Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zwyczaje kolędowe: Chodzenie z Herodem

Alicja Zielińska
to kolędnicy przebrani za żołnierzy
to kolędnicy przebrani za żołnierzy Archiwum prywatne
Do ludzi to przemawiało, bo Herody ukazywały walkę dobra ze złem. Okrutny król skazany jest na wieczne potępienie w piekle. Każdy więc chętnie zapraszał kolędników do domu, by obejrzeć przedstawienie - opowiada Sabina Sadowska. - A i występujący starali się wypaść jak najlepiej. Przygotowania zaczynały się już w listopadzie.

Herody, to kolędnicy przebrani za żołnierzy, występujący ze śmiercią, Żydem, diabłem i z aniołami. Chodzili tradycyjnie od trzeciego dnia świąt, czyli tuż po Bożym Narodzeniu do Trzech Króli, a bywało że i do Matki Boskiej Gromnicznej, 2 lutego. Odgrywali scenki związane z narodzeniem Jezusa, pokłonem Trzech Króli, rzezią niewiniątek i porwaniem króla Heroda do piekła za jego okrutne czyny.

Sabina Sadowska do dziś przechowuje teksty poszczególnych ról Herodów z Wojen-Krup. To w tej wsi w powiecie wysokomazowieckim przez wiele pracowała z mężem w szkole i wspólnie zajmowali się działalnością kulturalną. Ma albumy pełne zdjęć z przedstawień. Próba generalna, występy. W 1974 roku na przeglądzie wojewódzkim zajęliśmy trzecie miejsce - pokazuje jeden z licznych dyplomów w swojej bogatej kolekcji.

Wszystko zaczęło się we wsi Dąbrowa Dzięciel. Trafiła tu do szkoły jako świeżo upieczona nauczycielka. Poznała Józefa Sadowskiego, też był nauczycielem. Wkrótce się pobrali. Poza uczuciem połączyła ich też wspólna pasja - zamiłowanie do teatru. - Wieś łaknęła kultury, nie wystarczyły towarzyskie spotkania. Utworzyliśmy zespół teatralny, powstała scena - opowiada.
Wkrótce ten wiejski teatr prowadzony przez dwoje młodych zapaleńców zasłynął w okolicy komediami Fredry, Gogola, Czechowa. Zdobył pierwsze miejsce na przeglądzie powiatowym, wyróżnienie na przeglądzie wojewódzkim w Białymstoku. Występował na akademiach, uroczystościach, czy podczas długich wieczorów w karnawale. A pan Józef od tej pory pozostał Szwejkiem, nie tylko we wsi, ale i w powiecie przylgnął do niego sceniczny Szwejk, od kiedy cała okolica biła mu brawo za tę rolę w sztuce Sterna "Nowe przygody Szwejka", pisała dziennikarka z Warszawy.

W szkole uczyli tylko polskiego i matematyki

W 1956 roku pani Sabina została przeniesiona do szkoły w Wojnach Krupach. - Jak przejmowałam tę szkołę, to się przeraziłam. W dzienniku był tylko zapisany język polski i matematyka. Żadnych innych przedmiotów. Kierowniczka pokręciła głową, że ja taka młoda, nie poradzę sobie. Ale postanowiłam, że się nie poddam - opowiada z uśmiechem.

Nowe środowisko do najłatwiejszych nie należało. Wokół znajdowało się kilka wsi, wszystkie z pierwszym członem w nazwie Wojny. Wojny-Pogorzel, Wojny-Szuby Szlacheckie, Wojny-Szuby Włościańskie, Wojny-Wawrzyńce, Wojny-Krupy, Wojny-Piecki, Wojny-Pietrasze. Gospodarze powściągliwi, podzieleni na szlachtę i włościan. Dziewczyna ze wsi szlacheckiej na przykład nie mogła wyjść za mąż za kawalera ze wsi włościańskiej. Do szkoły były brama i bramka, którymi oddzielnie przechodziły dzieci włościańskie i szlacheckie. W ławkach też siadały oddzielnie.

- Z czasem jednak to się zmieniło. Zaczęliśmy organizować imprezy i wciągać wszystkich, niezależnie od tego, kto jakie miał pochodzenie. Została utworzona szkoła rolnicza. A potem, już w latach 60. wszystkich połączył telewizor. Dostaliśmy go w nagrodę za sztukę, którą graliśmy na przeglądzie w Teatrze Węgierki w Białymstoku. Wtedy telewizor był nie lada atrakcją, bo nikt w domu nie miał, jedyny telewizor znajdował się w komitecie powiatowym partii w Wysokiem Mazowieckiem.

Herody krążyły po okolicy

Ludzie przychodzili oglądać filmy, programy sportowe, i tak powoli ten podział zanikał. Bo jak jeden koło drugiego siadał, to musieli ze sobą rozmawiać. I przekonywali się, że nie ma o co się gniewać. Rozmawiali, śmiali się.
|Zbliżało się Boże Narodzenie. Któryś z mężczyzn rzucił pomysł, by ruszyć z Herodem. Inni podchwycili. Była tu taka tradycja, ale i ludzie chcieli się pokazać. Skrzyknęli się, wybrali spośród siebie dziesięć osób. Sami mężczyźni. Tekst przyniósł starszy pan. Przepisałam na maszynie, podzieliłam na role. Panowie sami sobie przygotowali stroje.

I wkrótce herody z Wojen-Krup zasłynęły w całej okolicy. Zaczęliśmy jeździć na różne przeglądy, gminne, powiatowe, wojewódzkie, występowaliśmy też w Białymstoku. Zgłaszałam nasz zespół, przyjeżdżał ktoś z komisji i zawsze nas chwalił. Występ bardzo się podobał. Wszyscy z wielką pasją traktowali swoje role, wkładali wiele serca. Chcieli wypaść z jak najlepszej strony.

Prowadziłam też młodzieżowy zespół taneczny, teatrzyk lalkowy. Jak się przeniosłam do Białegostoku po śmierci męża, który zmarł po tragicznym wypadku samochodowym, to jeszcze z Łomży przyjechał do mnie pracownik z wydziału kultury, żebym pojechała z zespołem na ogólnopolski przegląd w Rzeszowie w 1986 roku. Zrobiliśmy tam furorę tańcem kontro. Dostałam wyróżnienie ministra kultury. Jest co wspominać, tyle się działo - uśmiecha się pani Sabina.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny