Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miasto odzyskuje pamięć

Joanna Kuciel [email protected] tel. 085 748 95 48
To niepojęte, że nie chwalimy się wybitnym malarzem kubistą, przyjacielem Picassa, Maxem Weberem, który także się tu urodził. A co z Borysem Kaufmanem, laureatem Oscara? Co z Norą Ney, gwiazdą przedwojennego kina, i Albertem Sabinem, twórcą szczepionki na polio?
To niepojęte, że nie chwalimy się wybitnym malarzem kubistą, przyjacielem Picassa, Maxem Weberem, który także się tu urodził. A co z Borysem Kaufmanem, laureatem Oscara? Co z Norą Ney, gwiazdą przedwojennego kina, i Albertem Sabinem, twórcą szczepionki na polio?
Skupieni jesteśmy na Zamenhofie. A inni wybitni Żydzi związani z Białymstokiem?

Zobaczyć Białystok, którego nie ma (rozmowa z Katarzyną Niziołek i Radosławem Poczykowskim)

Zobaczyć Białystok, którego nie ma (rozmowa z Katarzyną Niziołek i Radosławem Poczykowskim)

Z Katarzyną Niziołek i Radosławem Poczykowskim, socjologami z Uniwersytetu w Białymstoku, autorami przewodnika historycznego "Szlak Dziedzictwa Żydowskiego w Białymstoku";, rozmawia Joanna Kuciel

Obserwator: Piszą Państwo, że Białystok był przed wojną miastem wyjątkowym, w którym urzeczywistniał się ideał pokojowej koegzystencji różnych religii i kultur. To dosyć zaskakujący i nieznany obraz miasta.

Katarzyna Niziołek: Nie chcemy przez to powiedzieć, że było sielankowo. Bo bywało różnie. Konflikty były częścią codziennej rzeczywistości. Ale woleliśmy się skupić na tym, co pozwalało ówczesnej społeczności razem żyć, pracować, bawić się. Nie chcieliśmy drążyć złej pamięci, a pokazać przykłady integracji i pozytywnych wątków we wspólnej historii. To przecież nie przypadek, że w Białymstoku narodziła się idea esperanto, języka, który w założeniu miał połączyć wszystkich ludzi, właśnie przez to, że był sztuczny, że nie należał do nikogo.

Radosławm Poczykowski: O integracji świadczą na przykład mieszane klasy w przedwojennych białostockich szkołach. Dotarliśmy do księgi matur gimnazjum im. Zygmunta Augusta (obecnie VI LO) z tego okresu i okazało się, że choć szkołą kierował katolicki ksiądz, w każdej klasie było kilku żydowskich uczniów. Z kolei w żydowskim gimnazjum J. Zeligmana programowo zakładano wyznaniową desegregację. W jednej klasie uczyły się tam dzieci chrześcijańskie i żydowskie. Jedynie lekcje religii miały osobno.

Dla kogo jest ten przewodnik? Dla turystów czy bardziej dla mieszkańców miasta, żeby przypomnieć to, co zapomniane? Okazuje się, że dla młodych ludzi skala obecności Żydów w Białymstoku i ich znaczenie przed wojną jest zaskoczeniem.

K. Niziołek: Rzeczywiście, młodzi ludzie często nie znają lokalnej historii. Dlatego zależało nam, aby naszym projektem zainteresować młodzież - uczniów i studentów. Dla tej grupy odbiorców szlak ma duże znaczenie edukacyjne, choć pomyślany jest także jako atrakcja dla turystów i może służyć promocji miasta na zewnątrz, także za granicą.

R. Poczykowski: Do tej pory takiego przewodnika nie było. Sam oprowadzam wycieczki, między innymi ze Stanów, czasem z Izraela, i zauważyłem, że brakowało właśnie takiego opracowania. Dlatego wydaliśmy przewodnik także po angielsku.

Zaskakujące, że tak mało w Białymstoku wiadomo o powstaniu "Szlaku Dziedzictwa Żydowskiego". A to przecież więcej niż przewodnik, to także strona internetowa i trasa wytyczona w mieście.

K. Niziołek: Opisaliśmy 36 miejsc związanych z przedwojenną historią białostockich Żydów. Niektórych spośród tych miejsc już nie ma. Niekiedy zachowały się jeszcze na starych fotografiach. W przewodniku staraliśmy się pisać o nich tak, żeby można było sobie wyobrazić, co się tam kiedyś działo. Za kilka tygodni szlak zostanie oznakowany w terenie. Przygotowaliśmy już tablice, które umieścimy w większości punktów znajdujących się na szlaku. A zainteresowanie szlakiem jest na tyle duże, że planujemy dodruk mapek i broszurek.

R. Poczykowski: Naszą stronę www.szlak.uwb.edu.pl odwiedzają ludzie z całej Polski, ale też z Europy Zachodniej, Izraela, Stanów Zjednoczonych, a nawet Argentyny. Ostatnio przyjechały dwie panie z Warszawy, które chciały być oprowadzone naszym szlakiem. Dowiedziały się o nim od swojego znajomego z Izraela i przyjeżdżając do Białegostoku, wybrały taki sposób zwiedzania miasta.

Czy udało się Państwu przy opracowaniu "Szlaku" dotrzeć do nowych, nieznanych informacji na temat żydowskiego Białegostoku?

K. Niziołek: Kilka takich informacji udało nam się zdobyć. Między innymi dzięki pani Helenie Datner z Żydowskiego Instytutu Historycznego nawiązaliśmy kontakt z panem Gustawem Kerszmanem, wnukiem Józefa Zeligmana, dyrektora jednego z białostockich gimnazjów. Tą drogą dotarliśmy do informacji biograficznej o Józefie Zeligmanie i jego rodzinnego zdjęcia, które wykorzystaliśmy w przewodniku.
R. Poczykowski: Tak naprawdę nie odkrywamy nic nowego, ale staramy się spopularyzować mało znane wątki i postacie związane z historią miasta. Bo o ile Ludwik Zamenhof jest osobą powszechnie rozpoznawalną, to na przykład Osip Dymow, Albert Sabin czy bracia Kaufman już nie. Są to osoby znane w świecie, a w Białymstoku - mieście swego pochodzenia - zapomniane.

A kiedy przyjeżdżają Żydzi, co mówią o współczesnym Białymstoku?

R. Poczykowski: Najczęściej są zaskoczeni, że tak wiele miejsc związanych z historią Żydów znajduje się dziś w opłakanym stanie. Kiedyś pewien rabin, który przyjechał tu ze Stanów Zjednoczonych, był wstrząśnięty, że cmentarz przy ulicy Wschodniej jest tak zaniedbany. Ze łzami w oczach odmówił kadysz i powiedział: "Długowiekowa historia Żydów w Europie się skończyła". Dodał, że Żydzi żyją teraz w Izraelu i w Stanach Zjednoczonych, a w Europie pozostały tylko takie cmentarze jak tu. Odpowiedziałem mu wtedy, że się z nim nie zgadzam. Tym, co robimy, udowadniamy, że historia Żydów jest dla nas ważna, bo nie można zrozumieć historii Polski bez znajomości ich roli i wkładu.

A jak mieszkańcy Białegostoku reagują na wizyty Żydów?

R. Poczykowski: Najczęściej reagują sympatycznie, ale jest taki gatunek mieszkańców, których mój kolega, też przewodnik, nazywa ironicznie "prawdziwi białostoczanie". Oni, gdy widzą wycieczkę, wykazują niezdrowe zainteresowanie i pytają: "A co to? Żydzi? A po co tu przyjechali? Czego tu szukają?". Czasem nawet rzucą jakieś przekleństwo.

Nie, nie... proszę powiedzieć, że to rzadkość.

K. Niziołek: Tak, to incydenty, ale, niestety, czasami się zdarzają. Dlatego mamy poczucie, że takie projekty jak nasz są potrzebne, między innymi po to, by takie postawy zmieniać.

Dziękuję za rozmowę.

Nie ma tygodnia, aby w mediach lub kulturze nie pojawił się motyw związany z żydowską historią Białegostoku. Z roku na rok przybywa zainteresowanych tematem. Ale czy to wystarczy, żeby uznać, że zbiorowa amnezja puszcza? Że białostoczanie na nowo próbują zdefiniować tożsamość swojego miasta?

Ojej, wszystko żydowskie

Być może jeszcze jest za wcześnie, aby ogłaszać przełom, ale z pewnością dzieją się rzeczy, które mogą doprowadzić do zmiany postrzegania historii miasta.
Zresztą próba zapomnienia o żydowskiej przeszłości Białegostoku jest nierealna. Tego zrobić się nie da. Duchy Żydów krążą nad nami, a ostatnio na szczęście sami je wskrzeszamy.

Do takich niecodziennych seansów spirytystycznych zaliczam spacer po żydowskim rynku pod przewodnictwem Andrzeja Lechowskiego podczas muzealnej nocy. Przyszło ponad dwieście osób, głównie młodych, większość autentycznie zainteresowana opowieścią dyrektora Muzeum Podlaskiego. A on sam, ubrany w szaty kupca, z jarmułką na głowie, dał z siebie wszystko, aby zainteresować zebranych żydowską historią miasta.

Gdy kilkakrotnie podkreślał, że "wszystko tu, na tym rynku, było żydowskie, nic nie należało do Polaków", ta informacja budziła zaskoczenie młodzieży (choć najgłośniejsze "och!" słychać było, gdy powiedział, że w Białymstoku było 30 browarów).

Na koniec spaceru Andrzej Lechowski pożegnał się takimi słowami: "Oprowadziłem państwa po świecie, którego nie ma i nigdy nie będzie. Ale pamiętanie o nim i kultywowanie tej pamięci jest naszym obowiązkiem!". Brzmiało to jak wezwanie, memento dla białostoczan.

Nie do przecenienia w budzeniu świadomości mieszkańców jest działalność Anny Klozy (odznaczonej medalem za naprawianie świata), nauczycielki, która ze swoimi uczniami utrwala wydarzenia związane z Holokaustem. Nie zniechęcają jej antysemickie wyzwiska. Jest twarda, konsekwentna, jak na naprawiaczy świata przystało.

Nowy szlak w Białymstoku

Kolejną mało znaną, ale rewelacyjną inicjatywą jest Szlak Dziedzictwa Żydowskiego w Białymstoku.

Przewodnik historyczny opracowany przez młodych naukowców i studentów z Uniwersytetu w Białymstoku to synteza informacji o miejscach, które pozostały po białostockich Żydach. Przewodnik - także w wersji miniaturowej, rozkładany - dostępny jest za darmo w punktach informacji turystycznej.

To przedsięwzięcie to więcej niż opracowanie dla turystów, to stworzenie nowego szlaku w mieście. Wkrótce w 36 miejscach pojawią się tablice omawiające poszczególne miejsca na szlaku.

Ale kto o tym wie? Niewielu, bo autorzy projektu - wolontariusze - nie mają przecież środków na jego promocję.

Zaskakujące, że urzędnicy miejscy nie potrafią czy też nie chcą tak cennego materiału podanego właściwie na tacy wykorzystać przy promocji Białegostoku. Zwłaszcza że magistrat wsparł finansowo projekt. Widać kompletny brak inwencji, a przecież można choćby zrobić przekierowanie ze strony urzędu miejskiego na stronę szlaku dziedzictwa (www.szlak.uwb.edu.pl), która też jest świetnie zrobiona. Ale nikt na to nie wpadł.

W Białymstoku więc szlak na razie nie wzbudził większego zainteresowania, za to na zewnątrz już tak, dlatego był prezentowany na Uniwersytecie Jagiellońskim podczas międzynarodowej konferencji poświęconej historii i kulturze lokalnej.
Natomiast strona internetowa szlaku odwiedzana jest przez użytkowników z różnych miejsc Polski, a nawet ze Stanów Zjednoczonych i Argentyny.

Wielcy nasi Żydzi zapomniani

O tym, że jest lepiej, ale nadal źle, przekonujemy się na każdym kroku.
Wprawdzie szykowana jest tablica upamiętniająca spaloną synagogę na Suraskiej (niesamowite, że ponad 60 lat się do tego zabieraliśmy), ale już cmentarz przy Wschodniej, przepiękne miejsce, jest kompletnie poza uwagą. Aż się prosi o tablicę informującą o tym, kiedy powstał, kto na nim leży itd.

Można zapytać: A kto niby miałby to zrobić?

Odpowiedź jest prosta: białostoczanie, bo to przecież ich zabytek i należy do miasta, wiec to ono powinno się nim opiekować (jak jest np. we Wrocławiu, gdzie na starym żydowskim cmentarzu leżą wyłącznie niemieccy Żydzi, ponieważ Polaków tu przed wojną nie było).

Tymczasem tzw. miasto, czyli urzędnicy miejscy, rada miejska w Białymstoku, nie zawracają sobie tym głowy.

W praktyce więc o pamięć dbają małe organizacje filosemitów, fundacje, towarzystwa. I bardzo dobrze, na razie w nich jedyna nadzieja, a do przypomnienia i opracowania jest mnóstwo.

Przed dwoma tygodniami na łamach "Porannego" opisaliśmy zapomnianego geniusza z Białegostoku, dziada poety Antoniego Słonimskiego, Chaima Zeliga Słonimskiego. Ale przecież takich wielkich zapomnianych jest więcej. Skupieni jesteśmy na Zamenhofie. To niepojęte, że nie chwalimy się wybitnym malarzem kubistą, przyjacielem Picassa, Maxem Weberem, który także się tu urodził. A co z Borysem Kaufmanem, laureatem Oscara? Co z Norą Ney, gwiazdą przedwojennego kina, i Albertem Sabinem, twórcą szczepionki na polio?
Jest się czym chwalić. Pytanie, jak to robić.

Musimy się z tym oswoić

Zdaniem Andrzeja Lechowskiego mamy do czynienia cały czas z incydentalnymi akcjami, a brakuje przejrzystej strategii, jak to żydowskie dziedzictwo miasta upamiętnić, jak je prezentować. - Te wszystkie działania, które podejmujemy, to zaledwie przyczynek do rozmowy o tym, jak systemowo to zagadnienie potraktować. Nad tym trzeba się poważnie zastanowić i to jest zadanie dla białostockiej inteligencji.

Według Katarzyny Sztop-Rutkowskiej, socjolog z Uniwersytetu w Białymstoku (autorki książki "Próba dialogu. Polacy i Żydzi w przedwojennym Białymstoku"), aby rozmaite szczytne akcje mogły mieć rzeczywisty wpływ na zmianę świadomości mieszkańców, potrzebne są większe pieniądze. Inaczej będą to rzeczywiście incydenty, a potrzebna byłaby choć jedna duża impreza związana z obecnością Żydów w dawnym Białymstoku.

- Przemawiają tylko masowe, duże imprezy. Łódź ma Festiwal Czterech Kultur i coś w tym rodzaju nam by się przydało. Widzę po studentach, że dwukulturowość Białegostoku jest dla nich zaskoczeniem, trzeba by więc znaleźć sposób, aby tę wiedzę utrwalać - mówi Katarzyna Sztop-Rutkowska.

Ale Andrzej Lechowski zwraca uwagę na jeszcze inny bardzo ważny aspekt. - Trzeba się w końcu oswoić z myślą, ile to miasto zawdzięcza Żydom - mówi.

Bez hipokryzji

Czy festiwal i oswajanie mieszkańców z żydowskim dziedzictwem wystarczy, aby je uchronić?

Raczej nie, skoro obecnie tak trudno wywalczyć zachowanie pożydowskiej dzielnicy Chanajki i wkrótce w dużym stopniu zostanie zburzona (choć dzięki mediom częściowo na szczęście zachowana).

Kiedy dwa tygodnie temu zaprosiliśmy Czytelników do dyskusji nad tym, w jaki sposób Białystok powinien upamiętnić Chaima Zeliga Słonimskiego, Krzysztof Jędrzychowski na naszym forum napisał: "Krok pierwszy: władze magistratu powinny uszanować historyczne dziedzictwo, które pozostawiło po sobie między innymi pokolenie współczesne Chaimowi Zeligowi Słonimskiemu. Natychmiast zaprzestać skandalicznego, barbarzyńskiego niszczenia historycznej, białostockiej zabudowy, m.in. jej resztek przy Rynku Siennym. Od tego trzeba zacząć. W innym wypadku wszelkie sposoby uczczenia tak znamienitej postaci byłyby ze strony włodarzy, a także nas wszystkich, tylko obrzydliwą hipokryzją.

Czy mamy moralne prawo stawiać pomniki tym, którzy już odeszli, niszcząc jednocześnie autentyczne pamiątki, które się po nich zachowały?! Pozostałości po żydowskich Chanajkach warto zachować choćby dla pamięci tych, którzy przez wieki stanowili większość wśród mieszkańców tego miasta, którym zagładę przyniosła wojna, a więc nie skazujmy na zniszczenie tego, co po nich ocalało".
Trudno się z tą opinią nie zgodzić.

Białystok żydowski, miasto, którego już nie ma, daje Białemustokowi współczesnemu, którego tożsamość cały czas się tworzy, ogromny potencjał.
Gdyby były sprzyjające wiatry i więcej inwencji, można by wokół Rynku Siennego i Chanajek stworzyć coś w rodzaju Krakowskiego Kazimierza Bis.
Ale do tego naprawdę trzeba oswojenia, o którym mówi dyrektor Lechowski, szacunku do historii i dalekowzroczności.

Do tego długa droga, ale postawa młodych ludzi napawa nadzieją, że będzie lepiej.
Sądzę, że jeszcze trochę, a Białystok dojrzeje, aby wizytówkę miasta zbudować na swojej historii.

I coś mi się wydaje, że za kilka lat atrakcją turystyczną będą bułki "białystoker" zwane też "białys", które kupują na Manhattanie potomkowie Żydów z Białegostoku pamiętający je sprzed wojny.

I może uda się zachować istotę miasta, "w którym w sposób unikalny i spontaniczny urzeczywistniał się ideał pokojowej współegzystencji różnych narodów, religii i kultur" (Szlak Dziedzictwa Żydowskiego).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny