Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmarł, bo złamał nogę!? Zszokowana rodzina oskarża lekarzy: mogli uratować ojca

Janusz Bakunowicz [email protected] 0 85 730 34 90
Rodzina zjechała się, ale nie na odpust, a na pogrzeb taty - mówi Artur Jakubowski, syn zmarłego. - Nie wiem, jak człowiek, który nigdy nie chorował, mógł umrzeć w szpitalu. I to z powodu złamania nogi.
Rodzina zjechała się, ale nie na odpust, a na pogrzeb taty - mówi Artur Jakubowski, syn zmarłego. - Nie wiem, jak człowiek, który nigdy nie chorował, mógł umrzeć w szpitalu. I to z powodu złamania nogi.
Mężczyzna złamał nogę, leżał w szpitalu. Wdała się gangrena. Pacjent zmarł. Nie pomogła nawet kilkusetkilometrowa podróż do komory hiperbarycznej w Gdyni. W drodze mężczyzna zmarł. Jego rodzina twierdzi, że lekarze mogli go uratować.

Na Antoniego, bo u nas jest odpust, mieli przyjechać goście. I przyjechali. Z kwiatami, ale nie na odpust. Na pogrzeb taty - żali się syn Artur Jakubowski. - Zmarł na zgorzel gazową. Mam żal do bielskich lekarzy, bo uważam, że mogli uratować ojca. Na złamanie nogi się nie umiera.

Ojciec Artura Jakubowskiego 9 czerwca pracował w gospodarstwie przy belowaniu siana. W pewnym momencie bela z sianem stoczyła się nieszczęśliwie na jego nogę. Kość udowa pękła na długości około 10 cm. Było to złamanie otwarte. Nie zwlekając, rodzina zadzwoniła po karetkę pogotowia. Ta przyjechała niezwłocznie.

- Około godziny 18 tata był już w bielskim szpitalu - mówi Artur Jakubowski. - Ale to wcale nie oznaczało, że zaraz znalazł się na sali operacyjnej, a z tego, co wiem, takie złamania należy operować do 6 godzin od zdarzenia. Potem mogą nastąpić komplikacje.

Zabieg wykonano nazajutrz

Jak twierdzi Artur Jakubowski, około godziny 22 został założony opatrunek, ale noga nie została złożona.

- Najpierw brakowało jakiejś zastawki, a gdy ta się znalazła, okazało się, że nie mogą skontaktować się z lekarzem, który jest w stanie to założyć - dodaje Artur Jakubowski. - W końcu noga została złożona, ale około godziny 10-11 następnego dnia. Noc spędził na korytarzu i mimo założonego wcześniej opatrunku stracił dużo krwi. To czy takiej opieki może spodziewać się człowiek, który uczciwie opłaca składki zdrowotne?

Artur Jakubowski zaraz po zabiegu odwiedził ojca. Jak twierdzi, ten czuł się dobrze. Uśmiechał się, żartował. Był pełen wiary i optymizmu, że szybko powróci do zdrowia. Tak jednak się nie stało.

- Nazajutrz jeszcze raz odwiedziłem tatę - dodaje Artur Jakubowski. - Tym razem z bratem. Stan zdrowia taty trochę mnie zaniepokoił. Strasznie się pocił. Cała piżama i poduszka były mokre. Brat chodził do lekarzy i mówił, że coś jest nie tak. Informował również pielęgniarki. Ci mówili, że to jest normalne po takim zabiegu. Ale dzień wcześniej przecież czuł się dobrze. Wierzyliśmy w fachowość naszej służby zdrowia.

Wieczorem na Boże Ciało ojca postanowiła odwiedzić córka. Ojca na oddziale już nie zastała.

Do Gdyni nie dojechał

- Poinformowano ją tylko, że wdała się zgorzel gazowa i ojca odwieziono znowu na blok operacyjny - twierdzi Artur Jakubowski. - Przyjechaliśmy razem około godziny 20. Lekarz stwierdził, że stan zdrowia taty jest poważny i został przewieziony do Gdyni do komory hiperbarycznej.

Z Bielska Podlaskiego do Warszawy pacjent z gangreną wyruszył w podróż karetką pogotowia. Z Warszawy do Gdańska przewiozło go pogotowie lotnicze. Z Gdańska do Gdyni pacjent był wieziony znowu karetką. I to była jego ostatnia podróż. Do Gdyni nie dojechał. Zmarł w karetce.

- Tata nigdy nie chorował - Artur Jakubowski nie może pogodzić się ze śmiercią ojca. - Więc jak zdrowa osoba może umrzeć w szpitalu, w rękach służby zdrowia na złamanie nogi? Jak, pytam? Coś tu jest nie tak.

Zgodnie z procedurą

W szpitalu zaraz po tym, jak u pacjenta stwierdzono zakażenie, przeprowadzono dezynfekcję oddziału i sali operacyjnej. - W naszej ocenie wszystko zostało przeprowadzone zgodnie z procedurą - twierdzi Bożena Grotowicz, dyrektor bielskiego szpitala. - Pacjent najprawdopodobniej został zakażony w swoim gospodarstwie, ponieważ bakterie zgorzeli gazowej najczęściej znajdują się w glebie. To nie jest bakteria szpitalna. W szpitalu może zarazić się jedynie od innego zakażonego pacjenta, a takich na oddziale nie było. Efekty zakażenia objawiły się na drugi dzień po zabiegu i pacjent w stanie stabilnym został odwieziony do komory hiperbarycznej. Podobny przypadek mieliśmy trzy lata temu, z tym że pacjent był w stanie o wiele poważniejszym. Ale przeżył.

Sprawę bada prokuratura

Sprawa trafiła do bielskiej prokuratury. Ta jednak czeka na opinię na piśmie z sekcji zwłok, która została przeprowadzona w Zakładzie Medycyny Sądowej w Gdańsku.

- Dobrze, że sprawę zbada prokuratura - dodaje dyrektor Grotowicz. - To wyjaśni sprawę. Osobiście wiem, że jako szpital, wszystko zrobiliśmy w sposób należyty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny