Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Henryk N. - Dziad honorowy

Marzanna Łozowska
Henryka N. pilnowała w białostockim sądzie brygada antyterrorystyczna. W trakcie procesu cały czas był w kajdankach, ale sąd nie skazał go za kierowanie zorganizowaną grupą zbrojną. Dowodów nie było.
Henryka N. pilnowała w białostockim sądzie brygada antyterrorystyczna. W trakcie procesu cały czas był w kajdankach, ale sąd nie skazał go za kierowanie zorganizowaną grupą zbrojną. Dowodów nie było.
Ostatni taki bandyta to był. Choć gangsterem i szefem mafii wołomińskiej był tylko domniemanym. Pewne, że był cwaniakiem.

Pewne, że z jego śmiercią kończy się zła sława rodzinnego klanu z Wołomina, drugiego co do wielkości, po pruszkowskim, gangu w Polsce.

Nie dał się zastrzelić, zmarł w więzieniu. Taki bandyta z kodeksem honorowym: nie robię w narkotykach, honorowo odsiedzę cały wyrok.

Jaki ma pan zawód? - zapytał sędzia. - Gangster - nie zastanawiał się "Dziad". Czy był gangsterem? Mec. Leszek Kudrycki, obrońca Henryka Niewiadomskiego w białostockim procesie, najgłośniejszej sprawie, którą urządzono "Dziadowi" w Polsce, odpowiada: - Nie wiem. W moim przekonaniu, nie był szefem, który zawiadywał jakimiś strukturami przestępczymi, nie wydawał rozkazów, żeby kogoś pozbawić życia. On był raczej osobą, która dużo wiedziała, na przykład jak zrobić pieniądze. Znał pewne środowiska i grupa związana z rodziną przychodziła do niego i korzystała z tych informacji.

Opowiadał, że w ręku nigdy nie miał narkotyków, że prowadzi interesy, inwestuje w nieruchomości i wydawało się, że kiedy wyjdzie z więzienia, będzie to robił.
- Gangsterem to on raczej nie był - wątpi Kudrycki. Poznał "Dziada" w 2000 roku. Kiedy zakutego w kajdanki antyterroryści przywieźli do Białegostoku, on bronił wówczas słynnego na Podlasiu "Kucharza". Wtedy zadzwonił do niego mężczyzna, który zarządzał majątkiem Henryka Niewiadomskiego, m.in. kupionym właśnie hotelem w Częstochowie. - Zapytał, czy zgodzę się być obrońcą Niewiadomskiego, potem był telefon od jego żony. I tak się poznaliśmy, przypadek. "Pan mnie broni, a ja zrobię panu reklamę", powiedział do mnie - uśmiecha się mec. Kudrycki.

Skończył siedem klas. Jedne zdanie, które chciał napisać, zajmowało kartkę. Ale wydał książkę, pisał drugą. Mawiał: Inteligencję trzeba mieć.

Głośny to był proces. Oczko w głowie białostockiej prokuratury. Po raz pierwszy na Podlasiu skorzystano z instytucji świadka koronnego, znanego w białostockim półświatku jako "Żaba". Młody przestępca snuł policjantom i prokuratorom opowieści o mafii wołomińskiej, pokazał dom Niewiadomskiego w Ząbkach pod Warszawą, gdzie miał dostawać rozkazy. A że był młodym "żołnierzem", więc przechwalał się policjantom: "Poznałem "Dziada". Tak naprawdę "Dziadem" nazywano nieżyjącego już wtedy brata Henryka - Wiesława Niewiadomskiego. Ale od tej pomyłki Henryk nigdy już się nie uwolnił. I choć zaprzeczał, że nie on jest "Dziadem", tylko jeszcze w podstawówce tak nazywali jego Wieśka, to właśnie Henryk pozostał " Dziadem" do śmierci.

Po prestiżowym i bardzo kosztownym procesie, każdej rozprawie towarzyszyły szczególne środki bezpieczeństwa, a na sali rozpraw z długą bronią siedział rząd antyterrorystów, skazano Henryka Niewiadomskiego na siedem lat więzienia za podżeganie do zabójstwa. Ale białostocki sąd uniewinnił go od zarzutu kierowania zorganizowaną grupą przestępczą. Niewiadomski się bronił. Wygłaszał oświadczenia, miał alergię na prokuratorów, którzy go oskarżali. Drwił z nich i obrażał. Na wiele mu pozwalano. Miarka się jednak przebrała, kiedy napisał do sądu niecenzuralny list na temat jednego z oskarżycieli. Z tego zrobiono mu drugą sprawę i dostał dwa lata. Kary połączono i wyszło osiem lat. Wkrótce warszawski sąd zarządził wykonanie innej kary - dwóch lat więzienia, na które skazano Niewiadomskiego za śmierć dwóch robotników na jego nielegalnej budowie. Razem miał siedzieć dziesięć. Do odsiadki został mu więc rok, ale nie doczekał wolności, bo przed tygodniem, w wieku 59 lat, dostał wylewu w czasie zajęć w więziennej świetlicy.

- Raz się na mnie zdenerwował - przypomina sobie mec. Kudrycki. - Przygotowuję się do obrony, idę do niego do aresztu w Białymstoku, a on schodzi i mówi: "Aleś mnie pan zdenerwował. Przerwałeś mi pan, a jadłem takie dobre lody z "Generałem" (łomżyński mafioso, z którym dzielił celę Henryk - przyp. red.), właśnie zamówiliśmy do celi".

- To był chyba najtańszy więzień w kraju - zauważa mec. Kudrycki. - Nie jadł niczego, co podawano w więzieniu. Robił zakupy w sklepiku więziennym, sam przyrządzał posiłki, żywność dowoziła też żona.

O tym mówią też strażnicy z aresztu w Hajnówce, w którym przebywał jakiś czas. Zapamiętano, że w celi gotował ryż i chodził do biblioteki. Chciał czytać o gołębiach.

- Do aresztu nosiłem mu zdjęcia tych jego ptaków. Oceniał, czy urosły. W jakich mieszkają warunkach. To była jego pasja - opowiada obrońca.

Na sali sądowej mają odczytywać wyrok. - Jola, jak moje gołębie? - krzyczy z ławy oskarżonych Henryk. - Latają, latają - przekrzykuje tłum gapiów żona.

Bezpiecznie jest w więzieniu? "Dziad"na to: Syna bym tu wziął.

W 2001 roku biegli lekarze wydali opinię, że "Dziad" może siedzieć w więzieniu, choć ten cały czas skarżył się, że ma tętniaka w głowie.

W celi mówił, że czuje szum w uszach, wzrasta mu ciśnienie, jakby mu głowę rozsadzało.

- Może dlatego ten atak? - mecenas zastanawia się, skąd ten nagły wylew, który Niewiadomski dostał w więzieniu w Radomiu.

- Rok temu zadzwoniła do mnie Jolanta, jego żona. "Męża wiozą do Białegostoku, co się dzieje?" - przypomina sobie mec. Leszek Kudrycki. - Wybrałem się do aresztu. Okazało się, że przyjechał jako świadek. - Wtedy rozmawiałem z nim po raz ostatni. Wtedy też zapytałem, dlaczego, skoro jest takim wzorowym więźniem, skoro dostaje nagrody, nie wystąpi o warunkowe zwolnienie.

Może się pan starać wcześniej wyjść z więzienia. Dziad: "Nie honor!"

- "Nie honor mi o cokolwiek to państwo prosić. Odsiedzę". Twierdził, że się przystosował, przyzwyczaił. Namawiałem potem jego syna Pawła, tego zastrzelonego w sierpniu, aby coś z tym zrobili, skoro Niewiadomski sam nie chce napisać wniosku, może niech zrobi to adwokat. A potem byłem zaskoczony śmiercią Pawła. Ojciec opowiadał, że zainwestowali duże pieniądze w tereny w Ząbkach i syn się tym zajmował, coś budował.

Ale jeden z warszawskich prawników wie, że był wniosek o przedterminowe zwolnienie, że "Dziad" stanął w końcu przed komisją penitencjarną. I załatwił sprawę w minutę.

- Pewnie jak panu nie zapłacę, to mnie pan nie wypuści - miał powiedzieć do sędziego. I odprowadzono "Dziada" do celi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny