Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agata Porowska: Jeśli pokaże się swoją naturalność, to naprawdę uda się dotrzeć do każdego

Agata Sawczenko
Agata Sawczenko
Twórcy etiudy filmowej przygotowanej  przez stowarzyszenie  Eleos
Twórcy etiudy filmowej przygotowanej przez stowarzyszenie Eleos Krystyna Czaban
Agata Porowska, wolontariuszka z Eleosu, nakręciła film z osobami bezdomnymi. - W tej bajce oni pokazali część siebie - mówi. Był śmiech, radość, zadowolenie. - Bo udowodnili, że dadzą radę

Kurier Poranny: Na obchodach 20-lecia Eleosu był wyświetlany film - nakręciła go Pani wspólnie z bezdomnymi, którzy są pod opieką Eleosu. O czym jest ten film?

Agata Porowska: To jest bajka. O wesołym i pogodnym skrzaciku, który mieszkał wśród leśnych zwierząt. Pewnego razu ten skrzat zachorował. A wtedy zwierzęta leśne przestają się nim interesować. Bajka kończy się tym, że odwiedza go stary przyjaciel, pająk. Przywozi mu prezenty. On jeden ze wszystkich zwierząt nie bał się wejść do tego skrzata, zapukać do drzwi i go odwiedzić. No i tak kończy się ta historia: skrzat jest szczęśliwy. A zwierzęta też postanowiły złożyć mu wizytę. Przypomniały sobie, że taki ktoś obok nich mieszka.

A tak naprawdę to o czym jest ta bajka?

To jest pewnego rodzaju metafora. Chodziło o to, żeby ludzie przełożyli ją sobie na współczesny język, na nasze sytuacje, które być może dzieją się czasem wśród nas - że o kimś zapominamy, że czegoś się boimy, że coś odkładamy na dalszy plan, że zapominamy o swoich znajomych, przyjaciołach.

No właśnie. Jedno ze zwierząt jest przekonane, że najważniejsza jest praca, drugie - że pełny brzuch...

No i wyspanie się. Taki egoizm przez nie przemawia...

Ale pająk twierdzi, że najważniejsze jest - nie bać się. Czego się boimy przede wszystkim?

Ja mam czasami wrażenie, że boimy się ludzi. Że jesteśmy troszkę zamknięci w sobie i zapominamy o innych. I pędzimy w takim trochę zaganianym świecie i zapominamy o ważnych rzeczach.

Boimy się pomagać?

Boimy.

Dlaczego?

To jest taki lęk, który gdzieś tam blokuje ludzi z różnych powodów. Staram się nie oceniać ludzi, ale wydaje mi się, że czasami myślą oni egoistycznie, że pomaganie po prostu im się nie opłaca. Z drugiej strony jest to może lęk przed nieznanym człowiekiem. Boimy się też jego reakcji. A tak na dobrą sprawę są to normalni ludzie, tak jak my - tylko inaczej wyglądający.

Wydaje mi się, że czasem po prostu boimy się odrzucenia, boimy się że za bardzo się zaangażujemy.

Też. Że nie wszyscy tej naszej pomocy będą potrzebować. Boimy się czasem tej pierwszej reakcji. A poza tym - niektórzy ludzie są wyczuleni na taką fałszywą pomoc.

Pani nie bała się pomagać?

Nie... Jak tylko przystąpiłam próg Eleosu, to wiedziałam, że chcę tam zostać. I to jak najdłużej. I stworzyć taką formę pomocy pod kątem tego, że każdy może coś zrobić. Nawet ludzie, którzy są w trudnych sytuacjach życiowych - też mogą coś zrobić z pożytkiem dla innych.

Z wykształcenia jest pani pedagogiem specjalnym. Prowadziła pani warsztaty terapii zajęciowej dla niepełnosprawnych w świetlicy socjoterapeutycznej.

I właśnie trzy lata temu pojawiłam się w Eleosie z uczestnikiem moich warsztatów, osobą niepełnosprawną intelektualnie, która miała odbyć tam praktykę zawodową. Ta osoba wykonywała czynności biurowe. A że świetlica, gdzie gromadzą się podopieczni Eleosu była bardzo blisko, to zaczęłam z tymi ludźmi przesiadywać, rozmawiać. Pomyślałam, że chciałabym przychodzić do nich częściej. I narodził się taki pomysł na połączenie osób niepełnosprawnych ze świetlicy i podopiecznych Eleosu. Wspólnie wykonywaliśmy zabawki kreatywne, które miały później służyć dzieciom ze świetlicy socjoterapeutycznej. Ten mały sukces okazał się czymś wspaniałym. Mogliśmy poznać się bliżej - świat osób niepełnosprawnych i bezdomnych. Mogliśmy ze sobą rozmawiać już po paru spotkaniach. I wytworzyły się piękne emocje. A te osoby poczuły, że też mogą coś zrobić. Także w taki sposób praktyczny - usiąść, zająć się czymś i nie myśleć o swoich kłopotach przez chwilę.

Pani nie bała się tej pomocy? Tak to pani przyszło, po prostu?

Tak, tak niechcący. Ale poczułam coś takiego: Jeśli człowiek jest tak wewnętrznie prawdziwy, to gdzieś tam uruchamiają się pewne rzeczy - że gdzieś tam się czuje, że się chce tam być. I tak zostało mi.

Ale na zabawkach się nie skończyło.

Później pojawiła się bajka, którą napisała moja siostra. Była skierowana do dzieci długo przebywających w szpitalu - żeby nie bały się mimo tego, co się z nimi dzieje. Nagraliśmy słuchowisko na CD i przekazaliśmy je do szpitala. Dopiero przy okazji obchodów 20-lecia ośrodka wpadliśmy na pomysł nakręcenia filmu. Chcieliśmy słuchowisko przełożyć na obraz - ale obraz tym razem skierowany do takiej trochę starszej widowni. To też sposób, by osoby bezdomne mogły zaistnieć gdzieś tam przy okazji obchodów 20-lecia Eleosu. Nagrywaniu tej bajki towarzyszyły piękne emocje. Niezapomniane.

Proszę o tym opowiedzieć.

Kręciliśmy to w Majątku Howieny. Uczestnicy najpierw przygotowali ognisko, upiekli kiełbaski. To też jest na filmie. Tak naprawdę pomysł był tak spontaniczny, że nie wiedzieliśmy, ile tych osób przyjedzie. Przyjechali ci, którzy chcieli spędzić popołudnie inaczej niż zwykle - w sumie sześć osób. Aktor, który mi w tym pomagał - z Akademii Teatralnej w Białymstoku, Rafał Pietrzak - miał już wizję w głowie, jakie mniej więcej sceny będą po kolei kręcone. I kto jaką rolę będzie odgrywał. Na przykład Stonogę... Przecież nie będziemy przebierać osoby dorosłej za stonogę. Więc postanowiliśmy, że pokażemy element nóg, na rowerze pędzące gdzieś tam. Pani Biedronka - duża charakterystyczna torba z Biedronki. Ale wszystko poszło tak płynnie, oni tak pięknie zaczęli się uśmiechać - to poszło jak z płatka. Ci ludzie we wszystko weszli, byli bardzo aktywni, słuchali. Emocje przez te trzy i pół godziny były piękne. Później wrażeń oczywiście co niemiara. Śmiech, radość, zadowolenie, że dali radę, że pokazali część siebie, że uruchomili swoje możliwości. I to było cudowne.

Jak Pani to zrobiła, że ci ludzie tak szybko panią zaakceptowali?

To poszło szybko. Zresztą w świetlicy Eleosu jest bardzo duża rotacja. Z tych stałych bywalców są dosłownie trzy osoby - z którymi mamy kontakt, dzwonimy do siebie, troszczymy się o siebie. Ale jeśli pokaże się swoją naturalność, prawdziwość, to naprawdę da się do nich dotrzeć. To tak jak w życiu - akceptujemy siebie szybko, rozumiemy siebie praktycznie bez słów. Wystarczy po prostu otworzyć się na pewne sytuacje, zaakceptować, nie oceniać.

Eleos pomaga nie tylko bezdomnym, ale i ubogim. Wiadomo, że pomoc rzeczowa jest bardzo potrzebna. Natomiast Pani zwraca uwagę na zupełnie inne rzeczy u tych ludzi...

Na taką wartość człowieka. Bez oceniania. To pełna akceptacja każdego - że w każdym jest coś dobrego, pozytywnego i że każdy może zrobić coś, przysłużyć się innym. I to bez względu na to, czy jesteśmy pedagogami, psychologami, dyrektorami czy osobami ubogimi.

Gdzie się pani tego nauczyła?

Życie mnie tego nauczyło... Dopóki mam wiarę, że robię coś z pożytkiem dla innych i ktoś jest z tego tak szczerze zadowolony i mi potem dziękuje... Dla takich chwil naprawdę warto żyć.

Eleos Prawosławny Ośrodek Miłosierdzia diecezji białostocko-gdańskiej został powołany 15 czerwca 1996 r. dekretem arcybiskupa Sawy (obecnego Metropolity Warszawskiego i całej Polski). Pomaga osobom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej, dzieciom z rodzin ubogich, dysfunkcyjnych, rozbitych oraz wychowankom domów dziecka, osobom starszym, chorym, ułomnym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny