W latach siedemdziesiątych kierował Spółdzielnią Kółek Rolniczych w Surażu. Ale w 1977 roku musiał odejść. Wtedy wpadł na pomysł, by zacząć pracować na swoim.
Rozpoczął chów drobiu
Zainwestował pieniądze w hodowlę drobiu. Przyznaje, że ryzyko było minimalne. Nie chciał też nigdzie dojeżdżać do pracy.
Najpierw powstał budynek gospodarczy. Potem skontaktował się z białostockimi zakładami drobiarskimi. Firma miała zaopatrzyć nowego dostawcę w pisklaki i paszę.
Pan Zygmunt nie żałował swojej decyzji, bo jego działalność dobrze się rozwijała. Jarmoc dostarczał do zakładu 10 tysięcy sztuk gęsi.
W latach osiemdziesiątych rozwijał swoje gospodarstwo. Powiększał też areał. Początkowo miał 6 hektarów ziemi. Potem nabył kolejne dziewięć.
Rozwój fermy
Niestety, pod koniec lat 80. białostockie zakłady upadły. Nie zniechęciło go to i znalazł nowego kontrahenta. Podpisał kontrakt z suwalską firmą, której do dziś sprzedaje drób.
W latach 90. sytuacja gospodarcza była niepewna, bo nabywca przez kilka miesięcy nie płacił. Jak mówi Jarmoc, nie opłacało się dalej produkować. - Chciałem nawet zrezygnować. Ale udało mi się przetrwać te trudne czasy - mówi.
Kiedy wreszcie niepowodzenia się skończyły, Jarmoc rozbudowała fermę: - Tuż przy kurniku powstały dwa magazyny zbożowe, bo wolno stojące były uciążliwe - tłumaczy.
W gospodarstwie pojawiły się też nowoczesne maszyny. Teraz ma cztery ciągniki oraz urządzenia towarzyszące.
Rocznie do Suwałk sprzedaje 10 tysięcy sztuk gęsi. W lipcu zbył pięć tysięcy, a w październiku resztę.
Ciężko pracuje i musi być czujny
Jednak, żeby wykorzystać budynki gospodarcze, hoduje kurczaki brojlery. Rocznie do Suwałk sprzedaje ich 40 tysięcy sztuk.
Jest to produkcja uzupełniająca. Bo pan Zygmunt latem chowa gęsi, a jesienią, zimą i wiosną - kurczaki.
Nasz rozmówca chwali się też, że drób z jego fermy trafia na niemieckie stoły. Jarmoc zdaje towar do Suwałk, gdzie potem jest paczkowany i sprzedawany na Zachód. - Niemcom bardzo smakuje mój drób - cieszy się hodowca z Suraża.
Sukces i powodzenie w interesach, to efekt ciężkiej pracy. Jarmoc to doświadczony i wieloletni hodowca, który doskonale wie, że trzeba być ciągle czujnym. Jak mówi, w fermie wszystko musi być dopilnowane. Drób trzeba hodować w znakomitych warunkach.
Wybieg jest ogrodzony siatką, żeby gęsi były odizolowane od kontaktu z dzikim ptactwem. Hodowca musi zwracać uwagę na pojawiające się w okolicy lisy i psy. Zdarzało się, że zagryzły po piętnaście lub dwadzieścia sztuk.
Ze względu na zagrożenie różnymi chorobami na fermie musi być, i jest, sterylna czystość:
- Dlatego nie panikowałem, kiedy w naszym kraju wybuchała epidemia ptasiej grypy. Nie martwiło mnie, że z powodu tej choroby, mogę zbankrutować. To był tylko taki szum medialny - uważa pan Zygmunt.
Kryzys mu nie straszny
Pod względem powierzchni, jego gospodarstwo też jest duże. Liczy bowiem 30 hektarów. Jarmoc uprawia zboża paszowe i owies, które wykorzystuje jako paszę dla gęsi.
- Jej produkcja wynosi siedemdziesiąt procent. Dlatego współpracuję z wytwórniami pasz, gdzie kupuję pełnoporcjowe, specjalne i granulowane pasze - wyjaśnia.
Bo gęś do sześciu tygodni życia trzeba karmić paszą pełnoporcjową, a potem mieszanką zbożową. Trzeba jej też dawać witaminy.
Co ważne, Zygmunt Jarmoc nie narzeka na kryzys: - Co prawda, wszystko drożeje, a ceny nie są stabilne, bo zależą od kursu euro i dolara, ale nie jest jeszcze tak źle - zapewnia hodowca drobiu.
Nie obawia się też o przyszłość gospodarstwa. Wie, że jego praca nie pójdzie na marne, trafi w dobre ręce. Najbliżsi już mu pomagają. Fermę zamierza przekazać córce i zięciowi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?