Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sześcioletni Michałek cierpi na porażenie mózgowe. Rodziców cieszy cieszy jego każdy krok

Agata Sawczenko
- Teraz Michał potrafi zająć się chwilę sobą. No i odkrył samochodziki. Kiedyś to było nie do pomyślenia, żeby czymś się pobawił.
- Teraz Michał potrafi zająć się chwilę sobą. No i odkrył samochodziki. Kiedyś to było nie do pomyślenia, żeby czymś się pobawił.
Czasami sobie myślę, że robię o wiele za mało. Że jakbym się bardziej postarała, to Michał byłby sprawniejszy - mówi Janina Jańczuk, mama Michałka - sześciolatka z porażeniem mózgowym.

Jak pomóc

Jak pomóc

Pieniądze na leczenie Michałka można wpłacać na konto: Fundacja Dzieciom "Zdążyć z pomocą", ul. Łomiańska 5, 01-685 Warszawa, Bank PKO SA I O/Warszawa: 41 1240 1037 1111 0010 1321 9362 tytułem: darowizna na leczenie i rehabilitację: Jańczuk Michał Wojciech.

Można też przekazać 1 proc. podatku: KRS fundacji 0000037904, nie zapominając o wpisaniu Jańczuk Michał Wojciech w rubryce "Informacje uzupełniające".

Jesteśmy normalną, czteroosobową rodziną - zaczyna opowieść Janina Jańczuk. Córka ma 15 lat, jest w gimnazjum, mąż pracuje. Ona też pracowała - jeszcze kilka lat temu. Zrezygnowała, by zająć się Michałem - młodszym synkiem.

Chłopiec ma sześć lat i dziecięce porażenie mózgowe. Przynajmniej tak jest napisane w kartach szpitalnych. Bo tak naprawdę to do końca nikt nie wie, co mu jest.

- Michał jest opóźniony w rozwoju. Nadpobudliwy, brakuje mu koncentracji. Nie może się na niczym skupić. I nie mówi. Ani słowa - wymienia pani Janina.

Spokojnie, to przecież chłopiec

Najgorsze jest, że gdy chłopczyk się urodził, wszyscy twierdzili, że jest zdrowy.

- Później, kiedy Michał zaczął się rozwijać, ja mówiłam, że on jest inny. Bo córkę przecież wcześniej miałam. A każdy, że to normalne, że przecież chłopcy później się rozwijają. A on nie patrzył na mnie, gdy go karmiłam. Bo jak się karmi piersią, to dziecko zagląda, patrzy w oczy. To takie miłe, to się pamięta. Po za tym nie lubił, jak go dotykaliśmy - szczególnie po główce. Ale człowiek się cieszył, jak lekarz odpowiadał: nic mu nie jest. Mimo że przecież widziałam, że jednak coś mu jest...
Zaczął siadać, jak miał 10 miesięcy, miał też problemy z przewracaniem się na lewą stronę.

Wreszcie prywatnie zrobili rezonans. Mały miał wtedy dwa latka i cztery miesiące. To było ogromne przeżycie - trzeba go było uśpić, bo przy tym badaniu nie można się ruszać. Gdy okazało się, że coś jest nie tak, od razu odesłano ich do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Tam leczą się do dziś.

Cieszymy się z każdego kroku

Michał teraz chodzi do przedszkola, do integracji.

- Potrzebny był mu kontakt z dziećmi. Bo on się uczy na zasadzie patrzenia, obserwacji. Poza tym tam jest logopeda, psycholog, rehabilitant. Wszystko na miejscu - cieszy się pani Janina.

A rehabilitacja to ich jedyna nadzieja. Widzą, że to daje efekty.

- Teraz Michał potrafi zająć się chwilę sobą. No i odkrył samochodziki. Kiedyś to było nie do pomyślenia, żeby czymś się pobawił.

Najgorsze jest to, że nie zawsze rozumie, co się do niego mówi. Nie wszystkie polecenia spełnia. Nie jest też samodzielny. Nie umie sam się ubrać, sam zjeść - chyba że bez łyżki, jakieś jabłko czy bułeczkę. Nie umie rysować - tylko kreski, kółeczka. Nawet się za to nie bierze.

- Chyba nie dorósł - mówi pani Janina. - Ale my się cieszymy z każdego kroku do przodu: że się uśmiecha, że się bawi, bo kiedyś tego nie było. I dużo rozumie, tylko nie umie pokazać - dodaje od razu.

Gdy Michał miał trzy latka, pani Janina zostawiła pracę. Nie wyrabiała się. Bo pracowała na zmiany. Ciągle zamieniała się, żeby chodzić na noc. Potem rano na rehabilitację. A jak nie szła na noc do pracy, to i tak musiała ciągle wstawać, bo Michał był takim non stop krzyczącym dzieckiem.

Wszystko, co dobre, bierze się u Michała od zwierząt. Bo uspokaja się, gdy da mu się książkę o rybkach. Uwielbia konie - kiedyś jeździli na hipoterapię za Łomżę.

- Przez pierwszy rok wynajmowaliśmy tam mieszkanie i ja z Michałem tam mieszkałam. Ale to też duże obciążenie finansowe - tak na dwa domy. Bo mamy 2,5 tys. miesięcznie na cztery osoby. Przecież u nas tylko mąż zarabia, a ja dostaję zasiłek.

W następnym roku przez trzy miesiące codziennie dojeżdżali. Autobusami. Pierwsze dni to wracali tacy zmęczeni, że nawet jeść nie dali rady. Ale później się przyzwyczaili.
Michał aż krzyczał z radości, jak widział te konie. Potem się przytulał, głaskał. Widać było, że jest mu dobrze. I pomogło. Bo zaczął lepiej chodzić.

- Kiedyś Michał jak szedł korytarzem, to raz o jedną, raz o drugą ścianę się obijał. A myśmy biegli za nim, żeby się chociaż głową nie uderzył - wspomina pani Janina. - Mięśnie miał słabe. Był niestabilny. Nie dawał rady - tłumaczy.

Ruszyć tę głowę

Teraz jest pies. Dostali wielką czarną labradorkę. I mimo że im ciasno na tych 38 metrach, które mają, to trzymają ją, bo Michał ją uwielbia. On przy psie potrafi się skupić. Nawet popatrzeć mu w oczy.

- Przy zdrowym dziecku człowiek takich rzeczy nie widzi. A u Michała nawet drobnostki się zauważa. Każdy szczegół - mówi pani Janina. I przyznaje: - Fizycznie ja bym go już nawet zostawiła tak jak jest. Bo on się porusza, a to ważne. Nawet sam wchodzi już na czwarte piętro. Musimy go oczywiście podtrzymywać, bo zwyczajnie się boimy, czy nie spadnie, czy noga się nie zachwieje. Ale wchodzi. A teraz ważne jest, by ruszyć tę głowę, żeby zaczął się skupiać.

Jakiś czas temu siostra Michałka przyniosła do domu informację: że na Florydzie jest taki specjalny ośrodek z delfinami. I tam jest rehabilitacja dzieci z całego świata - właśnie takich jak Michał: nadpobudliwych, które nie mówią... Że rezultaty są świetne. Złapali się tej myśli. Wysłali papiery. Michał został zakwalifikowany! Turnus trwa trzy tygodnie. Oprócz zajęć z delfinami są jeszcze porady terapeutów - indywidualne dla każdego dziecka. Mają jechać w sierpniu. Ale na to potrzeba 18 tys. dolarów.

- Dla nas to majątek - smuci się pani Janina. - Żadnych oszczędności nie mamy. Zapożyczyliśmy się. Bo już trzeba było wysłać pierwszą ratę. Ale to dopiero początek.
Znaleźli fundację. Prosili znajomych, żeby na Michałka wpłacali swój jeden procent. Pani Janina podrukowała ulotki - roznosi je, gdzie się tylko da.

- Bardzo chcielibyśmy jechać. Również ze względu na córkę. Bo ona wymyśliła sobie, że Michał jest taki, bo ona za bardzo chciała mieć rodzeństwo. Wie pani, jak to jest - jak się za bardzo czegoś chce... A to nieprawda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny