Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łomża: Ukryte dzieci. Każdy z nas powinien ingerować

Magdalena Kuźmiuk
Psycholog dr Aleksandra Piotrowska
Psycholog dr Aleksandra Piotrowska
To, co się zdarzyło w Łomży jest bulwersujące. Nie wierzę, że nikt nie wiedział o tym, że rodzice w tak okrutny sposób traktują dwoje małych dzieci. Tam, gdzie zaczyna się krzywda drugiego człowieka, jest koniec prywatności - mówi psycholog Aleksandra Piotrowska.

Znowu słyszymy o wstrząsającej historii, w której dzieci stały się ofiarami swoich rodziców. Dwaj pięcioletni chłopcy, bliźniacy z Łomży, byli izolowani od świata, przetrzymywani w kojcu. Czy często w swojej pracy styka się Pani z podobnymi dramatami?
Dr Aleksandra Piotrowska:
To wyjątkowy, tak drastyczny przypadek. Spotykam się z tego typu sytuacjami, ale w znacznie mniejszej skali. Miałam - na przykład - do czynienia z rodziną, gdzie była dwójka dzieci: w jedno rodzice inwestowali swój czas, miłość, pieniądze. Drugie traktowane było jak przysłowiowy kopciuszek. Zetknęłam się z przypadkiem, kiedy dwójka dzieci z jednej rodziny chodziła do przedszkola, do różnych grup i regularnie powtarzała się sytuacja, że odbierane z przedszkola było jedno dziecko, a drugie zostawiane.

Jednak o tak ostrym odrzuceniu przez rodziców dzieci, do jakiego doszło w Łomży, nie słyszy się często. Na szczęście.

Jak to możliwe, że kobieta wychowuje normalnie pięcioro dzieci, a dwójki w ogóle nie akceptuje? Tym trudniej to zrozumieć, że po nich urodziła jeszcze jedno dziecko.

- Można to wyjaśnić, choć na pewno trudno zrozumieć. W jednym człowieku mogą mieścić się tak dramatycznie różne postawy i tak dramatycznie różne zachowania wobec swoich dzieci. To się niestety spotyka. Wszystko wskazuje na to, że w tym przypadku od samego początku małżonkowie mieli niechętny stosunek wobec tej ciąży, a potem wobec dzieci. Mamy sprawdzone sygnały, że już po porodzie ta kobieta chciała oficjalnego zrzeczenia się praw rodzicielskich i była zdecydowana zostawić dzieci w szpitalu, tylko mąż się temu sprzeciwił.

Panuje przeświadczenie, że dziecko powinno wychowywać się w rodzinie biologicznej. Jak się okazuje, nie zawsze tak powinno być i nie za wszelką cenę.

Pojawiają się opinie, że w tym domu była przemoc.

- Nie byłoby to niczym niezwykłym. W bardzo wielu polskich rodzinach panowie piją, a jak są pijani, to często biją swoje żony i dzieci. Ale cóż, gdyby we wszystkich rodzinach, w których występuje przemoc, zachodziła konieczność ingerencji polegającej na odbieraniu praw rodzicielskich, to niewiele polskich dzieci wychowywałoby się w swoich domach.

Czy zachowanie tej kobiety można tłumaczyć chęcią zemsty, odwetu na mężu, że nie pozwolił jej zostawić dzieci w szpitalu?

- Raczej nie. To byłoby prawdopodobne wtedy, gdyby te dzieci były wyjątkowo bliskie ojcu. I wtedy matka - w ramach mszczenia się na mężu - mogłaby kierować do nich swoją irytację, niechęć. Ale tutaj takiej sytuacji nie było. Wszystko wskazuje na to, że te dzieci przez całą rodzinę były traktowane jak coś niewartego uwagi.

Tu jest rzecz, której nie rozumiem i nie umiem jej wyjaśnić. Nie mamy sygnałów, które mówiłyby o tym, że ci rodzice są upośledzeni umysłowo. Jak wobec tego oni wyobrażali sobie następne lata? Można utrzymać w zamkniętym kącie pięciolatka, może też i siedmiolatka, ale piętnastolatka, starszego? Do kiedy oni planowali to ciągnąć? Tego mój rozum nie jest w stanie ogarnąć. Takie całkowite nieprzewidywanie tego, co będzie w dalszej perspektywie, jest typowe u osób upośledzonych umysłowo albo u dzieci, ale nie u dorosłych.

Czy możemy zaryzykować stwierdzenie, że kuzynka, która zawiadomiła policję, uratowała tym bliźniakom zdrowie, może życie?

- To mocne sformułowanie. Ale biorąc pod uwagę wypowiedzi lekarki, która mówiła, że dzieci praktycznie nie mają tkanki podskórnej, co wskazuje nie tylko na niedobór wzrostu, ale też na niedożywienie - to tak, uratowała je. Bo takiego stanu nie da się wytłumaczyć tylko zbyt małą aktywnością fizyczną maluchów.

W medycynie, w psychologii jest znane zjawisko, które nazywa się karłactwem deprywacyjnym. To niedobór wzrostu wynikający z braku miłości. Jednostka chorobowa, umieszczona w spisie chorób. Przysadka mózgowa, która nie jest bodźcowana wystarczająco intensywnie, wytwarza zbyt mało hormonu wzrostu. A przysadkę pobudzają bodźce emocjonalne.

To dlatego dzieci potrzebują - także do fizycznego rozwoju - głaskania, przytulania, mówienia do nich czułym głosem. Po prostu potrzebują miłości.

W tej rodzinie tego zabrakło.

- Tutaj ewidentnie tego nie było. To może wyjaśnić niższy wzrost dzieci. Dzieci, które wychowują się w domach dziecka są niższe od ich rówieśników z domów rodzinnych. A po adopcji opisywane są przypadki, kiedy w ciągu jednego roku dziecku przybywa 20 centymetrów. To odpowiedź naszej biologii na zmianę sytuacji, na doznawanie czułości, tkliwości.

Jak Pani sądzi, czy ta sytuacja po raz kolejny nie potwierdza tego, że nasze prawo kuleje, ma luki? Jak to jest możliwe, że przez tyle lat nic nie wzbudziło niepokoju, podejrzeń na przykład lekarki z przychodni rodzinnej że nagle dzieci przestały być przyprowadzane na okresowe badania, szczepienia?

- Obowiązek kontrolowania tego nie spoczywa na lekarzu, tylko na służbie zdrowia. Jeśli rodzic nie zgłasza się z dzieckiem na szczepienia, to administracja służby zdrowia odpowiada na to wystosowanie listu poleconego, przypomnienia. I to jest wszystko, co można. Teoretycznie można zawiadomić policję, prokuraturę i oczekiwać wszczęcia sprawy przeciwko rodzicom, którzy nie szczepią swoich dzieci. Można to interpretować jako zaniedbanie. Ale rzeczywistość jest taka, że dziś rośnie liczba osób, które określam jako oszołomów, twierdzących, że ze szczepienia bierze się ADHD, autyzm itd. Tego typu pogłoski o szkodliwym wpływie szczepień ciągle są propagowane. W Polsce też mamy takich rodziców i nie wszystkie dzieci są szczepione. Nie ma możliwości stosowania sankcji prawnych wobec rodziców. Myślę, że nie udałoby się w ogóle skierować aktu oskarżenia w takiej sprawie.

Dlatego nie można powiedzieć, że zawiniła służba zdrowia. Gdyby było tak, jak początkowo przedstawiano tę sytuację, że dzieci nigdy nie były u lekarza, nigdy nie były szczepione, choć urodziły się w szpitalu, to co innego.

Jakie piętno taka trwała i długa izolacja zostawi na psychice tych chłopców? Mówi się, że dzieciństwo w dużej mierze kształtuje naszą osobowość, to, na jakich wyrośniemy ludzi.

- To jest o wiele poważniejsza sytuacja, niż wiele osób mogłoby wnioskować. Jeśli faktycznie te dzieci były zmuszane do tego, żeby żyć w izolacji od reszty rodziny, nie miały możliwości patrzenia na zachowania innych ludzi, dysponowania zabawkami, nikt im nie czytał, nie rozmawiał - to negatywne skutki mogą być nie tylko dla ich rozwoju fizycznego, ale dla rozwoju absolutnie każdej sfery i umiejętności.

Najprawdopodobniej niepełny jest rozwój ich mózgów. Można się oburzyć: przecież o tym biologia decyduje. Nieprawda. Rozwijający się organizm, rozwijający się mózg potrzebuje bodźców z zewnątrz. Tak, jak mięśnie, żeby się rozwijały, potrzebują ruchu, treningu. Jeśli dzieci spędziły pięć lat izolowane w kącie mieszkania, ubogim w bodźce, to ich mózgi nie były wystarczająco stymulowane. Istnieje ogromne ryzyko, że pewne procesy biologicznego rozwoju już nie zajdą. Zostały bezpowrotnie zmarnowane. Gdyby rzeczywiście tak było - to najgorsza z opcji - wtedy przeniesienie dzieci nawet w najlepsze środowisko nie doprowadzi do normalnego rozwoju, choć postęp w funkcjonowaniu zawsze można uzyskać.

Zastanawiamy się teraz, czy jest jeszcze możliwość, żeby te dzieci normalnie się rozwijały. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Mówię, jakie mogą być te najgorsze skutki.

Co z pozostałymi dziećmi? Jak na nie wpłynie traumatyczna sytuacja, która funkcjonowała w ich domu przez tyle lat?

- To następna kwestia, gdzie brakuje nam informacji. Jeśli było tak, że dzieci były świadkami takiego traktowania dwójki ich rodzeństwa, to skutki dla nich też są fatalne. Przez wiele lat kształtowały przerażające poglądy na temat świata, innych ludzi, tego, jak wygląda życie społeczne i kontakty ludzi między sobą. A także rosło w nich przekonanie, że od naszej fanaberii zależy to, jak traktujemy drugiego człowieka. Że możemy mu wszystko odebrać, jeśli tylko jesteśmy silniejsi.

Co można zrobić, żeby zapobiec podobnym tragediom? Kto mógłby zwracać większą uwagę na rodziny?

- My wszyscy. To jest jedyne wyjście. Nie ma sensu postulat: służby społeczne powinny. Jak to sobie wyobrazić? Czy do każdej rodziny ma być przydzielony jakiś cerber, strażnik, pilnujący, jak ta rodzina działa? To przecież absurd. Nie jest to też główne zadanie służby zdrowia, ośrodków pomocy społecznej, policji. Ale na pewno jest to zadanie nas wszystkich, ludzi, żebyśmy nie byli obojętni na to, co się dzieje wokół nas. Przecież ta rodzina miała krewnych bliższych, dalszych. Od starszych dzieci wiemy, że te osoby bywały w tym mieszkaniu - w dwupokojowym mieszkaniu, a nie w ogromnej willi. Nikt nie zauważył, że jeszcze jest dwójka dzieci, którym nie pozwala się wychodzić z kąta?
A co z sąsiadami? Dwójka noworodków, niemowląt, rosnących dzieci - ileż to hałasu? Nikt tego nie słyszał? Myślę, że działała postawa: po co się mieszać? Przecież to są ich prywatne sprawy.
Otóż nie, prywatne sprawy mogą dotyczyć poglądów, ale nie zachowań, które krzywdzą innych. Tam, gdzie się zaczyna krzywda drugiego człowieka, jest koniec prywatności. I naszym moralnym obowiązkiem jest ingerować. Tym bardziej, że ta ingerencja może polegać tylko na anonimowym telefonie, na wysłaniu anonimowego listu - jeśli nie chcemy się podpisać - do ośrodka pomocy, policji. Rzecz w tym, żeby przestać myśleć, że to, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami innych jest tylko ich prywatną sprawą.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny