Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zacznijmy od nowa, czyli piosenki które leczą i dają nadzieję

Jerzy Doroszkiewicz
Keira Knightley i Mark Ruffalo są na ekranie bardzo przekonujący. Reżyser nie kazał im romansować, co dodaje tylko filmowi uroku
Keira Knightley i Mark Ruffalo są na ekranie bardzo przekonujący. Reżyser nie kazał im romansować, co dodaje tylko filmowi uroku
Kiedyś piosenki towarzyszyły rewolucjom, śpiewano je na barykadach, dziś każdy swoje ulubione utwory ma w telefonie. A mimo wszystko są filmy o piosenkach, które umieją poruszyć niejedną czułą strunę.

"Zacznijmy od nowa" to drugi film z muzyką w roli głównej nakręcony przez niezależnego od Hollywood reżysera Johna Carneya. Sam przez dwa lata był basistą w irlandzkim zespole i chyba muzyka nadal jest w jego życiu czymś najważniejszym. Ale nie ta z wielkich stadionów, tylko songwriterska, autorska, opowiadająca historie z życia wzięte. I to co nie bardzo wyszło w filmie braci Cohenów, którzy beznamiętnie przedstawili historię folkowego muzyka nieudacznika, Carney pokazuje z sympatią, ale bez czułostkowości. Jest zapity producent, który w młodziutkiej pieśniarce słyszy wielki talent, jest chłopak, który dzięki niej podbija USA, zatracając się w rock and rollowym trybie życia, jest rozbita rodzina, konflikt pokoleń. Ale bez dydaktyzmu, bez oczywistych dla komedii romantycznej zwrotów akcji.

Bo "Zacznijmy od nowa" to film o potrzebie artystycznej wolności, wierności sobie i miłości do szczerej muzyki. Od bajkowej sekwencji, w której pijany producent wizualizuje brzmienie skromniutkiej songwriterki, po niezwykłą historię nagrywania płyty, szacunek muzyków do swoich kolegów. W tym scenariuszu nie brak niemal baśniowych zrządzeń losu, ale w połączeniu ze znakomitymi tekstami piosenek czyni to z obrazu spójną całość. Świetnie w nowojorskim sosie daje sobie radę Keira Knightley. Przemierza ulice rowerem, potrafi zasnąć w najdziwniejszym lokum, wypełnionym po sufit instrumentami. Naturalna, cudownie uśmiechnięta, antygwiazdorska, idealnie pasuje do zaskakującego zakończenia filmu. Do tego świetne piosenki, które natychmiast powinny trafić do radia. Z nieco sentymentalnymi może tekstami, ale idealnie uzupełniające i puentujące losy bohaterów. I naprawdę - nienachalnie przebojowe. Jakby stworzone na białostocki Halfway Festival.

John Carney sprawdza się świetnie w roli reżysera filmów w których muzyka gra w życiu ich bohaterów niepoślednią rolę. Chyba opowiada też i po części o swoim życiu i marzeniach. Ale z jakim polotem.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny