Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z Białegostoku dobiegł na metę na nowojorskim Manhattanie

Aneta Boruch [email protected]
Na ostatnich dwóch kilometrach do mety Wojciech Kieda rozwinął polską flagę
Na ostatnich dwóch kilometrach do mety Wojciech Kieda rozwinął polską flagę
Gdy przebiegłem metę, czułem euforię, mimo bólu nóg. Aż chciało mi się płakać ze szczęścia - opowiada białostoczanin Wojciech Kieda o swoim starcie w 44. Maratonie Nowojorskim.

Ten maraton to dla mnie spełnienie marzeń - mówi Wojciech Kieda. - Nie wiedziałem, że tak szybko uda mi się je zrealizować. A z drugiej strony mam świadomość, iż przez swoją działalność sportową mogę pomóc potrzebującym dzieciom na całym świecie. Wojciech Kieda właśnie wrócił z USA - wziął udział w 44. Maratonie Nowojorskim. Dobiegł w nim do mety na 17429 miejscu. To całkiem niezły wynik wśród 51 tysięcy uczestników. Zresztą najważniejszy był udział w zawodach.

Start za wpłatę na fundację

- Gdy przebiegłem metę czułem euforię, mimo bólu nóg - opowiada swoje wrażenia Wojtek. - Aż chciało mi się rozpłakać ze szczęścia. Doping, to miejsce i atmosfera niesamowicie niosły uczestników, właściwie nie odczuwałem żadnego kryzysu formy na trasie.

Biegać Wojtek zaczął około 10 lat temu od typowego joggingu, aby trochę poprawić formę i sylwetkę. Z czasem przerodziło się to w hobby, za czym poszła chęć osiągania wyników. Bardziej profesjonalnie zajął się bieganiem trzy lata temu. Wtedy postanowił wystartować w triathlonie w Ełku. Ta dyscyplina składa się m.in. z tzw. Biegu Ironmena na dystans 42 km. I w ten sposób narodziła się maratońska pasja. Pierwszy maraton przebiegł we wrześniu ubiegłego roku w Warszawie, we wrześniu.

- Poszło mi dość dobrze. Za rok chciałem poprawić ten wynik. Dlatego w kwietniu tego roku znów wystartowałem w Warszawie - opowiada Wojtek.

O starcie w Nowym Jorku zdecydował właściwie przypadek. Gdy Wojtek pojechał do mieszkającej w tym mieście siostry, by wziąć udział w komunii dziecka, poznał Kathleen Kinsella, działającą w fundacji pomagającej dzieciom. Ona sama startuje w maratonach i zaproponowała to Wojtkowi. Taki wyjazd to jednak koszty, a on nie bardzo mógł sobie wtedy na to pozwolić. Ale przez Kathleen udało mu się zapisać na start w tym roku poprzez wpłatę 2,5 tys. dolarów na fundację charytatywną, w której ona działa. Tę kwotę udało się zebrać dzięki wpłatom przyjaciół, rodziny i znajomych Wojtka.

W połowie września przyszła informacja, że jest na liście uczestników tegorocznego biegu. Został miesiąc na przygotowania, czyli niewiele. - Miałem rozpisany 4-tygodniowy program treningowy i konsekwentnie się go trzymałem - opowiada Wojtek. - Zadanie miałem ułatwione, bo we wrześniu startowałem też na pełnym dystansie w biegu IronMen w Malborku. Płynie się nim na 3,8 tysiąca metrów, 180 km pokonuje się na rowerze i 42 km biegnie się dystans maratonu. Organizm był przygotowany do tego wysiłku.

30 września wsiadł w samolot do Nowego Jorku. Miał dwa dni na aklimatyzację, a zwłaszcza dostosowanie organizmu do innej strefy czasowej. Mimo tego 2 listopada - w dniu wielkiego wydarzenia biegowego, czuł się w dobrej formie.

What a wonderful world

Start maratonu znajdował się na Staten Island, a meta w Central Parku na Manhattanie. Pomiędzy nimi uczestnicy mieli do pokonania dokładnie 42 km 195 metrów. Trasa biegła przez cztery dzielnice metropolii: Brooklyn, Queens, Bronx i Manhattan. - Na trasie przewijały się różne narodowości: Polacy, Włosi, Hiszpanie. Kibice wychwytywali uczestników ze swojego kraju po imionach, wypisanych na koszulkach: kibicowali im i pomagali. Polacy, gdy zauważyli orzełka i imię na mojej koszulce, krzyczeli: Wojtek, dawaj do przodu! To coś niesamowitego, bardzo pomaga i niesie biegacza. Dlatego ani razu nie pojawiła się myśl: po co mi to, nie dam rady. Nogi bolały, mięśnie drżały, ścięgna były naciągnięte, a mimo to chciałem biec dalej.

Dlaczego ta impreza ma takie znaczenie dla biegaczy?

- Bo jest prestiżowa. Nowy Jork to stolica świata. Samo uczestnictwo w maratonie nie jest proste, niełatwo się zakwalifikować - wylicza Wojtek. - W przypadku Polaków potrzebna jest też wiza. W biegu bierze udział najwięcej uczestników z całego świata. A impreza kończy się w najbogatszym i najpiękniejszym miejscu Nowego Jorku.

Wojtka zaskoczyła idealna organizacja olbrzymiej imprezy. Uczestnikom pomagają tysiące wolontariuszy w odnalezieniu się. Ogromny nacisk, zwłaszcza przy tak masowej imprezie, Amerykanie kładą też na bezpieczeństwo. Wszędzie widać było dużo mundurowych , policjantów z psami. Uczestników do strefy startu dowiozły specjalne autokary - były ich tysiące. Po wyjściu z autokaru dalej mogli pójść tylko uczestnicy. Każdy przechodził przez bramki jak na lotnisku i kontrola był równie drobiazgowa.

- Ale wszędzie wokół było widać uśmiechy, wszyscy się witali, pozdrawiali, śpiewali. Nie było widać ludzi stremowanych czy przestraszonych. To było naprawdę wielkie międzynarodowe święto biegaczy. Uczestnicy byli z ponad stu krajów.

Tuż przed startem zawodnicy zrzucali z siebie dresy i inne cieplejsze ubrania. - Powstały z nich w strefie doprowadzającej do startu góry odzieży, które po prostu tam zostały - opowiada Wojtek. - Nikt już po nie nie wracał.

Gdy wystartował, z głośników popłynęło "What a wonderful world" Louisa Armstronga - wszyscy zaczęli śpiewać i cieszyć się. - Ciarki mi przeszły, to było niesamowite wrażenie, że nagle znalazłem się na innej planecie - podkreśla.

Biegłem także jako Polak

Przy tak olbrzymiej liczbie uczestników nie ma możliwości wypuszczenia ich ze wspólnego startu. Zostali więc podzieleni na grupy, które wyruszały o różnych godzinach. Biegaczy było też tak dużo, że trzeba uważać, by nie zrobić komuś krzywdy, nie wpaść na kogoś, bo kontuzja murowana.

Każdy, kto ukończył bieg otrzymuje medal. Na miejscu można wykonać pamiątkowe fotografie, bo wokół jest pełno fotografów, którzy za sto dolarów robią komplet zdjęć.

Wojtek dotarł na metę po 4 godzinach i ośmiu minutach. - Plan był taki, żeby pobić własny rekord, czyli zejść poniżej 3,5 godziny. Nie udało się, ale i tak jestem zadowolony. Bo wynik był sprawą drugorzędna, najbardziej cieszył mnie sam start.

Przywiózł mnóstwo wrażeń i jest z siebie dumny. - Biegnąc miałem ze sobą flagę, rozwinąłem ją na ostatnich dwóch kilometrach trasy. Odcinek przez Manhattan i Central Park pokonałem biegnąc nie tylko jako Wojciech Kieda, ale też jako Polak, który reprezentuje swój kraj.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny