Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zofia Lipska po wojnie szefowała domowi dziecka. Mówiliśmy na nią Mameczka.

Alicja Zielińska
Po lewej: 3 lipca 1949 r. Zofia Lipska z wychowawczyniami z domu dziecka.Po prawej: Tutaj już kiedy pracowała w Łapach jako szefowa restauracji.
Po lewej: 3 lipca 1949 r. Zofia Lipska z wychowawczyniami z domu dziecka.Po prawej: Tutaj już kiedy pracowała w Łapach jako szefowa restauracji. Fot. Archiwum
Byłam jej wychowanką. Ale traktowałam jak matkę. Niezwykła, wspaniała osoba - opowiada Jadwiga Winniczek. Zadzwoniła do nas ze Stanów po artykule o Zofii Lipskiej.

Zofia Lipska podczas wojny została deportowana do Kazachstanu. Mimo bardzo trudnych warunków i grożącego niebezpieczeństwa pomagała rodakom. Dzięki niej wielu Polaków i Żydów wróciło do kraju. Ona wróciła z zesłania ostatnim transportem w 1946 roku. Została kierowniczką domu dziecka w miejscowości Wojny Pogorzel koło Wysokiego Mazowiecka.

Jadwiga Winniczek, która wówczas nazywała się Halicka, wspomina wielką dobroć Zofii Lipskiej.

- Ojca mego zabili Niemcy, a mamę po wojnie bandyci. Zostaliśmy sami. Ja miałam pięć lat, dwie starsze siostry po sześć i siedem lat. Pamiętam, bardzo rozpaczałyśmy, jak zawieźli nas furą do domu dziecka. Ale pani Zofia Lipska od razu nas przytuliła, ucałowała i powiedziała, że tu będzie nam dobrze. No i było.
Jej mąż był wojskowym, zginął na początku wojny. Dowiedziałam się o tym oczywiście dopiero później. Pani Zofia nie założyła rodziny. Całą swoją miłość przelała na cudze dzieci.

Nazywaliśmy ją Mameczka. Bardzo energiczna, stanowcza, jeśli chodziło o załatwienie spraw, ale do dzieci niezwykle łagodna. Serdeczna, opiekuńcza. A przecież to były trudne czasy, wszystkiego brakowało. Lekcje odrabialiśmy przy lampie naftowej, nie było światła. Ona jednak zawsze wszystkiemu zaradziła. Nie odczuwaliśmy biedy, chodziliśmy ładnie ubrani, bo Mameczka wystarała się o paczki z UNRY.

Pamiętaliśmy zawsze o jej imieninach w maju. Zbieraliśmy kwiaty na łące i robiliśmy wieńce. Ona siadała na środku sali, na krześle, my dookoła stawaliśmy i śpiewaliśmy różne piosenki.

Przed Bożym Narodzeniem ubieramy choinkę, nie ma bombek ani strojnych świecidełek jak dzisiaj, to Mameczka wymyśliła, że węgielki zawiniemy w pozłacane papierki, a łańcuchy zrobimy ze słomy i kolorowych niteczek, i też będzie pięknie. Uczyła nas wielu praktycznych rzeczy. Przykładała dużą wagę do pracy. Przy domu dziecka znajdował się duży sad. Dbaliśmy, by żadne jabłko się nie zmarnowało. Jesienią układaliśmy je starannie w rzędach w piwnicy, potem przekładaliśmy, wyrzucaliśmy zepsute. Robiliśmy przetwory z warzyw.

Mameczka zwracała też uwagę na dobre maniery. Właściwe zachowanie przy stole, dziękuję, przepraszam, okazywanie grzeczności innym - to była podstawa. Dziewczętom pokazywała, jak mają ładnie się poruszać, na przykład stąpać z palców, a nie z pięt, wyprostowana sylwetka, głowa do góry. Chłopakom przykazywała, że zawsze mają mieć wyczyszczone buty.

Powtarzała każdemu: Bądź grzeczny, miły. Jak widzisz starszą osobę, zapytaj, czy czegoś nie potrzebuje.

I któregoś dnia zdarzyło się coś strasznego. Przyjechali z UB, zakuli ją w kajdanki i poprowadzili. Bardzo płakaliśmy. Wydawało nam się, że to koniec świata, że nie wróci już nasza ukochana Mameczka.

Jeździliśmy do niej, do więzienia w Wysokiem Mazowieckiem. Woziliśmy jej chleb i cebulę, bo panie kucharki mówiły, że więźniom trzeba nosić cebulę. Ale strażnicy nigdy nie pozwolili nam się z nią zobaczyć.

Wypuszczono ją po kilku miesiącach. Była bardzo przygnębiona. Nie chciała nic mówić. Dopiero kiedy już byłam dorosła, opowiadała, że strasznie ją traktowano. W nocy wzywano na przesłuchania, bito, kazano się przyznać do kontaktów z imperialistami. Nie wróciła już do domu dziecka. Nie pozwolono jej. Zamieszkała w Łapach , była kierowniczką restauracji.

Ale kontaktu ze swoimi wychowankami nie straciła. Bardzo wielu z nas doświadczyło jej ogromnej dobroci. Pomagała nam ze wszystkich sił, dawała pieniądze, wspierała radami. Jeździłam do niej w każdą niedzielę.

W 1976 roku wyjechałam do Stanów. Mam teraz 70 lat, a pamiętać będę o niej do końca życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny