Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Woronowicz: Mój dom jest tam, gdzie ja jestem

Agata Sawczenko
Mam w Białymstoku jeszcze wielu przyjaciół. Spotykamy się, gdy odwiedzam moje rodzinne miasto.
Mam w Białymstoku jeszcze wielu przyjaciół. Spotykamy się, gdy odwiedzam moje rodzinne miasto. knock knock actors
Bywam w Białymstoku nie tak często, jak bym sobie życzył. A tutaj rzeczywiście wypoczywam. Tu jest inne tempo życia, inni ludzie - mówi Adam Woronowicz.

Kurier Poranny: Dzieciństwo to magiczny czas. Pan spędził je w Białymstoku...

Adam Woronowicz: Wychowałem się w Białymstoku, na osiedlu Przydworcowym. Moja ulica teraz nosi imię kardynała Stefana Wyszyńskiego, kiedyś to było Mistrzów Plonów. Chodziłem do szkoły nieistniejącej już nr 18. Dzieciństwo wspominam jako odwieczną walkę między szkołami, ale również między podwórkami, rywalizację głównie na boisku, w piłkę nożną. Pamiętam te wszystkie już nieistniejące dzikie sady, które były wokół góry Świętej Magdaleny czy przy ulicy Stołecznej.

Czyli to prawda: kiedyś dzieci spędzały większość czasu na podwórku.

Generalnie wtedy życie nas, dzieciaków, przebiegało od rana do wieczora na podwórku. Jedyne, co nas ograniczało, to tylko i wyłącznie szkoła. Ale tak jak powiadam - Białystok, to takie miejsce, gdzie dzieciństwo miało swój zupełnie inny wymiar, inny koloryt i pomimo że to był taki trochę smutny czas, bo czas PRL-u, to dzieciństwo zawsze się wspomina kolorowo i fajnie. Dla nas najważniejszy był ten czas spędzony na podwórku, na zabawach. I bynajmniej nie były to żadne klocki Lego, bo to był towar deficytowy. Kto miał, bardzo je szanował, włącznie z pudełkiem. Wyciągaliśmy je od czasu do czasu i na nowo budowaliśmy.

Nostalgia?

Rzeczywiście, ten czas spędzony na podwórku w gronie przyjaciół i znajomych pewnie już nie wróci. Stoi do dziś ławka, gdzie się zbieraliśmy z kolegami niemal codziennie. Ale nadszedł taki dzień, kiedy tam nie przyszliśmy - i już z niektórymi nigdy się nie spotkaliśmy i pewnie już się nie spotkamy. Po prostu - nasze drogi się rozeszły. No i tak to jest - boisko, na którym graliśmy - przy technikum budowlanym przy ulicy Wyszyńskiego już jest zarośnięte trawą, bo rzadko kto z niego korzysta. Teraz jest kupa innych fajnych rzeczy, które młodzi ludzie chcą robić w wolnym czasie - to przecież epoka mediów, komputery... Ale u nas tak to wyglądało, jak wspominam, pomimo że nie jestem przecież jakimś strasznie starszym człowiekiem. Ale jak opowiadam, to samemu mi się wydaje, że to moje dzieciństwo to strasznie zamierzchła epoka.

Nie zostały Panu żadne przyjaźnie z tamtego okresu?

Oczywiście, że zostały. Z kilkoma kolegami do dziś utrzymuję kontakty. Gdy jestem w Białymstoku na święta, to zawsze dzwonimy do siebie, składamy życzenia. Jeden z moich takich bardzo dobrych kolegów mieszka w Czarnej Białostockiej. Jak mamy okazję, to z moim drugim przyjacielem go odwiedzamy. Naprawdę jest bardzo fajnie. Możemy się nie widzieć pół roku czy nawet rok - ale jak się już spotkamy, to mamy wrażenie, że rozstaliśmy się nie dalej jak wczoraj.

To w Białymstoku zapałał Pan miłością do teatru...

Wszyscy o tym wiedzą, że wszystko się zaczęło od Teatru Klaps Tosi Sokołowskiej. Teatru, który obchodzi w tym roku 50-lecie. Potem była Mandragora, kolejna grupa prowadzona przez panią Tosię Sokołowską. Bardzo dużo zawdzięczam właśnie pani Tosi Sokołowskiej, tej grupie, która wtedy istniała, przyjaźniom, spotkaniom. Nie tylko moje marzenia o teatrze i aktorstwie się spełniły. Pamiętam, jak kiedyś wracając z zajęć w Warszawie spotkałem w pociągu Adama Dzienisa, z którym studiowałem na roku, i jeszcze jednego naszego przyjaciela, który zaczął studia aktorskie w Łodzi.

Nie chciał pan zostać w Białymstoku i tutaj pracować?

Nie, nie, na pewno nie. Szczerze mówiąc nigdy nie myślałem o powrocie do Białegostoku.

Dlaczego?

Chcę się rozwijać. To już chyba taki los, że człowiek wylatuje ze swego gniazda i frunie dalej do przodu. Mnie zawsze coś pcha do przodu: tu już byłem, więc idę dalej. Nie cofam się. Życzę tego wszystkim innym adeptom sztuki teatralnej, bo generalnie chodzi przecież o to, żeby grać w jak najlepszych klubach, nie?

Ale często pan odwiedza Białystok?

Raczej powiedziałbym, że bywam w Białymstoku. Na pewno nie tak często, jakbym może sobie tego życzył. Bo tutaj rzeczywiście wypoczywam. Tu jest inne tempo życia i inni ludzie. Lubię tu przyjeżdżać, bo z tym miastem wiążą się moje wspomnienia, tu jest jeszcze wielu moich przyjaciół.

I tu spędzi Pan tegoroczne święta?

Tak. A potem będę na spotkaniu, które organizuje mój przyjaciel pracujący przy białostockim DKF-ie.

Białystok zmienia się. Podobają się Panu te zmiany?

Na wszystkich, którzy tu przyjeżdżają, robi wrażenie ten współczesny Białystok. Ludzie, którzy wracają tu po latach - nie poznają tego miasta. Rzeczywiście rozwój jest niebywały i nie wiem, czy Rynek Kościuszki, czy to wszystko, co dzieje się wokół - te wszystkie obwodnice - jest bardziej imponujące. Albo nowy stadion - on robi na mnie ogromne wrażenie. Bardzo się z tego cieszę - z każdej takiej inicjatywy i z każdej takiej rzeczy, która sprawia, że Białystok pięknieje.

Czuje się jeszcze tu Pan jak w domu?

Zawsze! Dopóki jest tu dom rodziców, to zawsze czuję się tu jak w domu. To jest moje miasto rodzinne. Ale też trudno powiedzieć, że gdziekolwiek indziej czuję się gościem. Tam, gdzie jestem ja - tam jest mój dom. Ale wiadomo - ten dom rodzinny zawsze pozostanie domem. Miasto, w którym się urodziło - zawsze zostaje tym szczególnym miejscem.

Zaczepiają Pana ludzie na białostockich ulicach?

Nie. Ja bardzo swobodnie czuję się w moim mieście. Nie jestem jakąś taką osobą, która powoduje, że zatrzymuje się ruch w Białymstoku - i bardzo dobrze. I to jest super, że można się poczuć normalnie, swobodnie i bez żadnego skrępowania. I nawet jeśli ktoś tam gdzieś mnie rozpozna, to są zwykle bardzo miłe momenty.

Adam Woronowicz urodził się w 1973 roku w Białymstoku. Skończył V Liceum Ogólnokształcące w Białymstoku, a następnie studia na Wydziale Aktorskim Akademii Teatralnej w Warszawie w 1997 roku. Występował w Teatrze Rozmaitości w Warszawie w latach 1997-2001 i w Teatrze Powszechnym w Warszawie od 2001 do 2009 roku. Od 2009 roku ponownie występuje w Teatrze Rozmaitości w Warszawie (obecnie znany pod nazwą TR Warszawa).

Jest laureatem Nagrody im. Aleksandra Zelwerowicza za sezon 2004/2005, przyznawanej przez redakcję miesięcznika „Teatr”, za role Fadinarda w „Słomkowym kapeluszu” Eugène’a Labiche’a w Teatrze Powszechnym w Warszawie oraz Mirona w spektaklu Teatru Telewizji „Pamiętnik z Powstania warszawskiego” według Mirona Białoszewskiego. Teraz coraz częściej występuje w filmach. Serca publiczności podbił rolą księdza Jerzego Popiełuszki w filmie „Popiełuszko. Wolność jest w nas” w reżyserii Rafała Wieczyńskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny