Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Sadowski: Białystok potrzebuje nowego pomysłu na swoją przyszłość

Tomasz Maleta
Ulica Lipowa w roku 1996
Ulica Lipowa w roku 1996 Archiwum
O zmianach, które ćwierć wieku temu zaczęły kształtować współczesny obraz miasta migrantów ze wsi, niewykorzystanej szansy bycia zieloną stolicą regionu i micie idei wielokulturowości, opowiada prof. Andrzej Sadowski.

Profesor Andrzej Sadowski (ur. w 1945 r.) były dziekan Wydziału Historyczno-Socjologicznego Uniwersytetu w Białymstoku. Zajmuje się socjologią narodu i grup etnicznych, socjologią wielokulturowości, socjologią pogranicza, socjologią regionalną oraz socjologią wsi i miasta. Część jego prac poświęcona jest procesom ruralizacji oraz tematyce kapitałów: ludzkiego, społecznego i kulturowego.

Białostockie ćwierćwiecze zapamiętane okiem socjologa, to przede wszystkim ....

W Białymstoku po 1989 roku bardzo szybko zagrała reguła rynkowa, między innymi w postaci urealnienia własności ziemi, własności domów i własności mieszkań. Spowodowało to wyraźne ruchy społeczne wewnątrz miasta: exodus mieszkańców lepiej sytuowanych, których na siłę można nazwać klasą średnią z centrum miasta na jego obrzeża. Zrozumieli oni - w wyniku kontaktów zewnętrznych, ale też nastrojów wewnętrznych - że bloki sukcesywnie stają się blokowiskami. Że miejsca, które wcześniej wartościowano bardzo pozytywnie: os. XXX-lecia, przydworcowe, osiedle robotnicze przy Lipowej, a nawet Piaski, nagle okazały się mniej reprezentatywnymi, gorszymi. Ich rozwój to apogeum dążeń mieszkańców do zamieszkania w dynamicznym, ale zarazem jeszcze niewyklarowanym centrum. Zrealizowana w czasach PRL-u koncentracja przestrzenna mieszkańców ma swoje reperkusje do dziś. Nadal Białystok pozostaje najbardziej - poza Warszawą - zagęszczonym miastem wojewódzkim w kraju. Poniekąd wynikało to właśnie ze społecznego "parcia" do centrum. Ale rodząca się w latach 90. nowa grupa społeczna, którą umownie określamy klasą średnią, zrozumiała, że znacznie lepiej można żyć poza nim.

Zgromadzony na handlu kapitał musiał znaleźć swoje ujście.

W domy inwestowali zarówno ci, którzy bogacili się dzięki wymianie towarowej, nowi przedsiębiorcy, jak też, przedstawiciele wolnych zawodów, administracja publiczna, nauczyciele, pracownicy wyższych uczelni czyli osoby pracujące na państwowych posadach. Otrzymali oni wartościowy pieniądz, gruntowne podwyżki, które pozwoliły im na zastanowienie się nad swoją sytuacją materialną, mieszkaniową. Trzeba podkreślić, że własny domek stał się ważnym kryterium prestiżu społecznego. Ich exodus z mieszkań w blokach do własnych domów zasadniczo zmienił krajobraz miasta.

Ale przecież wcześniej też budowano domy jednorodzinne, choć oczywiście nie tak licznie.

W Białystoku u schyłku PRL-u można wyróżnić przynajmniej trzy strefy przestrzenne: centrum, następnie strefa pośrednia z fabrykami i zakładowymi blokami o niskim standardzie oraz strefa trzecia dość luźno zabudowana domami jednorodzinnymi tzw. sześcianki. Wznosili je najczęściej migranci ze wsi, którzy może nie mieli zbyt wiele pieniędzy, ale posiadali kapitał społeczno-kulturowy w postaci rodzin na wsi wraz z ich zapleczem materiałowym. To one wspierały ich w budowie. Przemiany ustrojowe przeorały podejście do rozumienia pojęcia standard mieszkaniowy, standard życia. Chcieliśmy mieć po prostu dobre, nowoczesne domy. Najczęściej budowali je już nie migranci ze wsi do miasta, ale byli mieszkańcy centrum wyposażani w znaczny kapitał ekonomiczny.. Nowe dzielnice domków jednorodzinnych powstawały na Dojlidach, Jaroszówce, choć trzeba przyznać, że w Białymstoku nie ukształtowały się jeszcze ekskluzywne, nowobogackie dzielnice mieszkaniowe, ale można już spotkać bardzo bogato wyposażone ulice lub po prostu wybrane fragmenty miasta. Ten exodus na peryferie był też jedną z przyczyn spadku cen mieszkań w blokach w latach 90. Towarzyszyło temu przekonanie, że w śródmieściu zostaną emeryci, renciści, studenci czy też inni biedniejsi białostoczanie.

Pierwsze lata nowego wieku to powrót mody na blokowiska, na mieszkanie w centrum.

To już pokłosie nowych inicjatyw ekonomicznych, które zaczęły wtedy powstawać w mieście. Zrodziły one zapotrzebowanie na nowych pracowników, którzy muszą mieszkać blisko firm, ponieważ ze względu na słabość infrastruktury drogowej dojazd z daleka nie wchodził w grę. Pojawiły się próby przystosowania dotychczasowej tkanki mieszkaniowej, pozostawionych dawnych murów fabrycznych, do nowych potrzeb: przebudowy układu architektonicznego mieszkań, budynków, loftów, tworzenia dobrego wizerunku zewnętrznego, ocieplania. Dokonujące się procesy rewitalizacji miasta, w tym szczególnie centrum, to taka druga fala miastotwórcza współczesnego Białegostoku.

Dla przeciętnego białostoczanina zasadnicza, przestrzenna modernizacja Białegostoku, to przede wszystkim nowe drogi.

Ulice, place, miejskie drogi, skrzyżowania, chodniki, ścieżki rowerowe, wylotówki z Białegostoku nadały miastu zupełnie nowy sznyt. I nie jest to tylko ukłon wobec urzędującego prezydenta, ponieważ zmiany zaczęły się już wcześniej. Jednakże zasadnicze przyśpieszenie modernizacji przestrzennej dokonało się w ostatnich latach. Obok budowy dróg drugą wielką ideą wdrażaną do praktyki, była walka o centrum. Nie chodzi o śródmieście jako dzielnicę, ale o centrum jako miejsce nasycone symbolami i przez to podnoszące prestiż miasta.

Czyli tęsknota za tym, co historycznie nie wykształciło się w Białymstoku, a w innych dużych miastach było od dawna w postaci tradycyjnego rynku

Takiego miejsca, w którym mało ludzi mieszka, trochę więcej pracuje, ale najwięcej przede wszystkim bywa. Miejsca spacerów, spotkań w kawiarniach, koncertów, mitingów. I taką przestrzenią stał się Rynek Kościuszki. Powstaje pytanie, czy swoją pozycję w centrum utrzyma ulica Lipowa, czy też poszerzy się ono w kierunku galerii handlowych traktowanych przez mieszkańców jako świątynie konsumpcji.

Swoje piętno na układzie urbanistycznym wywarły też centra handlowe.

Początkowo wydawało się, że skoro powstają na peryferiach, ich wpływ na przestrzeń miasta będzie znikomy. Przede wszystkim na peryferiach miasta powstało wielkie centrum handlowe Auchan. Interesującym jest przykład rewitalizacji przestrzeni pofabrycznych, które powstały wokół ulicy Przędzalnianej w Fastach. Rewitalizacja objęła szereg budynków pofabrycznych w mieście, chociażby ten, w którym dzisiaj mieści się białostocki oddział TVP. Później centra handlowe niejako przebojem wdarły się do centrum miasta. Na pofabrycznych terenach powstała galeria Biała, a przede wszystkim Galeria Alfa. Ta ostatnia to chyba najbardziej wizerunkowy przykład tchnienia w dawny kompleks przemysłowy, jeszcze z przedwojennymi tradycjami, nowego życia miejskiego, w postaci połączenia konsumpcji, rozrywki i kultury.

Ale te dwie galerie właściwe dekoncentrują dotychczasowe centrum. Powodują, że kształtuje się one inaczej, poprzez bulwary Kościałkowskiego przesunęło się w stronę Alfy i Białej. Potwierdza to także coraz bardziej zatłoczona ul. Mickiewicza.

Z kolei obiekt, który powstaje na dawnym placu Inwalidów spowoduje, że centrum miasta zapewne wydłuży się od dawnego stadionu Jagiellonii poprzez Rynek Kościuszki do galerii Atrium Biała. Będzie to centrum typu pasmowego. W zasadzie możemy powiedzieć, że tak na dobrą sprawę ono się już wykształciło, choć nie ma jeszcze takiej dynamiki, której można oczekiwać w ukształtowanym centrum.

Zatem jeśli syntetycznie spojrzymy na ostatnie ćwierćwiecze pod względem przestrzennym, to Białystok....

Nie przeżył katastrofy związanej z syndromem kryzysu przemysłowego charakteru miasta, gdy system przemysłowy upadał i trzeba było tworzyć nową jakość miasta, w którym narastała działalność określana jako postindustrialna.

Czyli to, co jeszcze dzisiaj doświadcza, choć to być może daleko idące porównanie, Detroit.

Tak, ale w USA takie zjawiska zachodziły już w latach 60. Dekadę, dwie później podobny kryzys dotknął miasta Europy Zachodniej. W Polsce kryzys ów wprawdzie narastał wcześniej, ale stał się widoczny dopiero od początku lat 90. w postaci załamania industrialnego charakteru miast. Przykładowo Łódź do dzisiaj nie może wyjść z kryzysu powodowanego procesami deindustrializacji. Białystok wprawdzie także został dotknięty zjawiskami kryzysowymi w postaci, deindustrializacji czyli upadku wielkich zakładów pracy i konsekwencji tego załamania w postaci utraty dochodów, zwiększonego odsetka bezrobotnych. Jednakże jako organizm urbanistyczny i społeczny w zasadzie się obronił poprzez intensywny rozwój nowych miejsc pracy w mieście.

No właśnie, początek lat 90. to eksplozja napięć społecznych. Wynikały one z reguł gospodarki wolnorynkowej, ale też zasad funkcjonowania w zupełnie nowym samorządzie. Wystarczy wspomnieć o wielomiesięcznym strajku kierowców MPK.

Paradoksalnie był on przykładem zmniejszania się roli komunikacji publicznej. Stary tabor autobusowy nie wytrzymywał konkurencji z prywatnymi samochodami, które lawinowo zaczęły pojawiać się na białostockich ulicach. Z drugiej strony, jeśli spojrzymy na funkcjonujące jeszcze wtedy państwowe przedsiębiorstwa, nie da się ukryć, że zabrakło pomysłu jak zagospodarować klasę robotniczą, która masowo w latach 80. zasilała białostockie fabryki.

Jak podają statystyki tylko w tamtej dekadzie ludność miasta zwiększyła się o 45 tys.

Pamiętajmy, że epoka gierkowska zrodziła maleńkie nadzieje na lepsze prosperity na wsi. To był czas powiększania gospodarstw rolnych, ich mechanizacji, przekonania, że mimo wszystko da się w warunkach wiejskich zbudować nowoczesną gospodarkę rolno-towarową. Koniec lat 70. pokazał dobitnie jak złudne były to oczekiwania. I rzeczywiście następna dekada to wręcz nowa, ogromna fala migrantów ze wsi, którzy często nie mieli w mieście ani pracy, ani mieszkania. Powstała sytuacja masowej nieadekwatności oczekiwań w stosunku do możliwości ich zaspokojenia w mieście. To zwykle powoduje konflikty. Wydaje się, że maksimum tego napięcia było w pierwszej połowie lat 90. Tym bardziej, że transformacja ustrojowa rozbudziła kolejne nadzieje: że sami gospodarujemy miastem i jego zasobami. Z tym przekonaniem Białystok zasilali kolejni migranci. Tymczasem okazało się, że możliwości miasta są przynajmniej skromne.

Po transformacji zaczęła się kształtować się nowa hierarchia władzy.

Na początku struktury władzy koncentrowały się wokół ruchu "Solidarność", ponieważ to jej działacze zajęli relatywnie wyższe pozycje społeczne w mieście. Równolegle jednak rodziła się bardziej demokratyczna struktura władzy i prestiżu oparta o wykształcenie i kwalifikacje zawodowe.
Obie te grupy coś łączyło?

Przede wszystkim pochodzenie społeczne i terytorialne. To byli często migranci ze wsi. Ale też ludzie, dla których działalność publiczna, bycie w ruchu, było wszystkim. Z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że nowi włodarze miasta zajmowali się reformowaniem przestrzeni miejskiej, usuwali z niej symbole z przeszłości, ale raczej nie mieli programu perspektywicznego, co po zwycięstwie, co dalej? Uważam, że po 1989 roku Białystok zatracił wątłą tożsamość, którą miał w czasach PRL-u. Mam na myśli charakterystyczną dla niej ideę dorobkiewicza, którego celem było podjęcie pracy oraz uzyskanie mieszkania w mieście.

Transformacja powodowała zerwanie dotychczasowych sieci powiązań międzyludzkich i z wielkim trudem tworzyła nowe. Generalnie powodowało to zasadniczą zmianę struktury społecznej, w której obok nowych elit, starych elit jako kategorii przegranych, wytworzyła się znaczna kategoria mieszkańców zagubionych: osób bez tożsamości. Zjawisko wymaga profesjonalnej diagnozy, ale przywiązywałbym duże znaczenie do zjawiska, że wielu mieszkańców miasta wciąż nie odczuwa solidarności z miastem, poddaje się mechanizmom wypychającym w postaci migracji zagranicznych. Na pewno wśród nich byli migranci ze wsi do miast, nawet ci wcześniejsi, którzy doświadczyli, że nie wystarczy w końcu mieć pracę czy mieszkanie w mieście, ale trzeba coś jeszcze znaczyć, trzeba mieć wpływ na miasto, mieć pomysł na swoją podmiotowość w mieście. Otóż tego pomysłu za dużo nie było.

Ale była przecież aktywność środowisk skupionych wokół Kościoła i Cerkwi.

Tak, i to nie tylko w rozumieniu miejsc kultu religijnego, ale też wspólnego działania. W ramach aktywności w obrębie parafii rodziły się wspólnoty o różnym stopniu zorganizowania: organizacje religijne, pielgrzymkowe, charytatywne, intelektualne. Od aktywności o charakterze religijnym jest bliżej do aktywności stricte politycznej. Z czasem tworzyły się wspólnoty nie tylko o charakterze religijnym, ale nazwijmy je tożsamościowymi. Mianowicie ludzie w nich zrzeszeni w przestrzeni publicznej manifestowali swoją obecność zazwyczaj podczas różnego rodzaju uroczystości patriotycznych, rocznic, wydarzeń politycznych. Swoją drogą to ciekawe, że mieszkańcy tam właśnie w środowiskach o charakterze religijnym odnaleźli możliwości do aktywnego społecznego działania. Warto podkreślić, że w Białymstoku mamy do czynienia z pozytywnym lub bardzo pozytywnym współdziałaniem obu wyznań. Instytucjom religijnym Białystok zawdzięcza wiele w zakresie aktywizacji społecznej mieszkańców.
Natomiast nie sposób mówić o codziennej wielkiej aktywności społecznej na rzecz miasta. Brakowało nam tzw. non-govermental organizations, czyli takiego ruchu społecznego, który aktywizuje mieszkańców przy realizacji wielu potrzeb zbiorowych lub przy rozwiązywaniu problemów społecznych, takich jak: bezrobocie, bezdomność, bieda lub spory wokół lokalizacji hipermarketu, sklepu alkoholowego, debaty wokół ulic, usytuowania domów itp.. Moim zdaniem z kosztami transformacji należałoby wiązać ogromną migrację z Białegostoku do Europy Zachodniej. Ludzie nie znaleźli w nim możliwości spełnienia swoich rozbudzonych nadziei na lepsze życie, na dobra pracę i pojechali na Zachód.

Na zawsze?

Tożsamość raz uwolnioną od jakiegoś punktu umiejscowienia, zaczepienia bardzo trudno opanować na kolejnych etapach migracji. I dlatego naszym celem powinno być zapraszanie ludzi z powrotem, stworzenie dla nich programu ponownego zakorzenienia w mieście. Tego Białemustokowi brakuje. Owszem, cieszymy się, że mamy brata, wujka, kolegę, znajomego w Wielkiej Brytanii, Beneluksie, Niemczech, ale nie mamy pomysłu, co robić na miejscu, by ich ściągnąć z powrotem. Z drugiej strony ludzie, którzy wyjechali nieraz mają wręcz karkołomne oczekiwania: zróbcie Białystok lepszym, a my chętnie wrócimy ze swoim pieniędzmi, zainwestujemy. Muszę przyznać, że to trochę oczekiwanie nieeleganckie w stosunku do tych białostoczan, którzy pozostali.

A może to jest dowód na to, że Białystok nie tylko przestał być miejscem docelowej migracji, ale też takim etapem pośrednim przed wyjazdem do innych miast.

Mimo wszystko nadal pełni rolę trampoliny. Ma znaczący atut w postaci sieci wyższych uczelni, daje możliwość młodzieży zdobycia sensownego wykształcenia. Dodajmy, tanim kosztem, ponieważ utrzymanie się tutaj jest relatywnie tańsze niż Warszawie czy w innych miastach. Zjawisko wyjazdów młodzieży rodzi mieszane uczucia. Z jednej strony jesteśmy świadomi, że przygotowujemy kadry nie tylko dla Polski, ale i Europy. Niby to piękne i ładne, spełniamy funkcje europejskie, kontynentu bez granic, ale z tego powodu czuję przynajmniej niedosyt. Chciałbym, aby nasi absolwenci zostali w Białymstoku. Dlatego też potrzebny jest program stabilizujący pozycję ludzi młodych w mieście. A szerzej rzecz ujmując konieczny jest nowy pomysł na Białystok.

To znaczy?

Jakościowo inny. Niby szczycimy się zielenią, ale tak naprawdę nie jest jej za dużo. Zresztą każdy wolny kąt w centrum zajmowany jest przez kolejnych deweloperów. Być może należy bardziej stanowczo poszerzać przestrzeń miasta w kierunku Supraśla, czy nawet scalenia się z Wasilkowem. To dawałoby nam nowe nadzieje metropolitalne. Nie chodzi tylko o to, czy uda się przekroczyć mityczną granicę 300 tys. mieszkańców. Zresztą i tak zaniżoną, ponieważ o metropolii możemy mówić dopiero wówczas, gdy miasto (a nie aglomeracja w połączeniu z otoczeniem) ma co najmniej pół miliona mieszkańców. Rzecz nie w liczbach czy słowach-wytrychach, dzięki którym uda się dostać do europejskiego skarbca z pieniędzmi. W istocie to nie one przesądzają o tym, że dane miasto jest metropolią. Nam wystarczy aglomeracja w pełnym tego słowa znaczeniu, czyli miasto silnie powiązane z otoczeniem. Poszerzanie granic miasta to więcej terenów na budownictwo mieszkaniowe, więcej terenów do spotkań, spacerów, zieleni, to wejście w tereny zielone. Białystok powinien dążyć do tego, aby w praktyce, a nie tylko w warstwie słownej, był autentycznie przyjazny mieszkańcom.

Wspomniał pan o terenach zielonych. W połowie lat 90. wydawało się, że termin Zielone Płuca Polski stanie się marką rozpoznawalną, także Białegostoku. Miasto chyba nie za bardzo skorzystało z tej szansy.

Przez lata szczyciliśmy się tym, że mamy niedaleko Puszczę Knyszyńska, Puszczę Lacką czy nawet Białowieską. Tylko że potem powstały takie stereotypy, jak: Białystok leży pod Białowieżą czy rzadziej - choć takie głosy też słyszałem - obok Supraśla. Chyba wystarczająco nie zadbaliśmy o to, by Białystok swoją strukturą zagospodarowania przestrzennego był wizytówką północno-wschodniej Polski. Naturalnej, zielonej, ekologicznej, przyjaznej mieszkańcom, z licznymi instytucjami, które zajmowałyby się obsługą rynku turystycznego czy krajoznawczego, instytutami naukowymi.
I drugie wyzwanie przed, którym stoi Białystok, to wykorzystanie dla rozwoju miasta fenomenu, że miasto jest zróżnicowane kulturowo. Krytykuję tych, którzy używają pojęcia miasto wielokulturowe.

Dlaczego?

Dla mnie społeczeństwo wielokulturowe to takie, które korzysta z kultur poszczególnych grup etniczno-religijnych, szerzej kulturowych, miasto, w którym ukształtowało się współdziałanie międzykulturowe, które wytworzyło wręcz nową jakość kulturową będącą syntezą wcześniej istniejących. Dopiero stymulowanie rozwoju tkanki kulturowej miasta, w tym kształcenia w zakresie tolerancji, edukacji międzykulturowej, może prowadzić do pojawienia się nowej klasy kreatywnej będącej motorem rozwoju miast ponowoczesnych.

No właśnie, niektórzy obserwatorzy z zewnątrz pytani, gdzie najlepiej widać w Białymstoku wielokulturowość, odpowiadają na cmentarzu. Tak jakby chcieli dać do zrozumienia, że kategoria ta - mimo potężnego wsparcia marketingowego i finansowego - jest martwa.

Naturalnie w mieście robi się dużo dla aktywizacji tkanki i struktury kulturowej miasta. Wydaje się jednak, że nie mamy ukształtowanych przekonań, co dalej. My ciągle postrzegamy strukturę religijno-narodową miasta li tylko przez pryzmat tego, że w Białymstoku mieszkają Polacy, Białorusini, Rosjanie, Ukraińcy, Litwini, Tatarzy. To prawda, mieszkają. Jednakże poza Polakami, są to w różnym zakresie mniej widoczne enklawy, pomiędzy którymi bardzo trudno znaleźć punkty styczne. Przykładowo na imprezach białoruskich jest bardzo mało lub nie ma Polaków, na polskich Białorusinów jak na lekarstwo. Zauważyć można także społeczne podziały według wyznania: katolicy, prawosławni, trochę protestantów, trochę muzułmanów. Jak już podkreślałem, w Białymstoku dokonują się procesy ekumeniczne, procesy współdziałania w relacjach zwłaszcza katolików i prawosławnych. Możemy obserwować je choćby podczas miejskiej Wigilii, czy święcenia pokarmów wielkanocnych. To już jest co najmniej tolerancja, przyzwyczailiśmy się do tego, że w mieście funkcjonują nie tylko katolicy, ale i prawosławni czy muzułmanie.

Bo są tutejsi?

Tak, ale jest właśnie pewne ale…. Nadal trudno w mieście spotkać Białorusina, miejscowego, który w przestrzeni publicznej miasta, chociażby w autobusie skłonny byłby mówić po białorusku. Jest jakaś taka cicha tendencja, by nie używać języka białoruskiego w mieście. To są problemy, które łącznie powodują, by redefiniować pojęcie Białegostoku jako miasta wielu kultur. To nie jest ośrodek, w którym istnieją oddzielne kultury, lecz miasto z dyfuzją kultur: coraz bardziej się one na siebie nakładają. To widać w języku, w różnego rodzaju sympatiach politycznych. I to zjawisko trzeba jakoś nazywać po imieniu. I przede wszystkim lepiej wykorzystać także poprzez otwarcie Białegostoku na Wschód.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny