Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozkaz przyszedł 17 sierpnia 1943 roku. Żydzi myśleli, że ich dzieci są uratowane. Ale wszystkie zginęły w Auschwitz

Redakcja
To dzieło Ernesta Morgana. Był on żydowskim policjantem w Terezinie.
To dzieło Ernesta Morgana. Był on żydowskim policjantem w Terezinie.
Wiadomość, że dzieci nie jadą z rodzicami, dała niektórym nadzieję, że ich pociechy czeka lepszy los. Może trafią do żydowskich rodzin w Szwajcarii? I wiele rodzin oddało dzieci z własnej woli.

Te dzieci są moje!

Te dzieci są moje!

To praca Anny Buchowskiej, na co dzień anglistki w I LO w Białymstoku. Prowadzi tam koło Judaica. Z wykształcenia historyk i filolog angielski. Skończyła podyplomowe studia "Totalitaryzm - Nazizm - Holocaust" w Oświęcimiu. To właśnie tam zaczęła interesować się historią dzieci z białostockiego getta. Powoli docierała do źródeł i świadectw tych, którzy ocaleli.

Żydowskie dzieci trzeba zebrać w jednym miejscu, oddzielić od rodziców i zostawić w białostockim getcie. Wszystkie. Rozkaz zbiegł się w czasie z ostateczną likwidacją getta w Białymstoku. Wtedy do Auschwitz codziennie odjeżdżały transporty Żydów.

Dlatego wiadomość o tym, że dzieci nie jadą z rodzicami, dała niektórym nadzieję, że ich pociechy czeka lepszy los. Może trafią do żydowskich rodzin w Szwajcarii? I wiele rodzin oddało dzieci z własnej woli.

- Naziści co prawda prowadzili jakieś rozmowy z Żydami, którzy ocaleli w Europie, ale to była raczej zasłona dymna - przyznaje Anna Buchowska, historyk, która stara się na nowo odkryć tę historię.

Tym Żydom, którzy nie chcieli oddać dzieci, zabierano je siłą.

Krzyk dzieci i matek

- Jeśli któreś próbowało biec z powrotem do rodziców, było zatrzymywane za szyję przy pomocy zagiętych lasek i przewracane na ziemię... Krzyki dzieci i ich matek nadal odbijają się echem w mojej głowie. Pognali te dzieci jak stado owiec z powrotem do getta - pisze w swoich wspomnieniach Phina Korovski.

Dzieci gromadzono w szkole przy ulicy Fabrycznej w Białymstoku. Trafiły tam maluchy głównie z Białegostoku i okolic. Także dzieci ze zlikwidowanych dwóch żydowskich sierocińców. Miały od 4 do 12 lat. Odseparowano je od reszty getta. Nikt nie miał prawa się z nimi kontaktować.

- Szef miejscowego gestapo, Fritz Gustaw Friedel, powiedział nawet do tymczasowych opiekunów: Te dzieci są moje i dlatego należy się nimi dobrze opiekować. Groził nawet doktorowi Kacnelsenowi zastrzeleniem, gdyby choć jedno dziecko umarło! - opowiada Anna Buchowska.

Najwyraźniej już wówczas istniały plany dotyczące przeznaczenia tej grupy. Nadzwyczajna troska, którą otoczono dzieci, może świadczyć, iż rzeczywiście myślano o ich wymianie na Niemców przebywających w rękach aliantów.

Ostateczna ewakuacja zaczęła się prawdopodobnie 20 sierpnia. Przyszedł rozkaz, żeby dzieci ustawić w pary. Starsze z młodszymi. Miały się nimi opiekować. I poprowadzono je w stronę stacji kolejowej Polesie. Szły wolno, w otoczeniu żołnierzy i karabinów, ciągle popychane. Na drogę dostały kilka kawałków suchego chleba. O wodzie nie było mowy.

Maluchy zapakowano do wagonów. Te zamknięto na głucho i pociąg ruszył do Terezina.

Ile trwała podróż? Trzy albo cztery dni. Dokładnie nie wiadomo. Źródła różnią się co do tego. Wiadomo za to, że dzieci jechały stłoczone w bydlęcych wagonach, bez jedzenia, wody.

Kiedy pociąg stanął na bocznicy w Terezinie, straży przykazano nie zaglądać do wagonów. Było bardzo cicho. Niemcy myśleli, że w środku znajdują się jakieś rzeczy, a nie ludzie. Dopiero kiedy przyniesiono jedzenie i drzwi się otworzyły, strażnicy zobaczyli zabiedzone twarze.

- Obraz, który się nam ukazał, przerósł najśmielsze oczekiwania. Te biedne istoty składały się z samych szkieletów z twarzami starców, które ledwo mogły się utrzymać na nogach - pisze jeden z lekarzy.

Dzieci w twierdzy

Prawdopodobnie wtedy dokonano selekcji. Młodsze dzieci, które nie potrafiły chodzić, chore i te, u których podejrzewano chorobę zakaźną, wyciągnięto z transportu, wywieziono do tzw. Małej Twierdzy i zabito.

Resztę w wielkiej tajemnicy przed całym terezińskim gettem zaprowadzono do baraków.

Do opieki nad nimi zatrudniono Żydów z getta. Szli chętnie. Liczyli, że uda im się uratować razem z tajemniczym transportem dzieci. Ale ich także odseparowano od reszty. Nigdy więcej nie zobaczyli rodzin.

Nie chciały do łaźni

W obozie w Terezinie znalazło się z dziećmi 53 dorosłych. Wszyscy zginęli potem razem z dziećmi w Brzezince.

Kolejnym etapem miało być umycie dzieci. Te jednak za nic nie chciały pozbyć się swoich ubrań. Już w getcie nauczono je, że ubranie i buty są bardzo cenne, że da się je wymienić na jedzenie.

Broniły się też przed wejściem do łaźni. Nie dały sobie obciąć włosów. Tłumaczyły, że potem to już idzie się tylko do gazu. Prawdopodobnie już w białostockim getcie słyszały, w jaki sposób Niemcy mordowali Żydów. Ci w Terezinie jeszcze o tym nie wiedzieli.

Wypchały więc najpierw słabsze dzieci, żeby sprawdziły działanie prysznica, i dopiero weszły.

Potem zaprowadzono je do tzw. Krety. Te baraki wybudowano specjalnie dla nich. Miały tam wyjątkowo dobre warunki i opiekę medyczną.

- Mali białostoczanie otrzymali od Niemców specjalne racje żywnościowe, niezbędne lekarstwa, nowe ubrania oraz zabawki - mówi Buchowska. - Dzieci nieco się rozluźniły, nabrały zaufania do nowych opiekunów, zaczęły nawet śpiewać.

Ale białostockie dzieci wraz z opiekunami zniknęły tak samo niespodziewanie, jak się tutaj pojawiły. Wiadomo, że spędziły tam około sześciu tygodni. I odjechały transportem do Auschwitz. Na liście znalazło się 1196 nazwisk.

Jakie były ich dalsze losy? Na ten temat jest bardzo niewiele informacji. A te, które są, nie mają potwierdzenia w innych źródłach.

- Wspomina te fakty Tobiasz Cytron. Dowiedział się o tym w sekrecie - przytacza jego słowa Buchowska. - W wigilię Sądnego Dnia 1943 roku, największego święta żydowskiego, do krematorium nadszedł transport dzieci bez dorosłych. Wszystkie od razu poszły do komory gazowej, a potem zostały spalone na polu obok krematorium. Nikt nie wiedział skąd dzieci przybyły, ponieważ nie było do nich dostępu - ich izolacja była absolutna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny