś do takiej małżeńskiej psychozabawy. Ale wówczas do Palace intrygujący odczyt ściągnął "liczne rzesze żądnych rozwikłania tych zagadek, nieobojętnych … nawet starym kawalerom". Reklamowano występ prelegenta znamiennym anonsem, pisząc że "zagadka kobiecego Sfinksa niejednego z nas nęci sama przez się".

No właśnie, owa tajemniczość kobiecego Sfinksa przybierała często dość zaskakujące formy. Ot choćby w grudniu 1930 r. Na białostockim dworcu, konduktorowi pociągu relacji Białystok-Łapy wpadła w oko "pewna piękna brunetka". Rzecz normalna, konduktor też człowiek. Zauważył więc, że pasażerka wsiadła do wagonu trzeciej klasy i gdy pociąg ruszył, udał się tam niezwłocznie. Może liczył na rozmowę, a może tylko chciał nasycić oko. Jednak gdy wszedł do wagonu, to ze zdziwieniem stwierdził, że nieznajomej piękności ani widu ani słychu. Zaniepokojony zaczął przeszukiwanie wagonu i znalazł dziewczę ukryte pod ławką. Oczywiście bez biletu. Na nic pomogło tłumaczenie, które strapiona panna złożyła, że "jadę do Łapów, do narzeczonego. Ja się pod ławką trochę zdrzemnęłam". Konduktor, w którym obudził się nagle służbista, odstawił panienkę do Białegostoku, a sam pozostał z roztrząsaniem kobiecego dylematu, którego męski (konduktorski) umysł pojąć nie mógł. "Po co narażała się dla narzeczonego, jadąc taki szmat drogi pod ławką. Mogła przecież spotkać się z narzeczonym w Białymstoku". Niby racja, drogi, przedwojenny konduktorze, ale przecież jest jeszcze na świecie miłość. To ona pcha kobiety do tak wielkich poświęceń, że nawet szmat drogi z Białegostoku do Łap gotowe są przebyć, poddając się wszelkim niedogodnościom losu.

Tamten przedwojenny Białystok w ogóle miał więcej fantazji, lekkości, zaskoczenia. I wielokrotnie rytm tamtego życia wyznaczały właśnie panie. Weźmy ot taką historyjkę, która wydarzyła się w lutym 1931 r. Akurat był wówczas prawdziwy luty, czyli mróz i śnieg. Patrolujący późnym wieczorem ulicę Lipową policjant stanął nagle jak wryty. Ze zdumienia, ale chyba też i z zachwytu. Oto w jego stronę "ulicą szły, trzymając się za ręce i śmiejąc się serdecznie dwie rozbawione niewiasty ubrane jak do rosołu". Gdy posterunkowy zmiarkował, że to jawa nie sen, szybko odzyskał rezon i siląc się na wyszukaną galanterię zwrócił się do golusieńkich dam z pytaniem: - "Czy paniom tak gorąco?" Na co usłyszał: -"Chodź pan z nami. Będzie weselej". W szarmanckim policjancie górę jednak wzięło poczucie odpowiedzialności i służbowa postawa. Odprowadził rozbawione panny na komisariat. Tam dopiero musiało być zdumienie.

Ale białostockie niewiasty wzbudzały też sensacje na ulicach z całkiem innych powodów. Przy Lipowej 2 funkcjonowała firma Mozesa Seroka zajmująca się sprzedażą papieru i waty. Aby zwiększyć obroty pomysłowy właściciel jesienią 1935 r. kupił furmankę i konia i postanowił, że towar ze sklepu będzie dostarczany bezpośrednio do klienta. Jednak, aby nie mnożyć kosztów obsługę furmanki zlecił "17-letniej pannie sklepowej". Wkrótce cały Białystok o tym mówił. "Młoda i ładna dziewczyna była sensacją wśród zawodowych furmanów i sędziwych dorożkarzy, nawet przechodnie zwracali uwagę na takiego furmana". Wszyscy odnosili się do niej z sympatią. Gdy zdarzyło się, że w trakcie kursu na ulicę Kilińskiego koń się spłoszył, to wystarczył jeden krzyk dziewczyny, aby przypadkowi przechodnie zatrzymali i uspokoili wystraszone zwierzę.

Przywołując wspomniane tezy odczytu teoretyka kobiecości M. Mastry, przytoczę też jako ilustrację punktu 12 historyjkę, która wydarzyła się w sierpniu 1933 r. Zbliżała się północ, gdy personel i pacjentów szpitala Św. Łazarza przy ulicy Św. Rocha na nogi postawił hałas dochodzący od drzwi wejściowych. "Dzwonek brzęczał jak na alarm; w szpitalu aż huczało od uderzeń nogą w drzwi". Jedna z dyżurujących pielęgniarek zobaczyła przez okno dobijającego się do szpitala "jakiegoś osobnika, którego strój i wygląd zdradzały, że jest pod gazem". Do pertraktacji z awanturnikiem wezwano naczelnego lekarza dr. Jana Walewskiego, skądinąd niezwykle zasłużonego dla białostockiej dermatologii. Oto rozmowa, którą obydwaj panowie przeprowadzili: " - Ja chcem do szpitala - wrzeszczał jegomość. - W jakiej sprawie? - spytał rzeczowo Walewski. - Panienka i basta - padła odpowiedź.

- Jak pan śmie, czego się pan tutaj awanturuje?-ripostował doktor. - Panie doktorze, ja chcem panienkę"- upierał się natręt.
Z dalszej rozmowy okazało się, że delikwent z racji swojego alkoholowego stanu nie został wpuszczony do rodzinnego domu. Wobec powyższego postanowił pójść do szpitala, nic to, że jak to wówczas określano wenerycznego, "aby wybrać sobie nową żonę". Matrymonialne plany tak zdeterminowały jegomościa, że przybyły pod szpital policjant nie dał sobie z nim rady. Dopiero czterech funkcjonariuszy z trudem zaprowadziło go na komisariat. Następnego dnia oskarżono amatora panienek o opilstwo, zakłócanie spokoju publicznego i stawianie oporu władzy. I tak nici wyszły z białostockiej wersji "małżeństwa przyszłości".
Ot i taka to garstka może niezbyt poważnych historycznych przyczynków. Panie mi wybaczą. Ale na 8 marca z wiosennym tulipanem upraszać się będę o czułe względy z racji Waszego Święta.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny